Tak wygląda ulotka zachęcająca do oddawania ubrań chorym dzieciom. Wielkimi literami - pomóż dzieciom, oddaj odzież. Małym druczkiem: tylko część środków zostanie przekazana potrzebującym
Tak wygląda ulotka zachęcająca do oddawania ubrań chorym dzieciom. Wielkimi literami - pomóż dzieciom, oddaj odzież. Małym druczkiem: tylko część środków zostanie przekazana potrzebującym Fot. Michał Wąsowski / natemat

Zbiórka odzieży, pomóż chorym dzieciom – takie ulotki jedna z Czytelniczek znalazła w swoim bloku. Wielkie logo fundacji przekonuje, by oddać swe używane ubrania i rzeczy potrzebującym. Wszystko sugeruje zbiórkę dobroczynną. I tylko małym druczkiem dopisane jest, że tylko "część środków zostanie przekazana na dzieci". Część zazwyczaj oznacza tyle co nic. Kto na tym zarabia? Prywatna firma. I to naprawdę sporo.

REKLAMA
Na ulotce, którą przesłała nam Czytelniczka, napisane jest: "Zbiórka odzieży, pomóż chorym dzieciom". Oczywiście, to doskonały pretekst do tego, by przejrzeć szafę, wyrzucić rzeczy, których już nie nosimy. Pozbyć ubrań będzie się łatwiej ze świadomością, że trafią do potrzebujących. Nic bardziej mylnego.
Małe niedopowiedzenie w ulotce
Na wspomnianej ulotce dopisano bowiem małym druczkiem: "Część środków pozyskanych ze sprzedaży zebranych rzeczy zostanie przeznaczone na leczenie chorych i niepełnosprawnych dzieci". Co oznacza owa tajemnicza "część"? Czy jest to 20, 50, czy może 1 proc.? Tego, niestety, nie wiadomo.
Po małym śledztwie okazało się, że po pierwsze, firma, która organizuje zbiórkę, może to robić do woli. To znaczy – fundacja (do której mają trafić pieniądze) oświadczyła, że nie wie, ile takich zbiórek było i nie leży to w jej gestii. Firma może zorganizować tyle zbiórek z logo fundacji, ile sobie wymyśli. Co więcej, w samej firmie dowiedzieliśmy się, że do dzieci ubrania nawet nie trafiają. Ciuchy są jedynie sortowane, a potem sprzedawane, zaś "część pieniędzy w ten sposób uzyskanych" przekazywana jest fundacji.
Ile z tego mają dzieci?
Ile dokładnie dostają dzieci – nie wiadomo. Fundacja bowiem nie chce, zasłaniając się tajemnicą umowy z ową firmą, powiedzieć nam, ile dokładnie dostaje pieniędzy od zbieraczy. Nie chce również powiedzieć, ile procent z pieniędzy, które firma zarobiła na zbiórce, trafia potem do fundacji. Czyli – my dajemy swoje rzeczy, po czym prywatna firma gdzieś je zabiera, sprzedaje, a potem jakąś część z tego – nie wiadomo jaką – przekazuje fundacji.
Z tego jednak, co udało nam się dowiedzieć, jest to część niewielka. Dlaczego? Bo przedstawicielka firmy zadeklarowała, że fundacja w ciągu roku (od maja do maja) otrzymała 80 tysięcy złotych. Fundacja nie chce tego potwierdzić. Pani z owej spółki przyznała też, że w okresie wiosenno-wakacyjnym zbiórki organizowane są w zasadzie codziennie.
Firma zarabia krocie
Gdy skonsultowaliśmy to z firmami zajmującymi się handlem używaną odzieżą, dowiedzieliśmy się, że podczas takiej zbiórki można spokojnie na jedną ciężarówkę załadować od 250 do 500 kg ubrań. Przy czym pracownicy tych firm podkreślali, że przy zbiórkach na cele charytatywne obywatele najczęściej oddają ubrania dobrej jakości i niezniszczone – w przeciwieństwie do tego, co wrzucają do kontenerów stojących na co dzień. W zależności od tego, komu sprzedaje się ubrania – czy za granicę, do Afryki lub Azji, czy np. do polskich sklepów, można dostać za kilogram ciuchów od 8 nawet do 30 zł.

