Politycy Prawa i Sprawiedliwością proponują, aby każdy tydzień w polskich szkołach rozpoczynał się od odśpiewania lub recytacji hymnu narodowego. W "godnej pozycji", na baczność i przede wszystkim z pamięci – wszystko to ma sprawić, że młodzież będzie wychowana w duchu patriotyzmu. Czy oby na pewno tak się stanie?
Wspólne wykonanie Mazurka Dąbrowskiego co poniedziałek w każdej szkole, to pomysł gdyńskiego radnego Marcina Horały i posłanki Prawa i Sprawiedliwości Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk. List w tej sprawie wysłali już do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Zdaniem polityków, ma to zapobiec coraz powszechniejszemu zjawisku, szczególnie wśród młodych Polaków, czyli nieznajomości słów hymnu narodowego. Tylko czy młodzi chcą i powinni znać słowa Mazurka Dąbrowskiego? Czy bez tego, nie ma mowy o wychowaniu ich w duchu patriotyzmu?
Marcin Horała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznał, że pomysł zaczerpnął z tradycji amerykańskich. A te, choć są znacznie młodsze od polskich, przywiązują znacznie więcej wagi do państwowych symboli. "W Stanach Zjednoczonych każdy dzień w szkole rozpoczyna się złożeniem przysięgi na wierność fladze i republice" – stwierdził polityk Prawa i Sprawiedliwości. Pomysłodawcy zdają sobie sprawę, że ich propozycja może budzić kontrowersje. Niektórzy już dziś zastanawiają się, czy śpiewanie hymnu w polskich szkołach co poniedziałek doprowadzi do rozwijania wśród uczniów patriotycznych uczuć, czy wręcz przeciwnie, spowoduje "spowszednienie" Mazurka Dąbrowskiego.
– Oczekiwałabym od Prawa i Sprawiedliwości, aby bardziej precyzyjnie podchodziło do problemów, które obserwujemy każdego dnia – komentuje Jadwiga Staniszkis. Zdaniem socjolożki, pomysł wprowadzenia obowiązkowego hymnu do szkół jest "niezły", ale wymagałby od opozycji działań znacznie bardziej konkretnych. – PiS ciągle przeskakuje między tematami i to sprawia wrażenie chaosu, słabości i nieczytelności, a dziś potrzeba zdecydowanych działań. Partia polityczna powinna się zajmować fundamentalnymi zagrożeniami, do czego jest zobowiązana, a nie szamotaniem się na różnych poziomach. Hymn w szkole to dobry pomysł, ale to za mało – mówi Staniszkis.
Hymn sposobem na "Tępą młodzież"
Mogłoby się wydawać, że temat patriotyzmu i edukacji "nie grzeje" aż tak bardzo. Tymczasem w naszym serwisie rozgorzała gorąca dyskusja na temat pomysłu polityków PiS-u i przerodziła się w kłótnię dotyczącą patriotyzmu, który przez niektóre środowiska dawno został uznany za przebrzmiały. Czy faktycznie tak jest?
Na odpowiedź, a właściwie lawinę odpowiedzi nie trzeba było długo czekać. Nie wszyscy bowiem twierdzą, że znajomość hymnu jest młodzieży do czegokolwiek potrzebna. Tym bardziej, jeśli zacznie im się kojarzyć ze szkolnym przymusem, a nie chwilami narodowej dumy.
Profesor Jadwiga Staniszkis wspomina, że sama śpiewała polski hymn na szkolnych apelach. – To pierwszy krok do tego, aby dostarczać młodym ludziom wiedzę na temat naszej historii i tworzenia poczucia wspólnoty oraz świadomości tego, kim jesteśmy, w unikalnym splocie miejsca i czasu. Jednak śpiewanie hymnu to tylko jeden z elementów budowania świadomości – twierdzi profesor Jadwiga Staniszkis.
