
Tłumaczył, że absolwentów szkół wyższych pracodawcy muszą uczyć zawodu od zera, nawet tych po studiach kierunkowych - od recepcjonistów po menedżerów.
W szkołach nikt ich nie uczy selekcjonowania informacji, analizowania ani weryfikowania. Mają dostęp przez internet do najnowszej wiedzy, ale nie potrafią jej wykorzystać. Brakuje im umiejętności społecznych, nie potrafią pracować w grupie, źle się komunikują. Pracodawcy jakoś się ratują. Na stanowisku speca od finansów zatrudniają np. biologa albo fizyka, a dyrektorem ds. eksportu zostaje niedoszła lekarka. Szukamy myślących samodzielnie, uczciwych i odważnych. Polska szkoła takich nie wypuszcza.
Wielu pracodawców podpisało się wkrótce pod jego słowami.
Po jego wypowiedzi zawrzało. Rektorzy uczelni zapewniali, że wszystko się zmieni. Na zapewnieniach jednak poprzestaliśmy, czego przykładem jest lubelski student.
Zdaniem dr Artura Czesaka polonisty z Uniwersytetu Jagiellońskiego, sprawa studenta z Lublina nie jest tak śmieszna jak przedstawiają ją w internecie. – Najprawdopodobniej to, czego student doświadczył na obronie, było dalekie od tego jak tę obronę zapowiadano mu wcześniej. Nie ma bowiem ustalonej zasady zdawania obron – mówi.
Karol z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, wspomina, że jego obrona była kurtuazyjnym spotkaniem. – Kupiłem wykładowcom kwiaty. Wszedłem na salę, gdzie siedziała komisja, przywitałem się i od razu wyszedłem z piątką. Nie miałem żadnego pytania. Ale może to dlatego, że miałem dobrą pracę? – dedukuje.
Uczelnie starają się usystematyzować zasady podchodzenia do obrony pracy dyplomowych. Maciej Myśliwiec, doktorant z Wydziału Humanistycznego Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie wyjaśnia, że obrona pracy dyplomowej, to tylko jeden z czynników zaliczenia studiów. – Czytając list studenta z Lublina można przypuszczać, że ma żal do wykładów o pytania. W końcu długo pracował nad tekstem swojej magisterki i wydaje mu się, że ocena z tego zwyczajnie mu się należy. Tymczasem egzamin kończący studia ma dotyczyć całego okresu studiów – wyjaśnia.
Na AGH podjęto próbę rozwiązania tej sprawy, ale na razie tylko na poziomie pracy licencjackiej. – Studenci obowiązkowo zdają egzamin, który dopiero później dopuszcza ich do obrony. Egzamin odbywa się przed tą samą komisją i wszyscy mają ten sam zestaw pytań. To praktyka, która ma za zadanie ograniczyć głosy studentów o nierównym traktowaniu. Niektórzy myślą, że nie obronili pracy nie dlatego, że nie posiadali wiedzy, tylko dlatego, że mieli „trudniejszy zestaw pytań”, albo „gorszą komisję” – opowiada Myśliwiec.
Z czego wynika, że część studentów do egzaminów podchodzi jak do formalności? Prof. Tadeusz Gadacz, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Pedagogicznego mówi, że studenci traktują uniwersytet jak pasaż. – Przez niego się przechodzi, ale w nim się nie zostaje. Powinniśmy to zmienić – opowiada prof. Gadacz.