– Polacy za granicą... większych rasistów w swoim życiu nie spotkałem. Podobno jestem teraz na jakiejś liście żydowskiej w Danii – mówi w rozmowie z naTemat Czesław Mozil. Jego "Maszynka do świerkania" podbiła w 2008 roku listy przebojów i w kilka lat smutny chłopak z akordeonem zawojował polską scenę muzyczną. Potrafi odnaleźć się w discopolowych rytmach Braci Figo Fagot i w romantycznej aranżacji poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Energię, jak sam mówi, czerpie ze swoistego ADHD, które nie pozwala mu się długo skupić na jednej rzeczy. Lider polsko-duńskiej kapeli "Czesław Śpiewa" zdradza nam również, dlaczego będzie opijał wybór ciemnoskórego papieża.
Był już Czesław Miłosz na płycie "Czesław Śpiewa Miłosza”, teraz poeta-legenda Krzysztof Kamil Baczyński, masz słabość do poezji?
Czesław Mozil: Nie, nie mam słabości. Jestem przekaźnikiem. Kiedy producenci filmu "Baczyński" zgłosili się do mnie, wiedziałem, że powinienem się podjąć tego zadania.
Dlaczego wybrałeś akurat wiersz "Pieśń o szczęściu"?
Film poetycko-biograficzny "Baczyński", reżyseria Kordian Piwowarski, w tytułowej roli Mateusz Kościukiewicz. W kinach od 15 marca.CZYTAJ WIĘCEJ
Ten mnie urzekł, ten jakoś śpiewał. Dostałem od producentów kilka propozycji wierszy, ale to ten do mnie przemówił. Był konkretny, miał cztery zwrotki... tu nawet nie chodzi o słabość do poezji. Ja nawet nie muszę tej poezji rozumieć. Wystarczy, że ją poczuję, i tutaj coś poczułem. Nie lubię, jak ludzie interpretują za bardzo, albo stawiają poezji liczniki. Nie ma nic gorszego niż pani polonistka, która mówi: "Piotrusiu, źle interpretujesz Baczyńskiego – dwója!". Czy my do końca wiemy, co siedziało w głowie poety? Ja właśnie dlatego czuję się jak przekaźnik, ja jedynie pośredniczę między wielkim poetą a odbiorcami. Z tego się bardzo cieszę. Sam Baczyńskiego nie znałem, bo nie jestem wychowany w polskiej szkole i w ten sposób mogłem go poznać, poczuć i coś z tym zrobić. Cieszę się, że ta piosenka naprawdę się podoba. Dostajemy wiele miłych słów od ludzi.
Mela Koteluk, z którą śpiewasz "Pieśń o Szczęściu", powiedziała o Tobie: "To niesamowity artysta. Ma niezwykłą charyzmę, operuje prawdziwymi emocjami (...). Uważam, że nasze wrażliwości ładnie się skleiły i oboje poczuliśmy, że w nas samych dzieją się emocjonalne przewroty".
Dokładnie tak. Dzięki temu ta piosenka ma swój charakter. Mela jest niesamowicie muzykalna i mogła się wpasować w mój klimat. Ja piszę piosenki w takiej tonacji, która mi dobrze leży, bo nie jestem wielkim śpiewakiem, więc jak Mela wchodzi nagle, to ja na tym zyskuję. Zgrywamy się. Zyskuję na Meli talencie (śmiech). Cieszę się, że mogłem z Melą współpracować tym bardziej, że katowałem w ostatnim roku w samochodzie jej płytę dość intensywnie.
Naprawdę jesteś takim wrażliwcem, jak mówi Mela?
Jestem bardzo wrażliwy, bo inaczej nie robiłbym tego, co robię. Ale obok tej wrażliwości, jest też duży pracoholizm i jest też jakiś skurwysyn, który też jest potrzebny.
Widziałeś już film?
Widziałem.
I?
Bardzo mi się podoba. Mówię to naprawdę szczerze.
Historia czy forma?
