Wielkanoc coraz bliżej. Jak wybrać dobrą wędlinę przed świętami?
Julia Kos
25 marca 2013, 15:48·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 25 marca 2013, 15:48
Do nadchodzących świąt niektórzy przygotowują się "domowo", inni - po prostu kupują niezbędne im produkty do potraw. Największy problem, jak co roku, jest z wyborem wędlin: które są dobre, a które napompowane "chemią"? Nasz poradnik powininen pomóc Wam odróżnić te dobre od smakujących plastikiem.
Reklama.
artykuł sponsorowany
O tym, że szynki są "napompowane" chemią i wodą, wie każdy. Ale już nie każdy wie, jak odróżnić szynkę napompowaną od tej "prawdziwej", nawet jeśli uważa się za świadomego konsumenta. Oczywiście, można na to machnąć ręką i kupować cokolwiek. Warto jednak wtedy wiedzieć, że tak naprawdę kupując byle jaką szynkę, de facto jemy coś, co z mięsem ma niewiele wspólnego. O ile w ogóle cokolwiek, bo produkty tworzone na przykład z MOM (Mechaniczne Oddzielanie Mięsa) to tak naprawdę zmiksowane wszelkie odrzuty, których normalnie nie wzięlibyśmy do ust za dopłatą.
Jest to szczególnie ważne przed świętami, kiedy sprzedawcy i producenci, wiedząc o większych zakupach wielu polskich rodzin, po prostu robią wszystko, by zmaksymalizować swój zysk. Nie przebierają w środkach i klientom wciskają produkty najgorszej jakości, byle tylko zarobić. Niegdyś to, co dziś w sklepach nazywa się "wędliną", określano mianem "wyrobu wędlinopodobnego".
Skąd ten problem z wyborem szynki? Niestety, w dużej mierze przez Unię Europejską, która wyszła z założenia, że konsumenci są bardzo dociekliwi. I dopóki na wędlinie jest etykieta ze składem produktu, to wszystko w porządku, można ją sprzedawać - nawet jeśli mięsa jest w niej raptem 15 proc. Paczkowane wędliny wiele z nas omija, biorąc tylko te z lady z założeniem, że jak nie z paczki, to na pewno jest lepsza. A to błąd, bo wędlina z lady może być tak samo zła, jak ta z paczki. A czasem nawet gorsza. Do 2003 roku chroniły nas przed tym polskie przepisy, według których jeśli producent uzyskiwał z kilograma mięsa aż 1,3 kg wędliny, to musiał swój wyrób nazwać "wędlinopodobnym". Dzisiaj już, niestety, takich oznaczeń nie ma.
Jak więc wybrać wędlinę wysokiej jakości? Oto kilka praktycznych porad, które pomogą nam zdecydować. Wykorzystaliśmy je w praktycznym teście, który opisaliśmy poniżej.
1. Przede wszystkim SKŁAD. Na każdej wędlinie paczkowanej jest podany jej dokładny skład. Jeśli go nie ma, spokojnie możemy odłożyć ją na półkę i iść dalej. Od razu też rozwiejmy wątpliwość co do etykiet wędlin z lady: tak, one też istnieją. Sklepy są bowiem, prawnie, zobowiązane do tego, by skład wędlin był podany na wywieszce, wsadzonej do konkretnej wędliny. Niezależnie od tego sklep przechowuje opakowania zbiorcze (w których owe smaczne szyneczki przyjeżdżają), aby móc udowodnić przydatność do spożycia danej wędliny. Oczywiście, wiele sklepów nie przestrzega tego przepisu, więc jeśli chcemy być pewni, że dostajemy szynkę, a nie zmielonego gołębia, to lepiej jest kupić tam, gdzie w ladzie są wywieszki z podanym składem. Z naszego redakcyjnego eksperymentu dodam, że pytanie ekspedientów i ekspedientki o skład danej wędliny jest mało skuteczne i nie warto na to tracić czasu, bo istnieje spora szansa, że albo zostaniemy zbyci, albo oszukani.
Jeśli jednak skład można przeczytać, to w takim razie na co zwracać uwagę? Przede wszystkim, na zawartość mięsa. Teoretycznie, im więcej procent mięsa w naszym produkcie, tym lepiej. Wyjaśnione zostało to wiele razy, tu przytaczam opinię dr Agnieszki Jarosz z Instytutu Żywności i Żywienia dla "Metra": - Im więcej mięsa w wędlinie, tym lepiej. Bo brakującą wagę zastępują wypełniacze, np. białko sojowe.
