Katarzyna Kolenda-Zaleska oburza się na Antoniego Macierewicza za słowa o trzech pasażerach Tu-154, którzy mogli przeżyć katastrofę. Dziennikarka w swoim felietonie twierdzi, że jeśli ta wypowiedź ujdzie Macierewiczowi na sucho, to dowód na to, że "polska polityka sięgnęła dna degeneracji".
Katarzyna Kolenda-Zaleska w felietonie w "Gazecie Wyborczej" bardzo ostro krytykuje Antoniego Macierewicza. Jej zdaniem, "takiego człowieka powinno się wykluczyć z życia publicznego". – Człowieka, który dla cynicznych, politycznych celów lub z powodu własnych obsesji nie waha się użyć okrucieństwa wobec rodzin ofiar katastrofy, rozdrapuje gojące się rany – pisze dziennikarka TVN24. I podkreśla, że "strach pomyśleć" do czego Antoni Macierewicz mógłby się jeszcze posunąć.
Kolenda-Zaleska zauważa też, że dla Antoniego Macierewicza zamach był na pewno. I że pewnie świadków tego zamachu "dobito". Nawet, jeśli wydaje nam się to niemożliwe, to "w oparach absurdu, w których porusza się Macierewicz, nic nie jest niemożliwe" – twierdzi dziennikarka.
Jej zdaniem okrucieństwa tego typu są potrzebne politykom Prawa i Sprawiedliwości, by "przywiązać do siebie swoich wyznawców". Jednocześnie Kolenda-Zaleska ostro też krytykuje innych posłów PiS, którzy – zapytani o zamach – migają się od odpowiedzi, "obłudnie mówią, że trzeba poczekać na wyniki badań, na koniec śledztwa".
– Pozwalają Macierewiczowi sączyć jad, bo widzą, że tylko w ten sposób mogą ocalić swoje polityczne poparcie – ocenia dziennikarka. I zaznacza, że posłowie PiS pewnie nie wierzą w zamach, ale tak jest im wygodnie. Zdaniem Kolendy-Zaleskiej, członkowie tej partii popierają zamachowe teorie ze strachu o polityczną przyszłość, a bierność wobec ich cynizmu i "przyzwolenie na podłość" będą miały w przyszłości konsekwencje.