Podoba mi się forma. Podobają mi się zdjęcia, podoba mi się, że film nie jest za długi. Jest idealny jako materiał edukacyjny. Mnóstwo młodych ludzi ma możliwość zobaczyć historię Baczyńskiego, ostatnie dni jego życia, i skontrować je z bardzo mocnymi wypowiedziami ludzi, którzy go znali i razem z nim walczyli. Nie wiedziałem, że poezja Baczyńskiego żyje teraz tak mocno wśród młodych ludzi. Są w filmie takie wzruszające momenty, nagrane podczas jakiegoś koncertu czy występu, gdzie współcześni poeci, młodzi pisarze czytają wiersze Baczyńskiego. To wszystko jest super zgrane. Dla mnie to jest taki niesamowicie udany film dokumentalno-fabularny. Tym bardziej jestem dumny, że jestem częścią tego i że nasza piosenka otwiera ten film. To dla mnie naprawdę cudowny czas.
Rzeczywiście dużo się wokół Ciebie dzieje. 14 marca ruszacie w dalszą część trasy koncertowej.
My właściwie cały czas jesteśmy w trasie – luty, marzec, kolejne koncerty w kwietniu, maju. Latem mam jeszcze solowe koncerty. My jesteśmy szczęśliwymi grajkami, bo jako kapela jednego dnia możemy grać w Filharmonii Podlaskiej, następnego dnia w klubie rockowym, gdzie nic nie słychać, bo jest studnia, kolejnego dnia w teatrze. Gramy tam, gdzie nas zaproszą. Mam nadzieję, że się ludziom nie znudzę...
I co wtedy?
To by było straszne (śmiech). Ale nawet jak na koncerty będzie przychodzić połowa publiczności, to i tak wiem, że będziemy wtedy grywać. To taki nasz los. Ten czas, którego nie mogę spędzić ze swoimi przyjaciółmi, którzy są jednocześnie muzykami i kolegami z zespołu, bo oni mieszkają w Danii, a ja mieszkam teraz w Polsce, nadrabiamy właśnie w trasie po Polsce. Nie mam aspiracji, żeby jechać w świat. Moje marzenie to grać z tą właśnie kapelą w Polsce, a wiem, że mam jedną z najbardziej kolorowych kapel popkulturowych w kraju. Ten, kto nie był choć raz na naszym koncercie, nie ma pojęcia, co my robimy i jaką muzykę gramy.
Mówi się, że podnosicie swoje koncerty do "rangi spektaklu muzycznego".
Bo to jest bardzo teatralny pop.
To wychodzi naturalnie, bo się świetnie znacie i przyjaźnicie, czy pracujecie nad tym specjalnie?
Nie pracujemy nad tym. Nasze koncerty to jest wielka próba muzyczna, bo nie ćwiczymy w Danii. Na scenie wszystko wychodzi spontanicznie. Są rzeczy, które się udają i rzeczy, które się nie udają. Strasznie lubię element błędu, element szczerości na scenie. Nienawidzę udawania. Nienawidzę muzyków, którzy wychodzą na scenę i oczekują oklasków. Nasza muzyka jest dość teatralna i można sobie pozwolić na dobry smak, patos, ale i ten zły smak. Tak to jakoś wychodzi, po tylu latach grania ze sobą. Finalnie to jest taki właśnie dziwny produkt. Jestem z niego bardzo dumny. Uwielbiam ten teatralny klimat. A dopóki sam uznaję się za nie odkryty talent aktorski, to mogę chociaż być aktorem na tej scenie (śmiech).
No już trochę odkryty. Masz przecież główną rolę w spocie promującym nową ramówkę TVN.
No tak, tak. Będzie dobrze, chociaż paszportu "Polityki" już nie dostanę, bo zrobiłem ramówkę TVN-u i tak się sprzedałem (śmiech). Nie ma nic bardziej pozytywnego niż robić to, na co ma się ochotę. Tak właśnie dzieje się teraz. W grudniu dostałem propozycję ramówki, później pojawił się "Baczyński". Ja się tym tak jaram, bo to żyje trochę swoim życiem. Nakręca nas. My nie mamy przecież nowej płyty. A tak można wejść i zrobić maleńki rozpierdol tutaj i tutaj.
I jest głośno.
Jest głośno. W tym samym czasie można też odmówić kolorowemu magazynowi okładki, na której jesteś ze swoją partnerką. Żyjemy w kraju, gdzie niestety niektórzy sądzą, że okładka pewnego kolorowego czasopisma to szczyt kariery.
Ty tak nie uważasz?
Nieee.