Patriotyzm to jedno z tych słów w polskiej debacie publicznej, które każdy używa w taki sposób, by usprawiedliwić własne działania. I choć dziś w polskim Sejmie częściej słyszy się słowa "hucpa", czy też "hańba", to patriotyzm nadal pozostaje silnym argumentem w dyskusji. Słowo to niektórych uwiera, innym dodaje skrzydeł, a dla niektórych środowisk jest dzisiaj kompletnie bez znaczenia. Co sprawiło, że patriotyzm, którego cechą konstytutywną jest lub powinno być łącznie Polaków, czyni coś z gruntu przeciwnego?
Według twórców magazynu "THINKTANK", patriotyzm mógł się stać pojęciem jednoczącym Polaków po roku 1989. Jednak partie polityczne wykorzystały styl PRL-owskiej nowomowy, a patriotyzm stał się stygmatyzującym sloganem. Na scenie politycznej pojawili się "prawdziwi patrioci" oraz wrogowie patriotyzmu i ojczyzny, czyli zdrajcy narodu.
Według profesor Jadwigi Staniszkis, patriotyzm to przede wszystkim poczucie współodpowiedzialności. – Ja jestem przeciwna postrzeganiu patriotyzmu przez pryzmat etniczny. Sama mam w rodzinie korzenie litewskie, ormiańskie. Patriotyzm to nienaprzeżywanie historii – stwierdza socjolożka.
"Nie lubię polskiego patriotyzmu"
Robert Krasowski w felietonie dla tygodnika "Polityka" stwierdził, że w Polsce mamy do czynienia ze starciem dwóch patriotyzmów. Tyle tylko, że nie jest to starcie polityk, a symboli, a polityczne tło ma drugie znaczenie. Według dziennikarza mamy dzisiaj dwie Polski. "Pragmatyczną", którą stanowią ludzie głosujący na PO, oraz Polskę "romantyczną", tworzoną przez ludzi głosujących dziś na Jarosława Kaczyńskiego. Zdaniem Krasowskiego jednak, nie są oni przywiązani do szefa PiS i w razie jego osłabnięcia, nie będą przy nim trwać. Kaczyński nie jest bowiem twórcą Polski "romantycznej", a jedynie jej rzecznikiem lub zakładnikiem.
Czym naprawdę jest dzisiaj polski patriotyzm?
Reklama.
Mack Zarębski
Komentarz dotyczący wprowadzenia cotygodniowego obowiązku odśpiewania hymnu w szkołach
A może byście tak przestali robić sobie jaja z takich pomysłów? Nikt tu nie mówi o pieśniach religijnych, tylko o hymnie Polski. Jeśli to miałoby mieć jakikolwiek wpływ na tępą młodzież, jeśli miałoby wyzwolić w nich jakiekolwiek uczucie, choć jedno, to jest na pewno lepszy pomysł, niż cała masa głupich, politycznych reform niszczących szkołę. CZYTAJ WIĘCEJ
Dominik Madej
Komentarz dotyczący wprowadzenia cotygodniowego obowiązku odśpiewania hymnu w szkołach
Młodzież jest zmyślniejsza, niż się Panu wydaje. Na pewno nie wzrośnie u nich szacunek do kraju, nie zbuduje się w nich patriotyzmu ani nie powiększy magicznie IQ zmuszając młodych ludzi do śpiewania co tydzień hymnu między poranną owsianką a pierwszym batonikiem mars. CZYTAJ WIĘCEJ
Szczerze powiedziawszy, nie lubię polskiego patriotyzmu. Taniego sentymentalizmu, którym osłania się zwykle życiową niezdarność. I banalnego pragmatyzmu pozbawionego konkretnych ambicji. (...) Spór dwóch Polsk nie niszczy nas zatem, bo nie jest sporem o realną politykę, nie jest sporem o konkretne państwowe decyzje. To jedynie atawizm narodu zbyt długo pozbawionego dostępu do polityki, narodu, który zamiast państwa miał tylko symbole i słowa.