
Te doniesienia tylko potwierdziły wnioski zespołu parlamentarnego do spraw zbadania katastrofy smoleńskiej. Zespół koncentrował się tylko na wynikach naukowych, nie na propagandzie czy mitach o pancernej brzozie.
Próbuje się nam wmówić, że to tylko jakiś nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Wszystko wskazywało na to już wcześniej, dziś mamy ślady tego, że nastąpił wybuch. Konieczne jest nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, sprawozdanie Andrzeja Seremeta i ujawnienie wszystkich dokumentów z tym związanych, które posiada prokuratura. Jeśli tego nie zrobi, będzie to dowód na matactwo i poplecznictwo wobec przestępstwa. Zamordowanie 96 osób to niesłychana zbrodnia, każdy, kto miał cokolwiek z tym wspólnego, powinien ponieść tego konsekwencje.
Na posiedzeniu zespołu obecny był również porucznik Artur Wosztyl, pilot samolotu JAK-40 i kolega zmarłego Remigiusza Musia. Ze łzami w oczach wytłumaczył, że jako żołnierz w czynnej służbie nie mógł wcześniej mówić o wydarzeniach związanych z katastrofą smoleńską. Zaznaczył też, że w większości zgadza się z zeznaniami Remigiusza Musia. Zastrzegł jednak, że nie słyszał, by wieża kontrolna kazała samolotowi JAK-40 zejść na pułap 50 metrów. Nie pamięta też rozmowy z załogą IŁ-76, trzeciego samolotu obecnego na smoleńskim lotnisku.
Wszystkie próby opóźnienia będę traktował jako świadome narażanie życia porucznika Wosztyla. Ta sprawa nie może być przedmiotem wykrętów. Zbyt wiele ludzi zginęło już w związku z tą sprawą.
Zastanawialiśmy się nad tym, jak władza będzie się bronić. Znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. To charakterystyczne, że płk Szeląg stwierdził, iż na wraku nie było trotylu. Później zaczął wywód o tym, że urządzenie jest nieprecyzyjne. Wygląda to na wielkie oszustwo i tak to traktujemy. Materiały wybuchowe to potężna przesłanka, by stwierdzić, że to był zamach.
Współpraca: Michał Fal