Jak robiło się o Tobie w Polsce głośno, mówiło się o "smutnym chłopcu z akordeonem", a Ty nie jesteś do końca takim smutnym chłopcem. Jesteś całkiem zabawny. Twoje koncerty mają często kabaretowy klimat, ale i pewien smutek. Masz w sobie taki miks czy to kwestia nastroju?
Właśnie chyba mam w sobie taki miks. Dostaję czasem maile od ludzi: "Czesław, to był jeden z najsmutniejszych koncertów w moim życiu". To nie zmienia jednak faktu, że tam, gdzie są łzy, jest również śmiech i odwrotnie. Czuję się w tej formie bezpiecznie. Mam też swoje solo acty, które są taką totalną schizą.
Które nie wszyscy fani lubią.
Pewnie że tak! Ale Jezus Maria, jak ja dostaję np. maila, że w Rzeszowie nie było "Maszynki do świerkania" i żebym zaczął szanować fanów! Ja powtarzam ludziom, że to nie ja jestem dla nich, ale oni dla mnie! Cholernie szanuję swoich fanów, ale gdzie tu jest poziom szanowania, jak mi laska pisze, że nie szanuję fanów, bo nie było "Maszynki"?! Wiem wtedy, że wśród publiczności miałem też debili.
Odpisujesz?
Odpisuję. Czasem daję też swój numer, jeśli ktoś chce pogadać na poważny temat, ale nikt nie oddzwania (śmiech).
Może myślą, że to ściema.
Po prostu żyjemy w kraju, gdzie jest wielu "mądrych" ludzi. Ostatnio wrzuciłem rano na Facebooku posta: "Mamo, to ja w radiu od 8.00 do 10.00". I od razu dostałem komentarz – to coś, co mnie wkurwia – "ja cię lubię...., ale proszę nie mów 'w radiu', 'w studiu', to się nie odmienia.....". Zaraz pojawił się kolejny komentarz, że "gramatyczni naziści działają już od 6:48". To jest niesamowite, że w naszym kraju mnóstwo ludzi żyje w przekonaniu, że są ekspertami z każdej dziedziny i muszą mieć zdanie na każdy temat. Ci ludzie są biedni, mają strasznie dużo czasu. Ja nigdy nie miałem czasu, żeby kogoś skrytykować w internecie. Ja mogę ewentualnie dać pozytywnego posta, że coś mi się podoba. Ale ja nie mam czasu, żeby kogoś atakować. Dajesz "lajka", żeby kogoś zjebać. Jakie to jest smutne! No, ale jak się nie ma innego hobby, to znajduje się hobby w ten sposób, przez internet. Jedni mają gry komputerowe, inni znaczki, a ci hejtują.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że: "Uwielbiasz disco polo". Bez cienia ironii?
Uwielbiam niektóre kawałki. Są kawałki discopolowe, które mnie urzekają, są cudowne, ale są też te koszmarnie głupawe, że trudno być obojętnym wobec nich. Disco polo ma jednak ogromne powodzenie. Trzeba szanować to, że są różne nurty muzyczne. Można iść na koncert disco polo albo słuchać disco polo na imprezie, a potem bez problemu pójść np. na koncert jakiegoś indie rocka warszawskiego. To jest świadomość muzyczna.
Braci Figo Fagot bardzo cenię. To Stefana Wąsa zaprosili, żeby z nimi wspólnie wystąpił. Najbardziej mocne disco polo to to, które mówi o prawdziwym życiu. Takie jest właśnie disco polo braci Figo Fagot.
Jak czują się w Polsce Twoi przyjaciele z kapeli?
Na pewno się nie nudzą. Niektórzy z nich jeżdżą ze mną po Polsce już 10-11 lat, więc znają Polskę bardzo dobrze, czują się tu bezpiecznie. Poza tym dla nich i dla mnie zresztą też wyjechanie w trasę to jest odpoczynek. W tej chwili jestem w pracy. Jestem pracoholikiem i mam naprawdę mało czasu dla siebie. Jak jestem w trasie, to mam tego czasu więcej, mogę się skoncentrować tylko na jednej rzeczy. Kiedy jestem w Warszawie, muszę ogarniać wiele rzeczy równocześnie. Czasem ciężko mi się ze wszystkim wyrobić. Pracuję cały czas. W trasie mogę odpocząć, mogę się wyspać. Tak samo moi przyjaciele. Oni mają dzieci. W trasie mają okazję, żeby się w końcu wyspać. Wstają o 9, 10, siadają w bus i oglądają film. Dla nas wyjazd w trasę jest jak wakacje.
