"Czy ma ktoś możliwość załatwienia karty MultiSport?" – to jeden z wyjątkowo często pojawiających się wpisów na Facebooku. Karta gwarantująca nielimitowany wstęp na siłownie, baseny i szereg innych zajęć to dla wielu osób marzenie. Okazuje się jednak, że chcemy ją mieć, dopóki jej nie mamy.
Brak karty MultiSport to jednocześnie problemem i wygoda. Nie ma bowiem łatwiejszej wymówki, gdy ktoś nas pyta, dlaczego nie uprawiamy sportu. "Bo mój pracodawca nie załatwił nam kart" – pada w odpowiedzi. Tymczasem godzina basenu w dużym mieście to wydatek rzędu 15 złotych za godzinę, pilates 30 złotych. Siłownie do najtańszych też nie należą.
Dlatego karta MultiSport wydaje się być zbawieniem dla tych, którzy kochają aktywność fizyczną w każdej postaci. Można sobie wyobrazić nielimitowany dostęp do 4300 punktów na terenie całego kraju. Tyle tylko, że samo posiadanie karty nie wystarczy, aby być fit.
Program MultiSport program sportowo-rekreacyjny umożliwiający motywację pracowników. Dzięki karcie MultiSport Plus użytkownicy mają praktycznie nielimitowany dostęp do najlepszych i najpopularniejszych obiektów sportowych na terenie całego kraju. Karty nie można uzyskać jako osoba indywidualna, gdyż system kierowany jest do pracodawców. Dzięki karcie, pracownicy mogą korzystać z obiektów sportowych w zamian za stałą, miesięczną opłatę. Ta zaś często jest dofinansowywana przez pracodawcę w ramach świadczeń socjalnych.
Źródło: kartamultisport.pl
– Znam osoby, które regularnie płacą za posiadanie kart, a nie są w stanie spełnić podstawowego wymogu, którym są cztery wizyty w ciągu w miesiąca w dowolnym obiekcie – mówi Mateusz Jasiński, trener biegaczy. I wspomina historię ze swojej firmy. – Gdy pracowałem w korporacji, pojawiła się informacja o tym, że będziemy mieli karty MultiSport. W firmie zapanowała swoista euforia. Każdy widział już siebie na siłowni. Później z każdym miesiącem coraz więcej osób rezygnowało z karty. Nie były w stanie chodzić nawet z minimalną częstotliwością. Po pewnym czasie zaczęły pojawiać regularne maile w firmie, aby używać kart, bo przestaną działać – wspomina bloger naTemat.
A miało być tak pięknie
Firma w której pracował Mateusz Jasiński nie jest jedyną, w której pracownicy mają słomiany zapał. Ludziom decydującym się na karty MultiSport dobrych chęci wystarcza najczęściej do końca stycznia, gdyż właśnie wtedy podejmujemy noworoczne postanowienia. Spośród wszystkich osób, które zdecydowały się przetworzyć zdobyte podczas świąt kilogramy na masę mięśniową, zaledwie 5 procent jest w stanie wytrwać w swoim postanowieniu.
Ula z Małopolski zajmuje się współpracą z systemem Benefit System (odpowiada za wydawanie m.in. kart MultiSport) od momentu, gdy tylko jej szef wyszedł z takim pomysłem. – Po kilku miesiącach współpracy widzę, że są tylko dwie możliwości. Albo ktoś totalnie wciągnie się w korzystanie z karty, albo staje się ona tylko dodatkowym ciężarem w jego portfelu – mówi nasza rozmówczyni, która jako jedna z nielicznych w firmie nadal korzysta z karty. Dzięki niej, na basenie bywa nawet dwa razy dziennie.