Bardzo ważne też jest, by na etykiecie lub wywieszce towaru w przypadku wędlin sprzedawanych na wagę było podane, ile wędliny producent uzyskuje z kilograma mięsa. Jak zostało wspomniane wyżej, do 2003 roku nie było z tym problemu. Teraz jednak sprytni producenci potrafią z 10 kg mięsa uzyskać nawet 20 kg wędlin - dodając do nich wodę i solankę (zawierającą chemię), które zwiększają wagę. Niestety, ta informacja nie zawsze pojawia się na etykietach, więc niewątpliwie lepiej wybrać tę wędlinę, która nas o tym informuje. Zaznaczmy zarazem, że w przypadku naprawdę dobrych wędlin niemożliwe jest, by ze 100 gram mięsa uzyskać 100 gram wędlin. Produkty z Mechanicznie Oddzielanego Mięsa należy zaś od razu wrzucić do kosza.
Jaka chemia powinna zwracać naszą uwagę w składzie? Przede wszystkim fosforany, oznaczane jako E-450-E452, bo to one pozwalają zwiększyć objętość wędliny poprzez dodanie wody. W tym samym procesie pomaga karagen oznaczany jako E407. Nie jest on groźny dla zdrowia, ale po prostu wskazuje, że mamy do czynienia z czymś kiepskiej jakości. Należy również uważać na barwniki - E120 i E300-316.
2. Unikaj "spoconych" wędlin. Jeśli Twoja wymarzona szynka za ladą świeci się jak choinka na Boże Narodzenie, to zazwyczaj oznacza dwie rzeczy: albo jest już stara i traci wodę, albo została napompowana solanką i chemią. Albo obie te rzeczy naraz. Tak samo sprawa ma się z wędlinami, które pod światło mienią się wszystkimi kolorami tęczy, jak benzyna. Warto też zwrócić uwagę, czy wybrana wędlina puszcza soki - jeśli na przykład na ladzie zostaje po niej wilgotne miejsce, to lepiej wybrać inną.
3. Faktura i kolor. Tutaj już, niestety, trudno o konkretne wyznaczniki, ale jest kilka rzeczy, na które należy zwracać uwagę. Kolor wędliny nie może być zbyt jasny. Można to porównać patrząc na przykład na produkty drobiowe. Drób jest jaśniejszy od innych mięs, indyk jest odrobinę ciemniejszy od kurczaka. Z kolei wołowina powinna być czerwona, ale niezbyt jasna i niezbyt ciemna. Oczywiście, tutaj trzeba ufać własnym zmysłom, więc trudno uznać to za pewny wyznacznik.
Jeśli chodzi o fakturę, warto przyjrzeć się "strukturze" wybranej wędliny. Jeśli jej elementy: mięso, tłuszcz, błony, rozchodzą się, ścięgna wyglądają na "napuchnięte" to zapewne producent bawił się Zestawem Małego Chemika. Również jeśli wybrana wędlina jest bardzo krucha, to może to oznaczać nie najlepszą jakość. W internecie można też znaleźć sporo opinii, wedle których jednolita faktura i ładny, różowy kolor oznaczają ingerencję chemiczną. Tutaj jednak nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo na przykład polędwica sopocka zazwyczaj tak właśnie wygląda - zależy to od wędliny, którą kupujemy.
4. Kiełbasy - co z nimi? Niestety, z kiełbasami jest zdecydowanie gorzej, niż z wszelkiej maści szynkami. Z prostego powodu - bardzo trudno jest ocenić po wyglądzie, czy dana kiełbasa to dobry produkt, czy może zawiera w sobie kota Mruczka. Przed świętami warto jednak wiedzieć, że biała kiełbasa parzona ma być naprawdę biało-szarawa, natomiast kiełbasa biała surowa ma kolor surowego mięsa. Warto też spojrzeć, jak drobno kiełbasa jest zmielona. Jeśli przemielenie jest bardzo drobne, to należy do jej jakości podchodzić z dystansem - bo wtedy istnieje szansa, że zjemy coś, czego wcale jeść nie chcemy.Ważne jest aby kiełbasa miała naturalna osłonkę .
Oczywiście, istnieją kiełbasy, które są z założenia drobno zmielone, ale to raczej wyjątki, które zazwyczaj widać po wysokiej cenie. Jeśli więc kiełbasa, którą chcemy kupić, kosztuje 10-15 złotych i jest bardzo drobno przemielona, to lepiej poszukać innej.
5. Cena. W sieci sporo jest opinii, które sugerują, że dobra wędlina zaczyna się od 30 złotych za kilogram. Ponieważ jednak żyjemy w realiach wolnorynkowych, należy mieć do tego spory dystans. Kierowanie się ceną ma sens, gdy mowa jest o wszystkim, co przetworzone, we flaku, często również przy kiełbasach. Przy czym warto zorientować się, jakie mniej więcej są ceny konkretnego mięsa, wówczas będzie nam łatwiej weryfikować jakość poprzez cenę produktu. Cielęcina bowiem jest całkiem droga, ale już schab - niekoniecznie. I przekłada się to na wybór wędlin.