Już w 1998 roku rozpoczęła się współpraca Polskiego Czerwonego Krzyża z firmą Wtórpol ze Skarżyska - Kamiennej. Według umowy Wtórpol dostarczał pojemniki, zajmował się segregacją ubrań, a następnie sprzedawał je do sklepów z odzieżą używaną za granicą lub przetwarzał. PCK użyczał swojej nazwy, by promować akcję. W zamian otrzymywał część ubrań gromadzonych w pojemnikach oraz konkretną sumę pieniędzy.

W sierpniu 2008 roku umowa została zerwana. Firma usunęła oznaczenia PCK, pozostawiając jednak charakterystyczny czerwony napis. Pomimo tego, że umowa nie jest już ważna, kontenery pozostały. CZYTAJ WIĘCEJ


fragment artykułu z korso.pl

Zakładając, że ubrania ze zbiórki sprzedawane są nawet po niskiej cenie 8zł/kg, to z jednej zbiórki daje to dochód 4 tysięcy złotych przy 500 kg. A jak firma sama przyznała, organizuje takie zbiórki codziennie. Zakładając nawet, że będzie to robić co drugi dzień albo dostanie tylko 250 kg odzieży z jednej zbiórki – i tak daje to od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy miesięcznie. Przypomnijmy, że dzieciom w ciągu ROKU przekazanych zostało – podobno – 80 tysięcy złotych. Co z resztą pieniędzy? Nie wiadomo. Wiadomo, że nie trafiają do dzieci.
Niestety, prawda jest taka, że tego typu zbiórki służą głównie prywatnym firmom. Fundacje, najprawdopodobniej, pozwalają na używanie swojego logo i danych, bo po prostu dostają za to określone sumy – i cieszą się, że w ogóle dostają pieniądze. Dziwi natomiast, że fundacje pozwalają zewnętrznym firmom zbierać rzeczy nie wiedząc nawet, co się z nimi dzieje. Gwarancji, że nasze ubrania/pieniądze trafią do potrzebujących, nie ma żadnej.
(Nie)legalna zbiórka
Niewykluczone też, że owa firma w ogóle nie ma pozwolenia na prowadzenie takiej działalności. Po pierwsze bowiem, według ustawy o zbiórkach publicznych:
Artykuł I ustawy o zbiórkach publicznych

Wszelkie publiczne zbieranie ofiar w gotówce lub naturze na pewien z góry określony cel wymaga uprzedniego pozwolenia władzy. CZYTAJ WIĘCEJ


Czy takie pozwolenie owa firma ma – nie wiadomo. Niestety urząd miasta nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie od razu. Urzędnicy podkreślali jednak, że znają tę spółkę i, cytuję, "rozrzuca ona ulotki gdzie chce i tam stawia kontener". Dodatkowo w urzędzie poinformowano nas, że rodzaj zbiórki, w której wystawia się kontener i zbiera stare, używane przez innych rzeczy wymaga rejestracji wśród firm mogących zbierać odpady. Oczywiście, w wykazie takich firm nie ma naszej sprytnej spółki.
Co w takim razie zrobić, by faktycznie pomóc potrzebującym? Najlepiej zanieść swoje niepotrzebne rzeczy bezpośrednio do PCK, Caritasu, fundacji czy domów dziecka, które same zbierają dary. Nie sprzedają ich, tylko tak jak Polski Czerwony Krzyż, oddają potrzebującym. Przedstawiciele PCK z którymi rozmawiałem przyznają zresztą, że wolą działać w taki sposób, bo obywatele mają pewność co do tego, gdzie trafiają ich dary.
Ubrania zanieść sam!
Niestety, oszustów nie brakuje w całej Polsce. Opisywany przypadek to tylko jeden z wielu. To samo dzieje się w Szczecinie, Trójmieście czy Łodzi. Ba, nawet w malutkich miejscowościach, jak Dopiewo, prywatni spryciarze wyciągają od ludzi używane fanty i przerabiają je na swój zysk.
Chcesz pomóc dzieciom – omiń zbiórki z ulotek i udaj się do odpowiedniego miejsca sam. Będziesz miał pewność, że nie zostałeś wpuszczony w maliny, a potrzebujący też na tym lepiej skorzystają.