Projekt łódzkiego grafika Łukasza Zbieranowskiego to przede wszystkim designerskie zeszyty i notesy, jakby żywcem przeniesione z lat 70. Nieladaco ma propagować ręczną robotę i dobry design.
Skąd pomysł, żeby produkować olschoolowe zeszyty i notesy, w czasach kiedy wszyscy zapisują wszystko w telefonach?
Łukasz Zbieranowski: Mój tato był introligatorem i ja mały zakładzik przejąłem po nim. Dlatego mam wiedzę, stare narzędzia, maszyny i wiem, jak się robi pewne rzeczy w sposób tradycyjny. Zamierzam to propagować, bo nie mogę już patrzeć na produkty wykonane przez maszyny gdzieś tam na dalekim wschodzie. Ja sam jestem ciągle po papierowej stronie życia. Mimo, że oczywiście z technologii czerpię pełnymi garściami to mam mnóstwo książek, czytam papierowe wydania (nigdy na przykład nie czytałem e-booka). Zapisanie własnoręcznie czegoś na fajnym papierze, dotykanie go jest świetną czynnością sentymentalno-sensualną. Przez to, że ciągle siedzimy przy komputerze sprawia, ze kiedy mamy napisać coś ręcznie idzie na to strasznie marnie. Bazgrzemy a nie piszemy. Warto to zmienić, bo każdy z nas ma indywidualny charakter pisma, w słowie pisanym pojawia się dodatkowa wartość. A nie tylko krój pisma, który zaproponuje nam komputer czy telefon.
Pojawiłeś się ze swoim stoiskiem na przedświątecznych kiermaszach - jaki jest odzew na twoje produkcje?
Było mi bardzo miło, że ludzie zwracali uwagę, podchodzili, oglądali. Podobały się im moje bibeloty. Ale wiele osób szło dalej, bo nie wiedzą tak naprawdę, po co by im był taki zeszyt. Ale sprzedało się trochę notesików. Jestem zadowolony.
Jaki jest twój pomysł na ten biznes?
Mam takie marzenie, żeby nie było przed NIELADACO żadnych papierowych tajemnic. Żeby marka kojarzyła się z papierowymi produktami na wysokim poziomie, niesztampowymi rozwiązaniami, na które inni nie mogą sobie pozwolić będąc uwięzionymi w maszynowych łapach wielkich nakładów. Nie ukrywam, że prostota i szorstkość niesłychanie mnie pociągają i na pewno w produktach NIELADACO będzie dużo zaczerpnięć z przeszłości. Chcę skupić się na notesach w formacie kieszonkowym. Mam na myśli takie grubsze z gumką, bo dają duże możliwości „dosmaczenia” projektu. Bardzo bym chciał, aby ludzie zaczęli znowu notować, zapisywać, rysować tłumacząc sobie coś.
Co cię inspiruje kiedy projektujesz wzory?
Przede wszystkim fascynuje mnie kolorystyka przeszłości.
Fajne Chłopaki – twoje macierzyste studio graficzne – w swoich projektach też bazuje w dużej mierze na nawiązaniach do estetyki lat 60., peerelowskiego designu. Skąd twoim zdaniem bierze się popularność tej estetyki?
Dla mnie najważniejszy jest poziom projektów z przeszłości. Sposób patrzenia na rzeczywistość. To tak jak z Jamesem Bondem. Ten z lat 60. i 70. był nonszalancki, kpiący, zawsze z dystansowany. Dzisiaj to brutal bez polotu, rozbójnik bez fantazji. Ja wolę tamtego starego. Wystarczy zerknąć na poziom grafiki użytkowej na opakowaniach w latach 50., 60., 70. To było coś! Dzisiaj naszym największym projektanckim grzechem jest brak fantazji i dystansu do tematu. W Polsce branża projektowa stoi w miejscu. Są wielkie możliwości technologiczne a jednocześnie panuje wielki strach, że opakowanie inne niż pozostałe na półce nie sprzeda produktu. To na szczęscie się zmienia, ale powoli.
Łukasza Zbieranowski – grafik i Współtwórca studia graficznego Fajne Chłopaki, wyróżnionego niedawno przez Magazyn "HOW" i umieszczonego w rankingu 10 najciekawszych designerskich marek na świecie.