Młodzi Polacy są zakochani w Ameryce. Bohaterowie artykułu w naTemat opowiedzieli, skąd bierze się ich American Dream. Ale czy młodzieńcze wyobrażenia mają coś wspólnego z prawdziwymi Stanami? O opinię zapytaliśmy tych, dla których USA stały się drugą, o ile już nie pierwszą ojczyzną.
– Czuję się bardziej Amerykaninem niż Polakiem – stwierdził 21-latek, z którym rozmawiałem w ubiegłym tygodniu. Rafał nigdy nie był za Oceanem, ale nie przeszkadza mu to w pasjonowaniu się Stanami Zjednoczonymi. Jest jednym z tych młodych ludzi, którzy postrzegają Ameryką jako Ziemię Obiecaną, a tamtejszy styl życia najchętniej przenieśliby nad Wisłę.
Pod tekstem rozgorzała dyskusja. Jedni pisali o tym, za co kochają USA, a inni dlaczego ich zdaniem nie jest to raj na Ziemi. Jedną z tych osób była często komentująca w naszym serwisie pani Ewa. Napisała między innymi: "Prawie 50 mln Amerykanów nie stać na kupowanie jedzenia i dostaje zasiłki". Pojawiło się także wiele innych głosów, które nieco odczarowywały American Dream. Ich zdaniem, jest on najpiękniejszy, gdy mamy go leżąc w polskim łóżku.
O to, czy American Dream jest jedynie piękną iluzją, czy może prawdą o najpotężniejszym państwie świata zapytaliśmy tych, którzy sprawdzili to na własnej skórze.
Też miałam sen...
Gdy pani Teresa wyjeżdżała do Stanów Zjednoczonych miała 41 lat, a więc znacznie więcej niż młodzi, którzy wielbią dziś Amerykę. Twierdzi jednak, że podobnie jak oni, śniła wówczas swój amerykański sen. – Niestety, moje rozczarowanie było ogromne – mówi czytelniczka naTemat, która po 25 latach spędzonych w Nowym Jorku wróciła do Polski.
Tomek również urodził się w Polsce, a do Ameryki wyjechał z rodzicami w wieku zaledwie 4 lat. Dziś ma 29 i znów mieszka nad Wisłą. – Tam chodziłem do szkoły i dorastałem, dlatego czuję się Amerykaninem – słyszę od swojego rozmówcy. I choć nie wyklucza, że kiedyś tam wróci, na razie zdecydował się mieszkać w Polsce, przynajmniej do czasu zakończenia kryzysu w Ameryce.
Betty, a właściwie Beata mieszka w Stanach Zjednoczonych od 1987 roku. Jak wspomina, jej American Dream był nieco inny. – Owszem, podobnie jak pana młodzi rozmówcy, naoglądałam się amerykańskich filmów i zawsze kochałam amerykańską muzykę. Ale głównym powodem mojego wyjazdu było połączenie rozbitej od czasu stanu wojennego rodziny – wspomina.
Czy było warto?
Gdy w Polsce choćby wspomni się o wyjeździe do Ameryki, wiele osób bez wahania powie. "Jedź, nie zastanawiaj się. Ułożysz sobie życie i szybko zapomnisz o Polsce". Pani Teresa nie zapomniała. Przez 25 lat pobytu za Oceanem ciężko pracowała i nie było jej łatwo. Czy żałuje swojej decyzji o wyjeździe? – Żałuję, bo straciłam bardzo dużo – odpowiada drżącym głosem.
– Straciłam miłość swoich dzieci, czyli wszystko. Bardzo, bardzo tego żałuję, bo one zostały najbardziej skrzywdzone. Chociaż je kochałam, starałam się pisać listy, wysyłałam pieniądze, paczki... Chciałam zakłócić ból rozstania takimi rzeczami materialnymi. Ale nikt nigdy nikomu nie zwróci tego, co się straciło z miłością do swoich dzieci – słyszę od siedemdziesięciolatki.
Betty - bo woli aby w ten sposób się do niej zwracać - od dzieciństwa słyszała: „Ameryka da nam większe szanse i zapewni lepsze życie w wolnym kraju”. Między innymi te zapewnienia sprawiły, że wraz z siostrą zdecydowała się wyjechać, choć sama nie czuła takiej potrzeby. – Wcale nie chciałyśmy wyjeżdżać! Byłyśmy nastolatkami, miałyśmy super znajomych, szkole, teatr, sztukę... Nie narzekałyśmy – wspomina.
Pobyt Tomasza w Stanach Zjednoczonych można uznać za "najłatwiejszy". Dorastał bowiem wśród amerykańskich dzieci, więc nie czuł ani tęsknoty, ani wyobcowania. – Najważniejsze jest to, aby stać się Amerykaninem, bo nie można wciąż próbować żyć jakby się było Polakiem. Nie trzeba zapominać o swojej kulturze, wręcz przeciwnie. Ale jak człowiek wczuje się w ich kulturę, to dopiero wtedy będzie mógł osiągnąć swoje cele – mówi Tomasz.
American style
To, co szczególnie fascynuje młodych ludzi w Stanach Zjednoczonych, to tamtejszy styl życia. A cechuje go jedno słowo: "luz". Wszyscy "wyznawcy" kultury amerykańskiej powiedzieli mi, że nie gadżety, Apple, czy muzyka są znakami rozpoznawczymi tego kraju. To właśnie dystans do świata jest w ich wyobrażeniu największym dorobkiem Amerykanów.
– W tej kwestii American Dream ma najwięcej wspólnego z rzeczywistością – uważa Tomek. Jego zdaniem, mieszkańcy USA znacznie częściej się uśmiechają i są dla siebie milsi, niż ludzie na Starym Kontynencie. W podobnym tonie wypowiada się Betty. – Amerykanie są do bólu serdeczni, pomagają sobie wzajemnie, szczególnie w momentach choroby lub śmierci w rodzinie. I to jest ten luz, za który kocham Amerykę – mówi Betty, która sama stała się "milutką Amerykanką". – Jest mi z tym dobrze – zapewnia.
– Amerykanie są bardzo sympatyczni i uśmiechnięci, choć dla mnie nieco przylepiony uśmiech. Ale mają ten luz, trzeba im to przyznać – dodaje z kolei 70-letnia Teresa.
USA to nie "Utopia"
American Dream, który przed laty skłonił do wyjazdu panią Teresę, miał kolor zielony. Nie styl życia, a przede wszystkim dolary były głównym powodem wyjazdu. Cała reszta profitów miała pojawić się później. Nie do końca stało się tak, jak sobie wymarzyła. – Nie było zmiłuj się – tymi słowami zaczyna opowieść o swoich początkach za Oceanem.
– Musiałam dwa lata przepracować, aby w trzecim roku otrzymać 3 dni urlopu. Po 5 latach dostałam 5 dni urlopu, a po dziesięciu 15 dni roboczych. Bardzo długo trzeba było pracować, aby mieć coś dla siebie. Zarobki miałam dosyć niskie, bo część odchodziła na ubezpieczenie. Nie mogłam sobie pozwolić na inną pracę (na czarno), gdzie być może miałabym więcej pieniędzy, ale brak ubezpieczenia – mówi nam emerytka.
Tomasz startował z zupełnie innego pułapu, bo wychował się w Stanach. Początek jego kariery można traktować jako spełnienie się amerykańskiego snu, czego pozazdrościłby mu każdy nastolatek na świecie. Tomasz pracował bowiem w firmie produkującej gry komputerowe. Jednak nawet najpiękniejszy sen musi się kiedyś skończyć. W przypadku Tomka, początek końca nastąpił w 2007 roku, a więc wraz z nadejściem kryzysu. – Firma została zamknięta, a ja straciłem pracę – mówi Tomasz.