6. Sklep. Wiadomo, że sklepy są lepsze lub gorsze i każdy z nas ma swoje ulubione. W przypadku wybierania wędlin warto jednak zwrócić uwagę na trzy aspekty. Po pierwsze, sposób położenia mięsa (nie tylko wędlin) na ladzie. Przepisy nakazują kłaść kurczaka oddzielnie od reszty mięs. Jeśli nasz sklepikarz tego nie przestrzega, należy jak najszybciej wyjść. Druga sprawa to wspomniane wcześniej etykiety i wywieszki w ladach.. Jeśli naprawdę zależy nam na jakości, lepiej wybrać miejsce, które nawet dla wędlin z lady dysponuje etykietami ze składem.
Trzecia wreszcie kwestia - jeśli już się zdecydujemy, warto wziąć wędlinę w całym, dużym kawałku, odkrojonym od bloku, niż w plasterkach. Wędliny w plasterkach mają bowiem 2-3 razy krótszy termin ważności.
Oczywiście, tak naprawdę tylko ocena etykiety daje nam niemal stuprocentową pewność, że nie dostajemy kota w worku, tylko prawdziwą wędlinę z mięsa. Czy jednak gdy etykiety nie ma, da się powyższymi metodami sprawdzić jakość wędlin?
Spróbowaliśmy w kilku sklepach, a test dotyczył tylko wędlin podawanych z lady.
Zaczęliśmy od Almy i jej Krakowskiego Kredensu. Faktycznie, w Almie - zarówno w Krakowskim Kredensie, jak i zwykłym dziale z wędlinami - nie było problemu z tym, by uzyskać informacje z etykiet bądź obejrzeć same etykiety. Tutaj trzeba przyznać sieci punkty, bo i skład ich produktów nie jest zakłamany: znajdują się tam informacje o tym, że ze np. 100 g szynki sztabowej uzyskuje się ze 130 g mięsa, a sama zawartość
mięsa w wędlinach jest zazwyczaj bardzo wysoka (ponad 90 proc.). Również test zmysłów przyniósł pozytywny efekt: w Kredensie praktycznie żadna wędlina się nie "pociła", nie było mowy o wydzielaniu soków. Wędliny również, choć cienko pokrojone (kupowane na plasterki), nie były bardzo kruche. Trzymane przez nas w lodówce na testy, nie zaczęły się pocić nawet po kilku dniach, psuły się w "naturalny sposób". Testowaliśmy zarówno baleron kleparski, jak i szynkę niedzielną - w obu przypadkach testy wypadły pomyślnie. Podobnie było z kiełbasami - ta "od wójta" była bardzo dobra. Wybraliśmy tę, gdyż jej etykieta wskazywała: zero konserwantów i patrząc na jej okres świeżości, faktycznie tak jest.
Niestety, tak dobrze nie można napisać o dyskontach i wszelkiej maści hipermarketach (sprawdziliśmy kilka największych sieci). W praktycznie każdym, co prawda, otrzymywaliśmy na naszą prośbę (brak wywieszek w ladzie) etykiety i informacje o produkcie, nawet prosząc o opakowania zbiorcze, ale już skład oferowanych tam większości wędlin pozostawiał wiele do życzenia. Niestety, tylko te kosztujące 35 złotych za kilogram i więcej oferowały jakość na poziomie 80-90 proc. zawartości mięsa. Na palcach jednej ręki można było policzyć z kolei wędliny, których kilogram nie powstał z 800 lub często mniej gram mięsa.
Najgorzej jednak było we wszelkiej maści sklepach osiedlowych i na bazarach. Tam uzyskanie informacji z etykiety o wędlinach na ladzie było niemalże niemożliwe. Ekspedienci często byli zdziwieni słysząc, że sklep ma obowiązek przechowywać opakowania zbiorcze, a sami nie stanowili zbyt dobrego źródła informacji. W przeciwieństwie do obsługi w Krakowskim Kredensie - tam sprzedawcy faktycznie znali to, co sprzedają.
W małych sklepikach trudno było trafić wędliny droższe niż 30-35 zł za kilogram, ale nawet te często się "pociły" i mieniły kolorami. Nawet zaś gdy były świeże, to po włożeniu do lodówki po jednym lub dwóch dniach zaczynały tracić wodę, czyli - nie były zbyt dobrej jakości. Kupowanie w osiedlowych sklepach, jeśli nie mają one jednego, konkretnego dostawcy, który może pochwalić się jakością produktów, jest więc raczej ryzykowne.
Podsumowując więc, najlepiej zakupy robiło się w Krakowskim Kredensie. Ten pierwszy sklep zdecydowanie wygrywa, jeśli chodzi o liczbę jakościowych produktów. Oczywiście, pozostaje też inna opcja: kupowanie bezpośrednio od producenta wędlin lub robienie ich samemu. Ale to zdecydowanie droższa i bardziej skomplikowana sprawa.