Jednak widmo atrakcyjnej sylwetki to widocznie za mało, by zdobyć wystarczającą motywację. Co może przekonać właścicieli kart do ćwiczeń? Ula twierdzi, że najskuteczniejszym czynnikiem motywującym są pieniądze. – Prawidłowość jest taka: pracownicy, którzy mają tańsze karty (ok. 30 zł) nie czują w sobie ciśnienia finansowego związanego z jej posiadaniem, więc nie zależy im na tym, żeby aktywnie z niej korzystać. Natomiast osoby towarzyszące, które za kartę płacą więcej (ok. 130 zł) częściej z niej korzystają – zauważa pracownica branży PR.
Pieniądze nie tylko motywują do korzystania z karty. Sprawiają też, że użytkownicy droższych kart (które posiadają choćby dzięki członkowi rodziny zatrudnionemu w danej firmie) korzystają z niej zdecydowanie rozsądniej. Trudno wyobrazić sobie, że ktoś będzie płacił 130 zł miesięcznie za coś, z czego nie korzysta. – W tej grupie jest najwięcej rezygnacji, przynajmniej w mojej firmie – mówi Ula.
Odejść z honorem.
Czy rezygnacja z karty MultiSport jest naszą porażką? Nie musi nią być. Karta jest najbardziej użyteczna wówczas, gdy korzystamy z kilku placówek. W jednej pływamy, w drugiej biegamy, w trzeciej uczymy się sztuk walki, a jeszcze w innej tańca. Wówczas nasze oszczędności sięgają zenitu. Ale jeśli ktoś miałby płacić 130 złotych za wizytę na basenie raz, dwa razy w tygodniu, to wtedy faktycznie może się zastanowić nad opłacalnością takiego rozwiązania.
– Czasem po miesiącu okazuje się, że siłownia, którą mają pod domem oferuje atrakcyjną zniżkę i taniej mogą korzystać z karnetu w jednym miejscu.
Czasem dochodzą do wniosku, że chodzą na tyle rzadko, że bardziej opłaca im się płacić za pojedyncze wejścia – mówi Ula, która wysłuchała już wiele historii odnośnie tego, dlaczego ludzie rezygnują z kart, o które wcześniej tak usilnie zabiegali. O tym, jak trudno jest niektórym zrezygnować z kart abonamentowych, wiele mówi fragment serialu "Przyjaciele".
Słomiany zapał
To, jak niektórzy korzystają (a raczej jak tego nie robią) z karty MultiSport doskonale obrazuje zapał Polaków do uprawiania sportu. Według Eurobarometru, który cytuje "Forbes", wypadamy na tym tle dwa razy gorzej od reszty Europy. Zaledwie 24 proc. Polaków deklaruje, że regularnie uprawia sport przynajmniej raz w tygodniu. Tymczasem w naszym kraju aż 400 tysięcy osób korzysta z systemu Benefit.
Zdaniem trenera biegaczy i blogera naTemat Mateusza Jasińskiego, osoby które mają kartę lecz z niej nie korzystają, dobrze odzwierciedlają polską cechę, jaką jest słomiany zapał. – Najpierw deklarujemy, a potem tego nie robimy. Chcemy schudnąć, albo zacząć biegać, ale nie mamy jasno sprecyzowanych celów. Jeśli chcemy wytrwać w swoich postanowieniach, musimy regularnie dopinać swoje założenia. Na przykład jeśli chodzi o chudnięcie, bezpiecznym przedziałem jest zrzucanie od 0,5 do 1 kilograma tygodniowo – mówi Jasiński.
MultiSport jest doskonałym narzędziem. Tyle tylko, że nawet najprostsze rzeczy wymagają tego, aby umieć z nich korzystać. – Wielu posiadaczy kart kieruje się na siłownię, stają na środku i nie wiedzą co mają ze sobą zrobić. Efekt? Szybko się zniechęcają. Chcąc ćwiczyć, powinni podjąć współpracę z trenerem osobistym. Karta ma bardzo duży potencjał. Ale wiele osób korzysta z niej tak, jakby kupiło sobie Ferrari i jeździło najwyżej na drugim biegu – mówi Mateusz Jasiński.
Czytaj także: