Szkody wywołane przez kolejne imprezy w stylu Nocy Kupały (zdjęcie z 2012 roku) nie skłoniły nikogo do namysłu i tysiące lampionów znowu poszybowało w niebo.
Szkody wywołane przez kolejne imprezy w stylu Nocy Kupały (zdjęcie z 2012 roku) nie skłoniły nikogo do namysłu i tysiące lampionów znowu poszybowało w niebo. Fot. Łukasz Ogrodowczyk / Agencja Gazeta
Reklama.
Poznań, piątkowy wieczór 21 czerwca i tłumy ludzi nad Wartą. Noc Kupały od kilku lat przyciąga miłośników muzyki i zapierającego dech w piersiach pokazu puszczania tysięcy lampionów. Wszystkiemu przyświeca szczytny cel – dochód z imprezy zostanie przekazany Fundacji Ars, która wspiera twórców kultury. Splendoru dodaje zamiar pobicia rekordu Guinessa w liczbie wypuszczonych lampionów. Jeszcze rok temu oglądałem film z Nocy Kupały z zaciekawieniem i podziwem. Kilka miesięcy temu broniłem prawa do puszczania świecidełek podczas takich imprez.
Ale od wtedy jeszcze nie byłem świadomy, jakie zagrożenie dla bezpieczeństwa to za sobą niesie. Nadal jestem przeciw zakazom, ale apeluję do rozsądku organizatorów i puszczających lampiony. Oczy otworzyła mi dopiero warszawska Noc Lampionów, której konsekwencje przerosły organizatorów. Niesione przez wiatr świecidełka spadły na wybiegi dla zwierząt, a sprzątanie kosztowało kilkadziesiąt tysięcy złotych. Lampiony od tego czasu są na cenzurowanym, ale wciąż są wypuszczane – zarówna prywatnie, jak i na masową skalę. O ile, dwa lampiony wypuszczone przez zakochaną parę nie stanowią wielkiego zagrożenie, zapełnienie nieba przez kolorowe światełka może się skończyć tragicznie.

Wspomniana interwencja straży pożarnej skończyła się fiaskiem i latarnie nadal można w Polsce legalnie sprzedawać. – Zakazać sprzedaży czegoś mogą w naszym kraju odpowiednie instytucje i my nie chcemy wchodzić w ich kompetencje. Zwróciliśmy uwagę na zagrożenia i nic więcej nie możemy zrobić – mówi starszy brygadier Paweł Frątczak. – Naszym głównym zastrzeżeniem jest brak możliwości kontrolowania otwartego źródła ognia, jaki ogrzewa powietrze w lampionie. Kiedy rozpala się ognisko, można je kontrolować. Unoszącej się w powietrzu latarni kontrolować się nie da. Były przypadki pożarów powodowanych przez latarnie, to także zagrożenie dla ruchu lotniczego – wylicza rzecznik Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej.
W wielu krajach w Europie i na świecie chińskie latarnie zostały zakazane. Tak jest na przykład w Australii, Austrii czy Brazylii. Ja preferuję delikatniejsze narzędzia nacisku. Wypuszczania lampionów nie życzą w swoich szeregach skauci. O niewnoszenie ich na teren imprezy apelują organizatorzy jednego z największych festiwali muzycznych Glastonbury w Wielkiej Brytanii. Oni są szczególnie wyczuleni na kwestie ochrony środowiska, a szczególnie zwierząt.
Jak przekonują pracownicy warszawskiego zoo niebezpieczne dla zwierząt są druciki, na których opiera się konstrukcja. Mogą one uszkodzić kopyta zwierząt, które staną na resztkach lampionu. Poza tym niektóre z nich próbują, jak spadające z nieba lampiony smakują i mogą sobie uszkodzić układ pokarmowy. Lampiony osiadają także na wysokich budowlach, takich jak bloki, wieżowce czy wieże kościołów. Ale najpoważniejsze zagrożenie niesie puszczanie lampionów w pobliżu lotniska.

Jeżeli jakikolwiek element takiej konstrukcji dostanie się do pracującego silnika samolotu, skutki mogą być tragiczne. Podobnie może zakończyć się również bezpośrednie zderzenie lampiona z samolotem podchodzącym do lądowania lub startującym. W tej fazie lotu piloci mają minimalne możliwości wykonywania manewrów, a o gwałtownych zmianach kursu lub wysokości nie może być nawet mowy. (…) Pod koniec stycznia jeden z takich balonów z płonącym jeszcze „palnikiem” spadł na teren bazy magazynowej firmy Petrolot, dostarczającej paliwo do samolotów na Lotnisku Chopina. Na szczęście nic poważnego się nie stało, ale łatwo sobie wyobrazić co mogłoby się stać, gdyby przelatujący lampion dostał się w strumień oparów unoszących się nad zbiornikiem z paliwem, albo spadł na sam zbiornik. CZYTAJ WIĘCEJ

Źrodło: Lotnisko Chopina w Warszawie

Trudno ustalić właściciela lampionu, więc nie wiadomo kto ma pokryć szkody i posprzątać po zabawie. A sprzątać jest co, bo zasięg lampionu to nawet trzy kilometry, jak łatwo więc policzyć do posprzątania jest prawie 30 kilometrów kwadratowych. Koszt spada na miasto, w którym ktoś postanowi zorganizować świetlny pokaz. Uważam, że obciążanie mieszkańców miasta tymi kosztami jest tak samo nieodpowiednie, jak obciążanie podatników kosztami zabezpieczenia meczów piłkarskich. Komercyjna impreza, powinni więc płacić ci, którzy na niej zarabiają.
Nieumiejętnie puszczane lampiony to zagrożenie dla uczestników imprezy, bo każdego roku dochodzi do poparzeń. W Wielkiej Brytanii kostka łatwopalnego materiału okropnie poparzyła twarz 3-letniego chłopca. W Poznaniu też nie obyło się bez incydentów. – Było kilkanaście drobnych poparzeń, ale to naprawdę drobnostka – przyznaje Piotr Zyznawski, prezes Fundacji Ars, która zorganizowała Noc Kupały w Poznaniu. – To już czwarta Noc Kupały, druga jako impreza masowa, więc jesteśmy już prawie profesjonalistami. Z każdej kolejnej imprezy wyciągamy wnioski. Impreza masowa nakłada na organizatora masę obowiązków, ale musimy jako Polacy nauczyć się współpracować i podporządkowywać się przepisom porządkowym – ocenia.
Prezes Fundacji Ars nie zgadza się z zarzutami o zanieczyszczanie środowiska. – Łatwo jest zabłysnąć krytyką, nawet jeśli ona jest odosobniona, a ludziom, którym idea puszczania lampionów się podoba raczej się nie odzywają – przekonuje Zyznowski.
Protestuje przeciwko obarczaniu jego Fundacji odpowiedzialnością za wszystkie szkody wywołane przez lampiony. – W tym roku wypuściliśmy 20 tysięcy lampionów, co jest nieoficjalnym rekordem Guinessa. Ale oceniamy, że tej nocy w Poznaniu wypuszczono około 40-50 tysięcy lampionów. Niektóre zaraz obok terenu imprezy, niektóre kilkaset metrów dalej. Puszczano też podczas Wianków w Warszawie. Czy to znaczy, że także tam mamy sprzątać, bo to my rozpoczęliśmy modę na lampiony? – pyta retorycznie Zyznowski.
Mój rozmówca przekonuje, że puszczanie lampionów to tylko niewielka część całej imprezy, a poza tym zorganizowano masę koncertów, spotkań z twórcami i innych wydarzeń kulturalnych. Pieniądze ze sprzedaży lampionów (każdy kosztuje 5 złotych) są przeznaczane na wspieranie projektów kulturalnych. Cóż, można znaleźć chyba lepszy sposób na zebranie pieniędzy. Na razie niestety widać tylko kolejnych naśladowców Nocy Lampionów. We czwartek 27 czerwca mieszkańcy Białegostoku chcą pobić poznański rekord. Głupoty.
Czytaj także: