Zbigniew Stonoga toczy wojnę z Urzędem Skarbowym i wywiesza kolejne banery
Zbigniew Stonoga toczy wojnę z Urzędem Skarbowym i wywiesza kolejne banery Fot. Facebook.com/Zbigniew.Stonoga
Reklama.
O sprawie Stonogi cała Polska usłyszała w maju ubiegłego roku, kiedy na budynku swojego salonu samochodowego wywiesił baner z napisem: "Wypier**** nas Urząd Skarbowy Warszawa Targówek, na kwotę 1 900 000 zł. Dziękujemy ci zasr*** Polsko". Jak mówił potem w rozmowie z naTemat, zrobił to w akcie desperacji, bo 1,9 mln zł, jakie przysługiwało mu w ramach zwrotu podatku VAT, jednym postanowieniem urzędniczki zostało zamrożone w kasie fiskusa.
Powód? Wątpliwości, czy zwrot rzeczywiście się Stonodze należy. Otóż w lutym 2012 roku przedsiębiorca kupił nieruchomość od innej firmy od siebie zależnej. To od tej transakcji zapłacił VAT. "Jeżeli jakikolwiek podmiot gospodarczy nabywa nieruchomość w celu prowadzenia w niej działalności gospodarczej, ma prawo ubiegać się o zwrot podatku. To są koszty firmy" – tłumaczył.
logo
Zdzisław Stonoga to były współpracownik Andrzeja Leppera Fot. Radosław Jóźniak / AG

Urząd Skarbowy widocznie miał jednak co do tego wątpliwości (nie zabiera głosu w sprawie zasłaniając się tajemnicą skarbową). I, jak się okazuje, ma wciąż, bo kilkanaście miesięcy minęło, a Stonoga nie może się doczekać na decyzję.
Mirosław Kucharczyk
rzecznik prasowy Izby Skarbowej w Warszawie

Informuję, że informacje przekazane mediom przez prezesa spółki są kłamstwem. Działania Naczelnika Urzędu Skarbowego Warszawa-Targówek w tej kwestii są zgodne z prawem i procedurami.


Urząd bezczynny
Nie chodzi już nawet o to, że pieniądze zostały zamrożone. Największy problem w tym, że fiskus nie potrafi odpowiedzieć na pytanie: zwrot się Stonodze należy czy też nie?
– Do dzisiaj nie wydano protokołu z kontroli firmy ani decyzji podatkowej. Nie mam żadnego narzędzia prawnego, na podstawie którego mógłbym pożalić się do sądu, bo wszystkie dokumenty skarbówki nie podlegają kontroli. Sposób działania urzędu mógłby wskazywać na to, że mają wątpliwości. Ale skoro trwa to tak długo i nie wypracowali stanowiska, to coś tu jest nie tak – mówi dziś naTemat przedsiębiorca.
W grudniu ubiegłego roku zaproponował nawet Urzędowi Skarbowemu, że w ramach darowizny przekaże urzędnikom nieruchomość w Zamościu, która jest wyceniona na 8 mln złotych. Bez skutku. – Nie przyjęli tej propozycji – narzeka.
logo
Pierwszy baner wywieszony przez Zbigniewa Stonogę Facebook.com / Piotr Tymochowic

Zwolnienia, długi i... wyzwiska
Stonoga srogo zapłacił za ciągnący się konflikt ze skarbówką. Przed majem 2012 roku jego firma działała prężnie, nie tylko w Warszawie. Dziś jej działalność ogranicza się wyłącznie do stolicy, a na koncie rosną długi. – Poza tym musiałem zwolnić prawie wszystkich pracowników. Zostało tylko siedmiu – dodaje.
To nie jedyne konsekwencje, z jakimi zmagał się i wciąż zmaga biznesmen. Po pierwszym banerze zainteresowała się nim prokuratura z Zamościa, która sprawdzała, czy nie doszło do "znieważenia narodu lub Rzeczpospolitej Polskiej". Ostatecznie sprawę umorzono, ale przyszedł kolejny cios: stracił umowę dilerską z Fiatem. Firmie nie spodobała się kontrowersyjna forma protestu Stonogi.
Przedsiębiorca mimo tych strat deklaruje jednak, że nie zamierza łagodzić swojego języka. Wręcz przeciwnie, granicę przesuwa coraz dalej, co z pewnością nie dodaje mu wiarygodności.
W ostatnim liście do Urzędu Skarbowego, którego skan opublikował na Facebooku, pisze np., że urzędnicy prezentują "postkomunistyczno-żydowskie zacietrzewienie". Zadaje pytania: "Czy wasze żony/mężowie nie dymają się z wami, że chodzicie tacy strustrowani", "Czy Icek Rostowski tak chu*** płaci, że aż musicie się wytrząsać nad podatnikami z nerwów?, "Jak długo jeszcze w d*** jeb*** komuno będziesz poniewierała Polakiem?". Korespondencję adresuje zaś do " "chorobliwych pierd**ców z Urzędu Kontroli Skarbowej w Warszawie".
W podobnym tonie utrzymane są inne listy do urzędników, których Stonoga nazywa "esbekami". "Barany, wasze stalinowskie sztuczki mające na celu upodlenie podatnika wsadźcie sobie do d***" – brzmi fragment jednego z nich.
– To jest krzyk rozpaczy, ja już nie wiem, co mam zrobić – tłumaczy sens używania wyzwisk w rozmowie z nami.
Dziadek z Wehrmachcie na płocie
Listy i nieustający nacisk na skarbówkę to tylko jeden front wojny biznesmena z Zamościa. Stonoga od roku regularnie wywiesza bowiem nowe banery i szokując hasłami chce zwrócić na siebie uwagę polityków. Ostatnio umieścił nawet na transparencie nazwisko naczelnika Urzędu Skarbowego z podpisem "dawaj nierobie protokół z kontroli".
Na ogrodzeniu wisiały także nazwiska Tuska ("Proszę nam pomóc, dziadek naszego prezesa też służył w Wehrmachcie"), Niesiołowskiego ("Zapraszamy na szczaw. U nas ma pan wypas dożywotni za friko") i Rostowskiego ("Proszę nam pomóc, nasz prezes też jest Żydem").
logo
Fot. Facebook.com/Zbigniew.Stonoga

– No tak, bo może chociaż to, że jestem Żydem, coś tutaj pomoże. Ręce mi już od tego opadają, więc chwytam się różnych sposobów. Owszem, te transparenty są idiotyczne, ale może w końcu coś tych debili zainteresuje – kwituje niezrażony Stonoga.