– Wyobraź sobie dziewczynę prostytuującą się, która podchodzi do bezdomnego i podaje mu jedzenie, które przyniosła. On ma chore nogi i nie dojdzie sam do punktu wydawania posiłków. Albo podchodzi do mnie taki pan Heniu i mówi: Siostro, tam przy peronie stoi dziewczynka, niech jej siostra pomoże, bo wie siostra, nigdy nie wiadomo… W ludziach z ulicy jest czasem więcej dobra niż nam się wydaje – przekonuje siostra Anna Bałchan, założycielka stowarzyszenia dla kobiet w kryzysie i streetworkerka.
Siostra Anna Bałchan jest założycielką Stowarzyszenia Po Moc dla Kobiet i Dzieci im. Marii Niepokalanej, które od 2001 roku działa w Katowicach. Kiedy spotkałyśmy się tam po raz pierwszy 6 lat temu, siostra Anna pracowała w dużej mierze jako streetworker. Chodziła od ulicy do ulicy, rozdając dziewczynom ulotki z informacją o stowarzyszeniu. Mówiła im krótko: Jeśli chcesz zrobić coś dla siebie, przyjdź, pomożemy; tu masz adres. Jej szary habit i szorstki, mocny głos poznał wkrótce cały świat katowickiej ulicy.
Teraz siostra Bałchan jest terapeutką i konsultantem stowarzyszenia, które poszerzyło swoją działalność. W ciągu ostatnich lat udało jej się zmienić życie dziesiątek kobiet i dzieci ofiar przemocy domowej, handlu ludźmi i przeżywających kryzys w związku z utratą pracy. Do siostry Anny przychodzą kobiety z tzw. syndromem poaborcyjnym, z problemami wychowawczymi i związanymi z alkoholizmem w rodzinach. Znajdują pracę, wchodzą w związki, są szczęśliwe. Bardziej lub mniej pogodzone z przeszłością – bo to proces uzdrawiania, który rozciąga się w czasie.
Łatwo jest kochać tam, gdzie nie ma miłości? Na ulicy?
s. Anna Bałchan: Wiesz, w tym fragmencie Ewangelii o kamienowaniu cudzołożnicy zawsze mi się rzuca w oczy, że Jezus jej nie potępił, bo spojrzał na nią inaczej niż pozostali. Wziął pod uwagę jej historię, to, co ją do cudzołóstwa doprowadziło. My staramy się Go w tym naśladować. Bierzemy pod uwagę piękno i dobro, które jest w każdym człowieku, a szczególnie w tym, który doświadczył życia "na ulicy". Mam na myśli ludzi bezdomnych, młodych, dzieciaki, które w swoich domach nie otrzymały tego, co powinny, czyli miłości i wsparcia. Dlatego łatwo dają się użyć do prostytucji i wszelakich przestępstw.
W dzisiejszych czasach łatwo stać się bezdomnym – wystarczy stracić pracę, wpakować się w długi. Ciągle jesteśmy przekonywani w reklamach, jak łatwo można wziąć pożyczkę, która rozwiąże nasze problemy. Tylko trudniej ją potem spłacić. Wśród ludzi ubogich jest sporo pięknych czynów, choć trzeba się przyjrzeć, by je dostrzec. Wyobraź sobie dziewczynę prostytuującą się, która podchodzi do bezdomnego i podaje mu jedzenie, które przyniosła. On ma chore nogi i nie dojdzie sam do punktu wydawania posiłków. Albo podchodzi do mnie taki pan Heniu i mówi: Siostro, tam przy peronie stoi dziewczynka, niech jej siostra pomoże, bo wie siostra, nigdy nie wiadomo… W ludziach z ulicy jest czasem więcej dobra niż nam się wydaje. Warto patrzeć na nich jak Jezus, czyli z miłością, która obejmuje całą historię osoby.
Gdy spotkałyśmy się w Katowicach, zajmowała się siostra głównie pomocą dla prostytutek. W międzyczasie Stowarzyszenie bardzo się rozrosło. Komu teraz pomagacie?
