- We Włoszech chorym na moją chorobę lekarze przepisują recepty na marihuanę. U nas lecząc się, stajesz się przestępcą. Tyle że ja nie mam nic do stracenia - mówi w rozmowie z naTemat Kuba Dyrba, 29-latek z Bogatyni, dla którego od 14 lat marihuana jest lekiem na dystrofię mięśniowią. Dawno rzucił leki, bo - jak twierdzi - sprawiały, że po nich bolało to, co nie powinno. - Trawka jest dużo zdrowsza i bezpieczniejsza - przekonuje.
Zdecydowałeś się wziąć udział w konferencji dotyczącej medycznych aspektów marihuany, którą na początku października organizują Wolne Konopie. Dlaczego?
Kuba Dyrba: Bo ja jestem żywym przykładem na to, że marihuana działa leczniczo. Chociaż nie jestem doktorem ani żadnym ekspertem, to na pewno mogę poopowiadać, jak to wszystko działa w praktyce. Popieram ruch Wolne Konopie i naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego w Polsce władze nie chcą zalegalizować marihuany. Chciałbym, żeby to zrobili przynajmniej częściowo, by była dostępna na recepty dla ludzi takich jak ja i podobnych. Ale cóż. Najwidoczniej za dużo mają leków w magazynach, by dopuścić choćby medyczne wykorzystanie marihuany. Zwróć uwage, że w każdym bloku reklamowym jest mnóstwo reklam leków i one zalecane są praktycznie na wszystko. Więc właściwie po co mieliby sobie tworzyć konkurencję?
Masz 29 lat, chorujesz na dystrofię mięśniową. Jak przebiega twoja choroba?
W dużym skrócie mówiąc: zanikają mi wszystkie mięśnie i któregoś dnia po prostu się uduszę, bo nie dam rady oddychać. Generalnie przebieg tej choroby, zresztą jak każdej innej, zależy od tego, co z nią robisz, jak się zachowujesz. Ja nigdy nie myślałem o sobie jak o chorym człowieku. Tak, byłem inny, ale nie patrzyłem na siebie jak na chorego. Nigdy nie chodziłem, ale początkowo nie chciałem nawet usiąść na wózku i poruszałem się na czworakach i na kolanach. Dopiero w wieku 11 lat zgodziłem się na wózek. Są ludzie, którzy do któregoś roku życia chodzą o własnych siłach, a później, kiedy nagle przestają chodzić, doznają szoku i potem szybko idą do piachu. Ale ja się nie załamałem – zrobiłem technikum informatyczne, a potem zacząłem studia.
Jak to się stało, że w końcu trafiłeś do Domu Pomocy Społecznej?
To zasługa mojej matki, z którą jestem skonfliktowany. Tuż po tym jak ze względu na ważną operację przerwałem studia, ona nagle wróciła z Włoch i zaczęła się mną „opiekować”, co było dziwne, bo wcześniej nawet nie rozmawialiśmy ze sobą, nie mieliśmy kontaktu. Już wtedy paliłem marihuanę i to jej nie przeszkadzało do momentu, gdy zaczęła mi wmawiać, że mam coś z głową, zawiozła mnie do psychiatry, a tam w moim moczu znaleźli marihuanę. Przymusowo musiałem zostać w psychiatryku. Matka zabrała mi telefon, odcięła od kontaktu ze światem, a potem, jako że kierowniczką tutejszego oddziału opieki społecznej jest jej koleżanka, właśnie tutaj trafiłem. I tak to się toczy do dziś.
Mówisz: „już wtedy paliłem”. To jak długo leczysz się marihuaną?
Będzie już 14 lat. Na początku, przyznaję, to była taka zwykła młodzieńcza ciekawość. Nie będę tutaj ściemniał, że zacząłem palić trawę, bo naczytałem się jakichś medycznych porad i chciałem się tym leczyć. Tylko że po jakimś czasie rzeczywiście poczułem różnicę, przede wszystkm w głowie. Marihuana bardzo pomaga na nerwy, które w przypadku takich osób jak ja są w strzępach. Była na przykład taka sytuacja, że długo ćwiczyłem, chodziłem na rehabilitację i obserwowałem przyrost w mięśni, aż później nagle coś wydarzyło się w moim życiu osobistym, miałem doła i po tygodniu już tych mięśni nie było. W takich przypadkach marihuana najbardziej mi pomaga.
