- Hitler też kiedyś śmieszył i nikt nie brał go poważnie - stwierdził Wiesław Władyka w porannej dyskusji publicystów Radia TOK FM. Dziennikarze w studio przywołali postać przywódcy III Rzeszy mówiąc o dzisiejszym liderze Młodzieży Wszechpolskiej. Środowiska lewicowe alarmują, że radykałowie mogą kiedyś w Polsce sięgnąć po władzę. Analogia dziennikarzy może więc być uzasadniona.
- Obóz narodowy nie na osobowości, która by go pociągnęła. Winnicki to nie Gietrych. On mnie zresztą śmieszy, bo cienkim głosem wykrzykuje bardzo mocne hasła - powiedział w Poranku Radia TOK FM Wiesław Władyka. Historyk przypomniał jednak, że Hitler też śmieszył rożnych komentatorów, sprawiał wrażenie operetkowe i nikt go nie brał poważnie. - Przepraszam pana Winnickiego za porównanie, ale wszystkim, którzy maja podobne skojarzenia polecam książkę "Hitlerland" - odpowiedział mu prowadzący program Jacek Żakowski.
Zobacz także: "Spadkobiercy Niewiadomskiego" kontra "Miller - Stalinem, Palikot - Trockim". Czyli jak mówi prawica o lewicy
Porównanie użyte przez dziennikarzy może wydawać się zbyt dosadne. Dzisiejsza Polska to nie Niemcy lat 30. Nasza dwudziestoletnia demokracja wydaje się silna i niezagrożona. Środowiska lewicowe alarmują jednak, że polskiej skrajnej prawicy nie należy bagatelizować. Trzeba bowiem wyciągać wnioski z przeszłości. - Taka sama historia się nie powtórzy. Zwracamy jednak uwagę, że w latach 30. także bagatelizowano ruchy nazistowskie - mówi serwisowi naTemat.pl Kazimiera Szczuka.
Według niej dziś także bagatelizuje się aktywność skrajnej prawicy. Dlatego zdecydowała się poprzeć wiec, jaki 16 grudnia organizują środowiska lewicowe. Przedstawiciele SLD, Ruchu Palikota i grupy wolnościowe chcą się spotkać pod budynkiem warszawskiej Zachęty, by złożyć hołd zamordowanemu prezydentowi Gabrielowi Narutowiczowi.
Zdaniem krytyczki literatury demokracja w Polsce jest bezpieczna. Skrajna prawica raczej jej nie obali. Należy jednak "myśleć pewną analogią" i obserwować zjawiska na polskiej prawicy. Szczuka przypomina, że neonzaiści w całej Europie są coraz silniejsi. Pojawia się przemoc, napaści na emigrantów, funkcjonuje całe podziemie neonazistowskie. W kilku krajach ultraprawicowym partiom udało się wejść do parlamentu. Przykładem są Węgry, przez polską skrajną prawicę pokazywane jako pozytywny przykład. - Marginalizowanie tego to zła strategia - mówi Szczuka.
Neofaszyści rosną w kryzysie
Także poseł Dariusz Joński z SLD uważa, że nie można przymykać oka na to, co się dzieje ze skrajną prawicą. - Już 11 listopada pokazał, jak łatwo może się skrzyknąć kilkanaście tysięcy ludzi. My to obserwujemy i chcemy dać wszystkim do myślenia - mówi naTemat.pl. Jego zdaniem ultraprawicowe hasła trafiają na coraz bardziej podatny grunt, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Sympatię dla takich organizacji wzmaga bowiem zła sytuacja ekonomiczna. Kryzys gospodarczy, który prędzej czy później dotknie Polskę, a wówczas poparcie dla skrajnej prawicy może wzrosnąć - Dziwimy się, że rząd jest bierny i nie zwraca uwagi na takie zagrożenia - mówi Joński. Poseł SLD zaznacza, że nie wątpi w polska demokrację. Przyznaje jednak, że za kilka lat te ruchy mogą stać się na tyle silne, by wejść do parlamentu lub władz lokalnych. - Rząd musi się obudzić. Jeśli nie zareagujemy, to będzie jak w Grecji albo na Węgrzech - mówi.
Trzeba mieć otwarte oczy
Zdaniem Szczuki skrajna prawica nie jest w stanie doprowadzić do zamachu stanu. - Mogą jednak zdobyć na tyle silne poparcie, że uda im się wejść do parlamentu. Demokracja przecież taką możliwość daje. Trzeba mieć zatem otwarte oczy i przypominać historię - podkreśla.
W siłę polskiej demokracji wierzy Stefan Niesiołowski. Według niego skrajna prawica nie może jej zagrozić. - Przenoszenie polskiej sytuacji na Niemcy lat 30. nie ma sensu, bo to inna epoka. Podobieństwa oczywiście są, ale to nie jest realna groźba, żeby w Polsce powstał ruch o charakterze totalitarnym i wprowadził dyktaturę - mówi w rozmowie z naTemat.pl. Jego zdaniem dotychczasowa aktywność takich organizacji jak ONR czy Młodzież Wszechpolska to "błazenada, pewien folklor i przykład głupoty i urojeń". - Ci ludzie mogą wywołać uliczne burdy, ale zdobyć władzy nie dadzą rady - mówi.