To "robota" mediów. Od samego początku pomagamy wszystkim kobietom w kryzysowej sytuacji. Kryzysem mogą być problemy w szkole lub moment, w którym stawiam sobie pytania: Kim jestem? Jaka jest moja rola w życiu? Jaką chcę stworzyć rodzinę? Kim jest dla mnie Bóg? Jak z Nim rozmawiać i słuchać? Jak doświadczyć Boga, Jego uzdrowienia z jakichkolwiek naszych ran? Ale to jest nieatrakcyjne medialnie…
Otworzyliśmy dom, w którym kobiety w sposób szczególny doświadczone przez przemoc mają zapewnioną kompleksową opiekę psychologiczną, medyczną, prawną i duchową. Organizujemy też kursy zawodowe i współpracujemy z doradcami, którzy pomagają dziewczynom znaleźć swoje miejsce na rynku pracy. W zespole pomocowym pracuje 5 terapeutów, 3 prawników, 3 zespoły streetworkerów. W samym domu towarzyszy im 5-osobowy zespół. To zarówno siostry zakonne, jak i osoby świeckie.
W domu uczymy dziewczyny zwyczajnego życia. Jak prowadzić dom, jak opiekować się dzieckiem. Normalnych rzeczy. Ale one czasami tego nie wiedzą, nie było obok nich nikogo, kto by tego nauczył. Wiele dziewczyn pochodzi przecież z patologicznych rodzin. Jak Pan Bóg da, w zależności od złożonego projektu, w przyszłym roku zaoferujemy dziewczynom staże – tak, aby zdobywały doświadczenie zawodowe i miały po nim szansę na stałą pracę. Rozmawiamy o tym w tej chwili ze śląskimi pracodawcami, jest nadzieja na sukces.
Jak duży jest problem prostytucji w Katowicach?
Proceder kwitnie, bo poszerzyły się możliwości. Pojawiło się dużo mieszkaniówek – małych agencji towarzyskich w prywatnych mieszkaniach. Nie mamy tam wejścia – wprawdzie pozostaje internet, za pomocą którego możemy dotrzeć do tych dziewczyn, ale to za mało. Na ulicach wciąż pracują nasi streetworkerzy, którzy rozmawiają z dziewczynami, proponują im pomoc.
Zajmujecie się też ofiarami handlu ludźmi.
Prowadzimy działalność profilaktyczną przeciwdziałającą handlowi ludźmi. Informujemy, jak podjąć bezpieczną pracę za granicą, jak się do tego przygotować. Problem nie dotyczy tylko kobiet. Nigdy w historii ludzkości nie było tylu niewolników co w XXI wieku. To jest problem globalny. Godność człowieka jest największą wartością i nikt nie ma prawa mu tego odebrać.
Jak wygląda proces "przywracania" dziewczyn do życia?
Naszym zadaniem jako Stowarzyszenia Po Moc jest tworzenie alternatyw, czyli możliwości wyboru. Nie jest tak, że wychodzimy na ulicę i przekonujemy na siłę. Nasi streetworkerzy zwykle tylko podają ulotkę albo mówią, że jest takie miejsce, gdzie można się zgłosić. To musi być decyzja dziewczyn. Więc niektóre przychodzą do nas i mówią: Chcę coś zmienić. Wtedy mieszkamy razem, uczymy się normalnego codziennego życia. Nie ograniczamy dziewczyn w żaden sposób, chociaż oczywiście są zasady, których muszą przestrzegać. Niektóre z nich, gdy przychodzą do nas, mają dzieci i ważne jest by i one otrzymały wszystko to, co da im poczucie bezpieczeństwa. Do tego ważna jest współpraca z mamą, bo tylko ona może im to poczucie zapewnić.
Ilu dziewczynom udaje się zacząć żyć samodzielnie?
Około 90 proc. kobiet, które przechodzi przez nasz Dom, nie wraca do dawnego życia. Mam tu na myśli wszystkie kobiety. My nie dzielimy je na "te z ulicy" i na "te, które żyły w związkach przemocowych". Wszystkie doświadczyły wielu zranień, które zabrały im radość życia. Jeśli tego chcą i podejmą trud, usamodzielniają się, wchodzą w nowe związki, zakładają rodziny. To miejsce pozwala przyjrzeć się swojemu zachowaniu. Jakie podejmuję relacje z innymi? Co zrobiła przemoc w moim życiu? Co mnie doprowadziło do takiej, a nie innej sytuacji życiowej?Jak to było w rodzinie, z której pochodzę, a jak chcę, żeby było teraz?
