
Reklama.
Piotr Guział ostro punktuje Hannę Gronkiewicz-Waltz. Burmistrz Ursynowa chyba nie przypuszczał jednak, iż sprawi to, że na celowniku znajdzie się on sam. Tak się jednak stało i w działalności publicznej Piotra Guziała również udało się znaleźć kilka poważnych znaków zapytania. Jednym z nich są okoliczności, w jakich burmistrz znalazł się w składzie rady nadzorczej miejskiej spółki Interpromex z Będzina. Kiedy pierwszy raz dziennikarze zapytali o to Guziała, ten stwierdził, iż lukratywne stanowisko otrzymał od kolegów z będzińskiego samorządu w ramach zadośćuczynienia za... krzywdy wyrządzone mu przez prezydent Warszawy.
Burmistrz Ursynowa w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przekonywał, że kiedyś odwiedzili go zaprzyjaźnieni włodarze Będzina i Częstochowy. W pewnym momencie rozmowa miała zejść na tematy związane z krzywdami, które Hanna Gronkiewicz-Waltz mu wyrządza. "Słuchaj, trzeba ci to jakoś zrekompensować" - mieli stwierdzić śląscy samorządowcy. A po miesiącu prezydent Będzina miał niespodziewanie zadzwonić do Guziała, by ten podał dane potrzebne, by wpisać go na listę członków rady nadzorczej Interpromexu. "Postanowiłem powołać cię do rady nadzorczej największej spółki w Będzinie, czas, żeby wyrównać te krzywdy, których doznałeś, też i finansowe" - tak rozmowę z przyjacielem z Będzina relacjonował Guział. Taka była wersja dla "Wyborczej".
Z burmistrza niezły żartowniś
Gdy te słowa odbiły się głośnym echem, a ursynowskiego samorządowca zaczęto oskarżać o zwykłe kolesiostwo, Piotr Guział postanowił tę historię opowiedzieć jeszcze raz. Tym razem w rozmowie z portalem tvnwarszawa.pl. Teraz tłumaczy, że z dziennikarzami "Gazety Wyborczej" po prostu sobie zażartował. - Ponad 10 lat temu zdałem egzamin państwowy na członka rady nadzorczej spółki skarbu państwa. A poza tym mamy doświadczenie w zarządzaniu spółkami, wykształcenie ekonomiczne na kierunku gospodarka publiczna. Jako burmistrz jestem osobą zaufania publicznego i od 15 lat działam w samorządzie - mówi już z pełną powagą.
Gdy te słowa odbiły się głośnym echem, a ursynowskiego samorządowca zaczęto oskarżać o zwykłe kolesiostwo, Piotr Guział postanowił tę historię opowiedzieć jeszcze raz. Tym razem w rozmowie z portalem tvnwarszawa.pl. Teraz tłumaczy, że z dziennikarzami "Gazety Wyborczej" po prostu sobie zażartował. - Ponad 10 lat temu zdałem egzamin państwowy na członka rady nadzorczej spółki skarbu państwa. A poza tym mamy doświadczenie w zarządzaniu spółkami, wykształcenie ekonomiczne na kierunku gospodarka publiczna. Jako burmistrz jestem osobą zaufania publicznego i od 15 lat działam w samorządzie - mówi już z pełną powagą.
I podkreśla, że prezydent Będzina po prostu dostrzegł, iż jest osobą, która spełnia niezwykle wiele warunków pozwalających na zasiadanie w radach nadzorczych miejskich spółek. Niestety na koniec daje do zrozumienia, że o tym, kto zasiada w szefostwie spółek obracających publicznymi pieniędzmi nie decydują tylko i wyłącznie obiektywne kwalifikacje. Piotr Guział przyznaje bowiem, że nie bez znaczenia była znajomość z prezydentem Będzina Łukaszem Komoniewskim. - Znamy się luźno z działalności politycznej. Prezydent dokonywał zmian w składach rad nadzorczych spółek i szukał kogoś z zewnątrz, kto miałby obiektywne, chłodne spojrzenie - mówi popularny samorządowiec.