Hashtagi, czyli swego rodzaju znaki drogowe w internecie, robią furorę już nie tylko na Twitterze. Masa internautów używa ich w dyskusjach nawet tam, gdzie po prostu nie działają. Wdzierają się też do telewizji, a niedługo najprawdopodobniej zadebiutują na Facebooku.
Hashtag to fraza lub słowo poprzedzone symbolem "#". Dzięki niemu łatwo zlokalizować w internecie dyskusję na danym temat. Wystarczy "klik" i znak ten przenosi nas do wszystkich wpisów, w których użyto danego hasła. Przykład? Aktualnie na Twitterze popularny jest hashtag #scarymovie5. Po kliknięciu pozwoli on śledzić wszystkie twitterowe komentarze dotyczące najnowszego "Strasznego filmu".
A wszystko zaczęło się od niewinnego wpisu Amerykanina Chrisa Messiny z sierpnia 2007 roku… Zapytał on na Twitterze: "A co myślicie o tym, by używać znaku "#" i w ten sposób grupować dyskusje?". Pomysł się spodobał, a z dnia na dzień coraz więcej użytkowników eksperymentowało z hashtagami. Pierwszym poważnym testem tego rozwiązania był pożar lasów wokół San Diego w październiku 2007 roku. #sandiegofire – pisali wówczas internauci ze Stanów Zjednoczonych, pokazując, że to naprawdę może zadziałać.
Trzy lata później, w 2010 roku, hashtagi zawierało już 11 proc. wszystkich tweetów. Zaczęto ich używać już nie tylko w rozmowach o grach czy filmach, ale także chociażby w kampaniach politycznych. Na przykład w ubiegłym roku sztab Baracka Obamy, który walczył o reelekcję, zainicjował na Twitterze kampanię #whatsRomneyhiding (co ukrywa Romney?), a Republikanie odpowiedzieli na to znakiem #whatsObamahiding.
Dziś, jak wynika z badania przeprowadzonego przez firmę RadiumOne, korzystanie z hashtagów deklaruje 3/4 użytkowników mediów społecznościowych. Te "znaki drogowe internetu" dawno wyszły poza Twittera, obsługiwane są także choćby przez serwisy Pinterest i Instagram.
Z kolei użytkownikom Facebooka nie przeszkadza to, że hashtagi tam nie działają – wielu z nich i tak używa fraz ze znakiem "#", choć do niczego nie odnoszą. Wkrótce może się to jednak zmienić. Jak doniósł w marcu "The Wall Street Journal", wprowadzenie hashtagów to jeden z najnowszym pomysłów Marka Zuckerberga i spółki.
"Facebook dotychczas takiego narzędzia nie miał, więc dla mnie przeglądanie strumienia informacji bywa bardzo uciążliwe. Gdy chcę się dowiedzieć 'co się dzieje na Fejsie', muszę przeklikiwać się przez setki, o ile nie tysiące informacji prywatnych, na które niekoniecznie mam wtedy czas" – komentuje Przemysław Pająk z serwisu Spidersweb.pl.
Hashtagów używają za to największe telewizje informacyjne. TVN 24 podczas wyborów prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej promował na przykład tag #PZPNwybiera.
Nie brak też krytycznych opinii o hashtagach. Daniel Vitor, wydawca New York Timesa odpowiedzialny za media społecznościowa, jest zdania, że przy większych wydarzeniach stają się one bezużyteczne. Za przykład posłużył mu hashtag #SuperBowl, który został użyty trzy miliony razy. Przy takiej liczbie wpisów nie ma szans, by użytkownik znalazł najbardziej wartościowe i interesujące go opinie. "Nadużywanie hashtagów jest fatalne z punktu widzenia estetyki i wcale nie zwiększa zasięgu na TT" – stwierdził Vitor.