Udaje im się wrócić do niego w pełni? Uwierzyć, że istnieje prawdziwa miłość, że są mężczyźni inni niż ci, których poznawały?
Różnie, zależy od doświadczenia. Jeśli pojawiają się jakieś stałe związki to zwykle dopiero po latach. Szczęśliwy związek buduje może jedna dziewczyna na dziesięć. Większość z nich żyje raczej samotnie. Wiele z nich nie ma żadnego wsparcia ze strony bliskich, więc my jesteśmy ich jedyną rodziną.
Przyprowadzają do siostry swoich wybranków? Komentuje siostra jakoś, gdy czuje, że coś jest nie tak?
Nauczyłam się już, że nic nie daje żadne moje gadanie. To są ich wybory. Jasne, nie zawsze jest super-hiper, ale muszą do tego dojść same. Mogę stawiać pytania i "być" na dobre i na złe. I oczywiście to boli, bo człowiek je chciałby ochronić przed kolejnymi zranieniami. A drugiej strony skąd mogę wiedzieć co dla kogo dobre? To rola Boga.
Jedno jest pewne – ciągle się za nie wszystkie modlimy, pamiętamy o nich w każdej sytuacji. Wszystkie nasze Siostry Maryi Niepokalanej nieustannie się modlą biorąc konkretne osoby w adopcję duchową. Gdziekolwiek są, cokolwiek się dzieje, dziewczyny wiedzą, że zawsze mogą zadzwonić. Że nie zostaną odrzucone. Nawet jak zrobią coś głupiego. My nie naprawiamy ich błędów, każda ponosi ich konsekwencje sama. My im po prostu towarzyszymy.
To nie jest łatwe towarzyszenie. Odczuwa siostra czasami strach?
Oczywiście. Zawsze jest taka ewentualność, że coś pójdzie nie tak. Ale muszę sobie powtarzać ciągle, że albo świruję, albo zawierzam to wszystko Bogu. W pracy z dziewczynami nie jest tak, że od razu jest efekt. To są procesy, które trwają latami. Jeśli chcę szybko widzieć jakiś rezultat mojej pracy to idę skosić trawę. A to jest żywy człowiek, który podejmuje różne wybory, czasami lepsze, czasami gorsze. Zresztą jak my wszyscy!
Są historie, które nie dają o sobie zapomnieć?
Jasne. Matka trojga dzieci, żona górnika, który został zwolniony z kopalni, znalazła ogłoszenie w gazecie o pracy w gastronomii w Niemczech. Mąż nie stanął na wysokości zadania, zaczął pić, tak radził sobie z problemem. Była z tym sama. Rachunki trzeba było płacić. Pomyślała, że wyjedzie na parę miesięcy i wróci. Na miejscu prawda okazała się bolesna, została uwięziona i zmuszana do czegoś czego by w życiu nie chciała robić… Przeżyła mnóstwo dramatycznych sytuacji, wielokrotnie uciekała. Kiedy do nas trafiła, cierpiała na amnezję, depresję, trzeba było z nią pracować jak z osobą po wylewie. Wcześniej była bita po głowie, więc każdy nieostrożny ruch ją przerażał. Nie mogła się od tego uwolnić, ciągle jej się wydawało, że ktoś ją ściga. Mówiła: Czuję się brudna, to moja wina. Mimo że stała się ofiarą, i to jej zrobiono krzywdę. I pamiętam ten moment, gdy poszła do spowiedzi, która ją uzdrowiła. Od tej chwili dostała nowe życie i terapia, leki zaczęły działać. Była gotowa do spotkania z bliskimi.
Często zdarza się tak, jak w tym przypadku, że dziewczyny odnajdują swoją wiarę?