Jeśli już jesteśmy przy dzieciach, jak to się stało, że zostałeś współtwórcą marki odzieżowej dla dzieci?
Mam jedną z najpiękniejszych marek odzieżowych dla dzieciaków – CzesioCiuch! Ten pomysł zrodził się rok temu, ale nosiłem się z nim kilka lat. Zawsze uważałem, że metalowcy mają fajnie – kapela nazywa się Rahru....aurah...ahhro (śmiech) i sprzedają T-shirty. Nosisz je niezależnie od tego, czy słuchasz metalu czy nie. Ja uwielbiam T-shirty. No ale kto będzie chodził w koszulkach z Czesławem? No i pomyślałem, że może te matki kupią takiego Czesława i ubiorą swoje dziecko. Taki był też pomysł. Spotkałem kobietę, która jest projektantką i stylistką. Wyhaczyła mój pomysł. Mam fuksa do ludzi. Razem stworzyliśmy markę, która w tej chwili sprzedaje więcej zagranicą niż w Polsce. Jestem w siódmym niebie! To są ubranka unisex. Zależało mi na tym, żeby nie traktować dzieci jak debili. Ile ja już spotkałem małych dzieci, które nie znoszą różowego, a oczywiście są w te różowe ubranka ubierane. Kto powiedział, że dziewczynka lubi różowy? Dziewczynki wcale nie lubią różowego. Albo że chłopak musi być w niebieskim? Ja, jako wujek Czesław, który ma przyjaciół z dziećmi, wchodząc do sklepu, nie mogłem nic sensownego znaleźć, nie mogłem wybrać normalnego prezentu. To jest trudniejsze niż kupienie stanika dziewczynie!
Wujek Czesław myśli już o dzieciach?
Powiem ci szczerze, że w tej chwili o nich nie myślę. Ale jestem świetnym wujkiem, więc dlaczego nie miałbym być świetnym ojcem.
Jeszcze niedawno w wywiadach dużo mówiłeś o kobietach, seksie.
To nie jest tak, że mówiłem o tym ciągle. Zawsze przypominano mi jeden wywiad. Pewnie, że kobiety są ogromnie ważnym elementem mojego życia. Nadal są, tylko że w tej chwili jest tylko jedna.
Czyli zrywasz z wizerunkiem Don Juana?
Ja jestem bardzo nieśmiały i nigdy nie byłem podrywaczem. Miałem fuksa, że mnie podrywano (śmiech).
Przecież podrywałeś dziewczyny na akordeon!
No tak... (śmiech). Opowiem ci coś, co pokazuje ciekawy obraz naszego społeczeństwa. 2008 rok – możesz mieć najlepiej sprzedającą się płytę w Polsce, chodzisz po ulicy i nikt się nie rozpoznaje. Płaczesz nocami i budzisz się z kobietami, które mówią, że kochają twoją "Maszynkę do świerkania". Później wchodzisz do telewizji i wreszcie budzisz się z kobietami, które twojej muzyki nawet nie lubią, albo rano mówią: "Wiesz, ja nawet nie znam twoich piosenek!". I wtedy jesteś szczęśliwy (śmiech).
Planujesz jeszcze jakieś zmiany? Nowy zawód? Próbowałeś przecież prowadzenia knajpy, tłumaczenia, budowlanki, teraz moda, w sumie tylko muzyka jest tym punktem stałym.
Na pewno nie wyobrażałem sobie innych studiów niż muzycznych. Nie potrafię się skoncentrować. W 2000 roku miałem poważny wypadek samochodowy w Stanach i od tego czasu trudno jest mi się skupić, mam takie ADHD. Jak siadam z książką, to mnie rozwala. Nie lubię, jak się mówi: "zróbmy coś w poniedziałek", bo ja wolę to zrobić od razu. Ten wypadek spowodował, że trudno mi się było skoncentrować również na studiach muzycznych. Ale studia są cudowne. Obojętnie jakie. To jest ogromnie inspirujące być wśród ludzi, którzy chcą czegoś więcej. Dla mnie żaden zawód nie jest wstydliwy. Lubię robić różne rzeczy. To uczy pokory. Są ludzie, którzy nigdy nie dostali po dupie. Jak po niej dostają, to nie potrafią sobie poradzić. Ja lubię wyzwania.