Czyli trawa to dla ciebie antydepresant?
Głównie tak, ale słyszałem tez, że ogólnie jest zalecana dla osób z moją chorobą. Kiedy mieszkałem we Włoszech dowiedziałem się, że tam w niektórych regionach chorym przepisują recepty na marihuanę. U nas to taka trochę pułapka, podejście jest zupełnie inne, a lecząc się stajesz się przestępcą. Tyle że ja nie mam nic do stracenia.
Jesteś nałogowym palaczem?
Nie, własnie nie. Wiem, że wiele osób tego nie zrozumie, ale ja palę w sytuacjach, kiedy wypadnę z rytmu, z tej równowagi psychicznej. To nie jest tak, że ja jestem typem jakiegoś cierpiętnika. Wiesz, dla mnie po prostu jest ważne, by normalnie coś zjeść, porządnie się wyspać. A przy tej chorobie ciągle siedzisz w jednym miejscu, w końcu tracisz apetyt i nie możesz spać. Jak sobie zapalę to wracam do normalności. Tylko nie mów, że leki mogą tak samo zadziałać...
Dlaczego?
Bo brałem już je, próbowalem, i one strasznie wpływały na moją psychikę. Sprawiały, że mogłem spać całymi dniami, a jak je na chwilę odstawiłem, to wpadałem w jeszcze gorsze doły. Poza tym mam problemy ze skórą i ta chemia, m.in. antydepresanty, źle na nią wpływa. Z nimi to jest tak, że im więcej bierzesz, tym jeszcze więcej musisz brać. W końcu zaczyna cię boleć nawet to, co nie powinno. Trawka jest dużo zdrowsza, dużo bezpieczniejsza.
Jak na to twoje palenie patrzą pracownicy ośrodka, w którym mieszkasz?
To dosyć kłopotliwe pytanie, bo jeżeli powiem, że nie mają nic przeciwko, to wpakuję ich na minę, dlatego że oni muszą mieć coś przeciwko (śmiech)! Prawo ich do tego zmusza. Powiem tak: od początku wszyscy wiedzą, że palę i po cichu kazali mi palić poza ośrodkiem i nie robić przypałów. Nikt tutaj nie uważa, że to jest jakaś słabość, fatalny nałóg.
Rozmawiasz z nimi o tym?
Tak, jedna pani, która jest tutaj na codzień, chciała nawet żebym jej dał jednego skręta do domu. Najlepiej własnie poznać człowieka, który się leczy ziołem, by samemu wyrobić sobie opinię. Oni wszyscy widzą, że ja rzuciłem papierosy, alkoholu nie pijam, tylko trawkę zażywam. Dzięki temu rozumieją, dlaczego to jest tak potrzebne.
Zaangażowałeś się w konferencję o medycznej marihuanie. Ale co z twoją chorobą? Jak dzisiaj wygląda twoje życie?
Jestem na etapie kończenia życia Jestem w beznadziejnej sytuacji, bo działania mojej matki i walka z instytucjami sprawiły, że właściwie nie mam już żadnych perspektyw. Jestem tu zamknięty z 80 starymi osobami, nie mam nawet z kim porozmawiać. Ten udział w konferencji jest też dla mnie takim sposobem na aktywność: żeby coś robić, a jednocześnie przez to poprosić o pomoc, której bardzo potrzebuję. Bo w tej chwili myślę już tylko o tym, żeby dostać się do Holandii i skończyć życię. Nie mam już siły. Nie na walkę z chorobą, ale z otoczeniem.
A co ze znajomymi? Z osobami, które tak jak ty chorują na zanik mięśni?
Wszystkie osoby z tą chorobą, które znałem, już nie żyją. I wiesz, moim zdaniem to dzięki marihuanie ja wciąż się jeszcze jakoś trzymam.