Ta kobieta miała wiarę. Jednak wiele kobiet, które przychodzą, słyszały coś o Bogu, ale nie doświadczyły Jego obecności. Tu w naszym Domu mają taką możliwość, szczególną przestrzeń, pomoc i czas. Zaczynają zadawać pytania, są zainteresowane. Pytają, czemu ryba, czemu choinka. Poznają od początku cały świat religijnych symboli, który dla nas jest tak oczywisty. A przede wszystkim dotknięcie Boga, który jest wśród nas. I to jest fajne. Po sąsiedzku mamy okno życia. Jeśli nie mogą urodzić, przynoszą dzieci tam albo do nas. Nie oceniamy tego, tylko wspieramy. Razem w ośrodku opiekujemy się tymi dziećmi.
Co takiego siostra czerpie z tej pracy dla siebie?
Niesamowita jest siła tych kobiet. Są gotowe zrobić wiele dla swoich rodzin. Te momenty, kiedy widzisz je chore i słabe z dzieckiem na ręku, zupełnie same w świecie przemocy, samotności, a potem obserwujesz, jak idą przez to wszystko z determinacją i silną wolą zmiany. Przyszła do mnie kobieta, 21 lat, żyła 6 lat na "gigancie", pewnego dnia mówi: Koniec! Pomóż mi, siostro! Uwierzysz? Już pół roku się trzyma. Albo kobieta, którą maltretował mąż chory psychicznie. W końcu córki ją przyprowadziły, uratowały.
Czytaj też: Handel ludźmi realnym problemem także w Polsce. "Człowieka można sprzedać wiele razy"
Albo dziewczyna, która miała ojca alkoholika, sama też piła. W końcu zaszła w ciążę i stop kapela. Zawzięła się, powiedziała, że już nie będzie. W domu stała się zbędna, bo nie przystawała do reszty towarzystwa, no i z dzieckiem przecież nikt jej nie chciał. Musiała odejść. Dziecko urodziła, i teraz sama tworzy swój własny dom. Przebaczyła matce, która się do niej nie przyznawała, ojcu alkoholikowi, i teraz stara się pomagać, chociaż sama niewiele ma. Przebaczyła im wszystko. Ja nie wiem, czy bym była na jej miejscu do tego zdolna.
Zastanawiała się siostra kiedyś, dlaczego padło akurat na nią?
Jedno jest pewne – ja sobie tego nie wymyśliłam! W 1998 roku prezydent Katowic Henryk Dziewior poprosił przełożoną naszego Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w Katowicach o zorganizowanie pomocy dla kobiet zagrożonych prostytucją. Oddelegowano mnie, a następnie drugą siostrę. Przez trzy lata pracowałam w katowickim ośrodku "Dom aniołów Stróżów" jako wychowawca i streetworker z dziećmi ulicy i kobietami prostytuującymi się. We wspólnocie "Dobrego Pasterza" uczyłam się posługi uzależnionym. Z całym zespołem stowarzyszenia przez te 11 lat uczymy się mądrego pomagania, pogłębiając wciąż swoją wiedzę i umiejętności. To wszystko, co możemy robić jako ludzie, jednak jesteśmy świadomi, że człowiek to tajemnica. Wierzę, że tym wszystkim od początku kieruje Bóg. Doświadczam Jego obecności, działania i wiem, że tylko w Nim jest nasze uzdrowienie.
Jakie macie w stowarzyszeniu plany, marzenia? Czego życzyć siostrze w Nowym Roku?
Marzymy o noclegowni dla kobiet i dzieci bezdomnych, by nie było kobiet błąkających się po ulicach narażonych na zimno i niebezpieczeństwo. Powody są różne: czasem choroba Alzheimera, alkoholizm, upośledzenie, czasem jakaś sytuacja kryzysowa. Szukamy teraz miejsca w Katowicach, które mogłybyśmy zaadaptować po jak najniższych kosztach. Potrzebujemy wsparcia finansowego, by można było organizować kursy zawodowe dla kobiet.
Dla siebie – by być dalej takim Bożym wariatem. Apostołem z mocną wiarą. Jeszcze bliżej Chrystusa. Bo ja wierzę mocno, że Bóg mnie prowadzi każdego dnia. Takie rzeczy nie działyby się przecież tylko z mocy ludzkiej.
Więcej o siostrze Annie i jej Stowarzyszeniu na www.po-moc.pl
Przekaż 1% procent Twojego podatku! KRS: 00000 55 205