Polacy wchodzący do autobusu. Przednie wejście dla wsiadających, tyle dla wysiadających? Nigdy!
Polacy wchodzący do autobusu. Przednie wejście dla wsiadających, tyle dla wysiadających? Nigdy! Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta

Do autobusu tylko przednimi drzwiami, kto to wymyślił?! Schodami ruchomymi stojąc po jednej stronie? Przecież można zejść nawet tymi, które jadą w górę! Po co kolejka do szatni, skoro można się sprytnie wcisnąć? Co w innych krajach jest regułą codzienności, w Polsce jest regularnie łamane. Dlaczego Polacy mają takie problemy z przystosowaniem się do nowych reguł?

REKLAMA
W Londynie, Berlinie, czy Amsterdamie miliony ludzi potrafią ustawić się w kolejce do pierwszych drzwi autobusu. W polskich miastach, gdzie wprowadzono taką zasadę, wszyscy i tak ładują się jak chcą, drzwiami i oknami. A to tylko jeden przykład ilustrujący nasz problem z przyswajaniem nowych zasad.
Barbara Stawarz, psycholog: Przypomina mi się pewna praca autorstwa cenionego psychologa Kazimierza Dąbrowskiego, który porównywał respektowanie przepisów przez Polaków w odniesieniu do tego, jak jest z tym wśród innych narodów, w tym Szwajcarów. I jego konkluzje była taka, że gdy w Polsce ktoś zobaczy patrol policji, to gdy dalej minie kogoś z nie włączonymi światłami powie "uważaj tam stoi policja, mogą cię złapać". Natomiast Szwajcar w takie sytuacji stwierdzi "proszę pana, pan nie ma włączonych świateł, tak nie wolno jeździć".
Ale skąd się to w nas bierze?
Zdaniem Dąbrowskiego, to wcale nie efekt czterech dekad komunizmu, a problem sięgający wręcz zaborów. Z tego powodu, że przez ponad 150 lat byliśmy pod zaborami, mamy w genach przeświadczenie, że trzeba walczyć z władzą. A każdy przepis, zasada jest narzucona przez jakąś władzę. Instynktownie polskie społeczeństwo nie lubi, gdy się je ogranicza na co dzień.
Na Zachodzie Polacy jednak się tak z tym nie obnoszą. Większość imigrantów znad Wisły potrafi się przecież dostosować do reguł panujących w Dublinie, czy Paryżu.
To zjawisko dobrze znane psychologii społecznej. Chodzi mianowicie o konformizm normatywny, przystosowanie się do zachowującej się w określony sposób grupy, która nas otacza. I w odpowiednio dużej grupie, innym społeczeństwie nawet Polacy przystosowują się do panujących tam reguł.
Natomiast, gdy wracamy, znowu trafiamy w środowisko, gdzie dominującą zasadą jest, by nie zwracać uwagę na codzienne zasady.
Czy na te nasze irytujące cechy można jednak patrzeć w jakiś pozytywny sposób?
Na pewno tak. Z reguł nie nie zgadzamy się z tym, co nas otacza, więc nasz konformizm jest znacznie słabszy, niż innych społeczeństw. Nie tylko całe społeczeństwo, ale i każdy Polak z osobna, potrafi więc walczyć z różnymi siłami, które próbują nas do czegoś zmusić.
Powinniśmy się więc z tego leczyć, czy po cichu pielęgnować?
Trudno to jednoznacznie ocenić. Osobiście widzę i pozytywne i negatywne strony tej sytuacji. Przecież gdybyśmy wszyscy stosowali się do absolutnie wszystkich przepisów, to byłoby trochę przerażające. Odstępowanie od reguł jest bardzo ludzką cechą.