
Na zachodzie Europy większość ludzi traktuje zakłady jako rozrywkę. Typują wynik meczu, by umilić sobie czas. W Polsce jak dotąd dominowało nastawienie "gram, żeby wygrać". Ale i to się zmienia. - Stajemy się jako naród coraz bogatsi i dzisiaj stosunek graczy poważnych do przygodnych wynosi mniej więcej 50:50 - mówi mi człowiek odpowiedzialny za PR w Betssonie, który jest w piątce największych graczy na rynku. Od kilku lat dominują dwie marki - Bwin i Bet-at-home.
Kontaktuję się z człowiekiem, który bukmacherkę zna od podszewki. Oczywiście nie poda nazwiska. - Każdy bukmacher może odmówić przyjęcia zakładu albo nawet już po meczu uznać go za nieważny, a ja chcę jeszcze pograć - śmieje się. Zadaję mu najprostsze pytanie. O to, jak grać, by wygrać. Czy ma jakiś system. - Dobrze, nazwijmy to systemem. Na początku musisz ustalić sobie budżet i przemyśleć jednostki. Jednostką może być 50 groszy, 1 zł lub 10 zł. To wstęp. Kolejna zasada brzmi - graj pojedyncze mecze o kursach powyżej 1,7. Ważne jest, żeby unikać meczów medialnych, bo tam panują największe przekłamania kursowe. Wiele osób stawia wtedy na faworyta, a wiadomo, jak działa rynek. Kurs 1,20 jest na przykład totalnie śmieszny, zbity do poziomu nieopłacalnego, a ludzie, którzy nie rozumieją bukmacherki uważają go za normalny. Bzdura. Z doświadczenia wiem, że jeśli w jakimś meczu kursy rozkładają się np 2,0 - 2,7, to faworyt jest mniej więcej tak samo pewny, jak przy rozkładzie 1,2-3,8 - opisuje mój rozmówca zdradzając przy okazji część swojej tajemnicy sukcesu.
Przejrzałem kilka serwisów o zakładach. Na jednym z nich znalazłem tekst, w którym autor pisze, w jaki sposób zarabiać. I tam taki przykład: jest mecz piłkarski, początek drugiej połowy, jedna drużyna prowadzi 1:0. Jeden bukmacher płaci 2,4 za to, że wynik i ulegnie już zmianie. U drugiego jest kurs 2,1 na to, że jeszcze padnie co najmniej jeden gol. Sytuacja wymarzona, bo jeśli postawisz taką samą sumę na każde z tych zdarzeń, to i tak wychodzisz na plus. Załóżmy, że wpłacasz dwa razy po 100 zł. W gorszym razie wyciągniesz 210, w lepszym - 240.
Czy takie obstawianie to hazard? Z racji, że istnieje szansa zarówno wygrania jak i przegrania (pieniędzy) odpowiedź brzmi: tak, to jest hazard. Jednakże szanse wygranej są zwykle dużo większe niż w innych dziedzinach hazardu, nie wspominając nawet o totolotku.
Wyścig na korcie
Ciekawym przykładem jest tenis. Bukmacherzy są oczywiście o ułamek sekundy przed przekazem telewizyjnym. Ale ich problem polega na tym, że na kortach znajdują się ludzie, którzy mogą reagować przed nimi. Siedzą sobie, oglądają mecz i zaraz po zakończonej wymianie wybierają zakład. Bo kurs nie zdążył się jeszcze zmienić. - Jakiś czas temu było o tym głośno. To dotyczy głównie mniejszych turniejów. Wiesz czemu taka sytuacja ma miejsce akurat w tenisie? Bo tam jest cały szereg mniejszych zakładów. Kto wygra gema, a nawet kto zdobędzie najbliższy punkt - mówi Machitko.
Kibice dużo wiedzą, warto śledzić fora
Dodaje, że w Ameryce Południowej bardzo przydatne są też fora kibicowskie. - Tam jest zupełnie inny sposób dopingowania, a fani to ludzie, którzy bardzo wiele wiedzą o swoim klubie. Dużo więcej niż na przykład w Polsce kibice Lecha. Podam ci przykład. Kibice Boca Juniors, jeśli zapiszą się do specjalnej grupy, mają 90% zniżki na bilet, a do tego regularnie podróżują ze swoją drużyną na mecze. Łatwo im zdobyć pewne informacje, które czasami upubliczniają właśnie na forach - tłumaczy. Sam obstawia różne zdarzenia. Nie tylko typuje zwycięzcę, potrafi też postawić na liczbę strzelonych bramek, albo na wynik do przerwy.
Wspomniana wiedza to kolejna metoda, dzięki której można uprzedzić bukmachera. - W Ameryce Południowej mecze są co 2-3 dni, gra się w lidze, w pucharach. I rzeczywiście tam bardzo często się zdarza, że jakiś zespół w takim krajowym pucharze wystawia rezerwy - mówi Machitko, by po chwili przejść do szerszego zjawiska: - Ale generalnie tak jest na całym świecie. W takiej Europie też wypływają informacje, że jakąś drużynę zdziesiątkowała choroba. Albo na przykład godzinę przed meczem okazuje się, że w jednym zespole zabraknie trzech kluczowych piłkarzy.
W internecie napotkać można ogłoszenia, coś w stylu: "wiem o pewnym ustawionym meczu, można zarobić, kurs jest wysoki. Zgłoś się do mnie, a ja pomogę ci wygrać". Oczywiście trzeba też takiemu pomocnikowi zapłacić. Takie informacje często trafiają też jako spam na skrzynki mailowe. Machitko: - Próbowałem kiedyś paru gości zweryfikować. Z mojego doświadczenia wynika, że to oszuści. Nie wiem, czy wszyscy, ale większość na pewno. Oczywiście są w bukmacherce ludzie, którzy wiedzą co w trawie piszczy, ale oni raczej na taki układ nie idą. To kasta, mało liczna kasta.