Czyli planujesz coś nowego?
Myślę o tym. Będę nawet skromnym restauratorem. Może nie takim, jak Borys Szyc, ale spróbuję swoich sił (śmiech). Bardzo lubię myśl, że muzyka nie jest jedyną rzeczą, którą mam. Nie lubię ludzi, którzy boją się zaryzykować, albo boją się swoich marzeń.
To polska przypadłość?
Polska cecha jest taka, że my bardzo boimy się błędów, a przecież błędy są tylko po to, żeby nas wzmacniać. My się tak boimy błędów, że nawet nie przyznajemy się do komórki, która dzwoni w kinie. Wszyscy widzą, że to nasza komórka, ale my konsekwentnie udajemy, że nic nie dzwoni. Zakładamy chyba, że to sposób na zachowanie twarzy. To żałosne. Albo taki pan Wałęsa, który mówiąc o homoseksualistach ewidentnie przesadził. Nawet jego rodzina podkreśla, że oni się pod tym nie podpisują, ale on konsekwentnie będzie udawał, że bąka nie puścił.
Interesujesz się polityką?
Interesuję się, ale w przeciwieństwie do wielu Polaków nie uważam się w tym temacie za eksperta. Szanuję różne poglądy, więc szanuję i pogląd pana Wałęsy, tylko myślę, że w tej chwili ta wypowiedź przysłania jego osiągnięcia z lat 80. Polityka staje się w Polsce ciekawsza, jeśli zajmują się nią ludzie, z którymi można by pójść chociaż na kawę albo herbatę mimo różnic w poglądach, które przecież mogą istnieć. Chodzi o to, żeby nie wyglądali jak bandziory.
To prawda, że boisz się polskich polityków, bo właśnie tak wyglądają?
Ja boję się człowieka, który z plakatu wyborczego nie potrafi się normalnie uśmiechnąć. Przecież on nas reprezentuje. My mamy w niego wierzyć, a to powód, dla którego nam ciężko w niego uwierzyć. To się na szczęście zmienia.
Dlaczego wróciłeś do Polski? W Danii miałeś dom, przyjaciół, przyszłość.
To jest trochę przypadek. Jeździliśmy po Polsce od 2002 roku. To, że przebiliśmy się w 2008 roku, było zaskoczeniem. Tego się nikt nie spodziewał. Oczywiście coraz więcej ludzi przychodziło na koncerty. Byłem na pierwszym miejscu na polskim MySpace, ale nikt z polskich wytwórni nie dzwonił. To było wiele cudownych zbiegów okoliczności. Ale ja zawsze marzyłem, żeby Polska – kraj, który opuścili moi rodzice – był większą częścią mojego życia. Nie spodziewałem się, że Polska stanie się miejscem, gdzie widzę swoją przyszłość. Ja zawsze czułem się Polakiem, świetnie zintegrowanym w Danii. Polska staje się krajem, w którym żyje się coraz łatwiej. Myślę, że ci, co wyjechali z Polski nawet parę lat temu, będą wracać. Będzie coraz łatwiej. Tylko prowadzić firmę jest tu trudno.
Urzędy?
Powiem ci, że jestem przerażony. Ja zatrudniam ludzi, płacę podatki, a i tak jestem odbierany jak potencjalny przestępca. To jest niesamowite, jak szybko człowiek uczy się tutaj kombinować. Ale i tak się polepsza. Trzeba to podkreślać.
Dlaczego po powrocie do Polski wybrałeś akurat Kraków?
Kiedy miałem 17-18 lat przyjeżdżałem do Krakowa odwiedzać kolegę. Znamy się od małego, nasze matki siedziały razem w ławce. Wtedy poznawałem tę nieznaną mi Polskę. I jak piłem tu wódkę z kumplami, słuchałem Renaty Przemyk, Raz Dwa Trzy, Bregovicia, Brathanków, rozmawialiśmy o dziewczynach, planach na przyszłość, to zobaczyłem, że te moje plany wcale nie odbiegają od tych, które mają kumple z Polski. Później jeszcze dwie koleżanki – Szwedki, które były ze mną w kapeli Tesco Value – powiedziały mi, że flirtuję z każdą Polką w trasie.
(śmiech)Flirt to nie to samo co podryw. To muzyka musiała do mnie przyciągać, bo przecież nie to, że łysieję i mam 1,69 m! A tak poważniej, te flirty to dlatego, że nagle słyszałem polski język, którego mi brakowało na emigracji. Chciałem się zaprzyjaźnić z Polakami, którzy mieszkają w Polsce. Nie z tymi na emigracji. Na emigracji spotkałem mnóstwo cudownych Polaków, ale to środowisko jest takie małe, że potrafi być bardzo niemiłe wobec siebie. Polacy za granicą... większych rasistów w swoim życiu nie spotkałem. Podobno jestem teraz na jakiejś liście żydowskiej w Danii! To niesamowite (śmiech)! No, bo jak to – on musi być Żydem, skoro się przebił w Polsce. Moi rodzice słuchają teraz takich właśnie plotek. Kiedyś wyjdzie księga emigrantów i będę bardzo niepopularny, jak zaśpiewam troszeczkę o tym, co przeżyłem na emigracji.
Pracujesz już nad nią?
Toczę rozmowy z Michałem Zabłockim. Ja nie jestem wielkim tekściarzem, ale pracuję z dobrymi ludźmi. Mam nadzieję, że to będzie trylogia, bo jest naprawdę dużo fajnych historii.
Zdradź jakąś!
Sam temat mszy świętej na emigracji w kościele polskim to jest jedna wielka opowieść. Ludzie potrafią parkować samochody 1,5 godziny przed, żeby zająć sobie najlepsze miejsce przed kościołem tylko po to, żeby ludzie wychodzący po mszy mogli zobaczyć, jak on się dorobił na emigracji.
Chodzisz do kościoła w Polsce?
Nie chodzę do kościoła. Ja byłem nawet ministrantem i jestem wierzący, ale mam za duże ADHD na mszę świętą. Nie wytrzymuję. Trzy razy prawie zemdlałem w kościele, a nigdy nie miałem takich problemów.
Może byłeś bez śniadania.
No nie wiem, ale odebrałam to tak, że kościół to nie miejsce dla mnie. A prócz tego to mam nadzieję, że wybiorą ciemnoskórego papieża i zobaczymy, ilu jest naprawdę wiernych katolików w Polsce. Bardzo bym chciał.
Ciemnoskóry liberał czy konserwatysta?
Cudownie byłoby, gdyby wybrano liberała, ale wiem, że jeden z ciemnoskórych kardynałów jest cholernym konserwatystą. W sumie to obojętne, jaki poglądowo będzie papież, ale dla naszego polskiego narodu niech będzie ciemnoskóry papa. To dużo zrobi. Będę to świętował na maksa. Będę sobie wyobrażał, jak te rodziny, które się tak boją tego ciemnego koloru, będą musiały mieć "ciemnoskórego papę" na swoich półeczkach. Nie mogę się tego doczekać! Rozmawiała Marta Pawłowska
Najbliższe koncerty zespołu Czesław Śpiewa
14.03 – Opole, Studenckie Centrum Kultury, ul. Katowicka 23, godz. 20.30 15.03 – Poznań, Blue Note, Czesław Śpiewa, ul. Kościuszki 76/78, godz. 20 16.03 – Zabrze, CK Wiatrak, Wolności 395, godz. 20 17.03 – Kraków, Studio, ul. Budryka 4, godz. 20 12.04 – Olsztyn, Nowy AnderGrant, ul. Kołobrzeska 23, godz. 21 15.04 – Toruń, Lizard King, ul. Kopernika 3, godz. 20 19.04 – Bielsko-Biała, Bielskie Centrum Kultury, ul. Słowackiego 27, godz. 19
W Krakowie jest dużo trudniej "być", bo tam wszyscy są takimi wielkimi artystami. Nie możesz wejść do knajpy normalnie. Zawsze trzeba gadać o sztuce. Nie znoszę słowa artysta, bo sam do końca nie wiem, co to znaczy. To dość męczące. Kraków jest cudowny i fajnie przyjechać do Krakowa, ale tam jest ciężko być anonimowym.