Betty uważa, że miała "szczęście" studiować w Ameryce. Dziś jest nauczycielką i jak przekonuje, czuje się spełniona. – Sądzę jednak, że nawet Polacy pracujący na budowie czy panie "na domkach" (sprzątające), które nie miały takich możliwości jak ja, w jakimś stopniu również stali się częścią tej kultury i są szczęśliwi – stwierdza. Sama nigdy nie miała problemu ze znalezieniem pracy. Jednak jak przekonuje Teresa, w Ameryce bywa z tym zupełnie tak, jak w Polsce. Czyli różnie.
– W Polsce strajkujemy i wysuwamy kolejne żądania – stwierdza pani Teresa. – Ja bym chciała, aby ci strajkujący kiedykolwiek pojechali do Ameryki i popracowali tak ciężko, jak my pracowaliśmy. Ile osób się wykruszyło, straciło zdrowie przez tę ciężką pracę – mówi. Przestrzega, że dolary nie leżą w Stanach na ziemi. – Nie rosną też na drzewach – dodaje.
Raj? "Polska to raj!"
Bohaterowie artykułu o "nowym American Dream" wychwalali także amerykański system edukacji. Bardzo podoba im się otoczka w postaci życia studenckiego, zawodów sportowych rozgrywanych między uczelniami itd. Czy jednak amerykański system edukacji, znany choćby z niezliczonych, amerykańskich seriali to edukacyjna mekka? – To co mamy w Polsce jest rarytasem. Tam, trzeba mieć kieszeń pełną pieniędzy – uważa Teresa.
Jej kuzynka studiowała w Stanach i kosztowało ją to nie tylko wiele wysiłku. – Dużo płaciła za naukę, co zmuszało ją do wyrzeczeń. Zaciągała nawet pożyczki, aby opłacić edukację. A później długo to spłacała. Tam nie ma nic za darmo. Żadna szkoła wyższa nie kształci za darmo, proszę mi wierzyć – mówi 70-latka.
Także Tomasz daleki jest od wychwalania amerykańskiego systemu edukacji. Poza całą otoczką, którą dostrzegają młodzi Polacy, jego zdaniem niektóre aspekty edukacyjne pozostawiają wiele do życzenie. – Z moich obserwacji wynika, że tam znacznie więcej osób ma braki w edukacji. Być może bierze się to stąd, że jest mniejszy nacisk na edukację niż nad Wisłą – stwierdza.
Jechać, czy nie jechać?
Gdyby nadarzyła się okazja, Tomasz najprawdopodobniej wróciłby do Stanów. Zauważa jednak wiele minusów kraju, w którym się wychowywał. – Nie chcę powiedzieć, że w Stanach jest niebezpiecznie i że trzeba się bać. Ale jest tam o wiele więcej przemocy, a przestępstwa są znacznie bardziej widoczne. To co do nas dociera, jest znikomym procentem prawdziwych Stanów Zjednoczonych. Tam jest też dużo biedy – mówi Tomasz.
Skąd zatem bierze się fascynacja Ameryką? – Na pewno wszystkiego jest dużo i jest trochę większe. Być może to sprawia wrażenie, że życie za Oceanem jest lepsze – mówi. Tomasz podkreśla jednak, że nie można dać się zaślepić przekonaniu, że wszystko co amerykańskie jest lepsze "z zasady". – Życie w Polsce jest po prostu znacznie spokojniejsze – zaznacza nasz rozmówca.
– Utopia nie istnieje – uważa Betty. Jej zdaniem, Stanom naprawdę wiele brakuje do ideału. – Myślę, że aby żyć tu szczęśliwie, musimy nauczyć się żyć „po amerykańsku”. Musimy zmienić swoją polską mentalność i być otwartym na inne kultury, religie, rasy – zauważa.
Według Teresy Stany Zjednoczone mogą być szansą dla młodych ludzi, którzy mają zdolności i konkretny cel w życiu. Ale czy oznacza to, że powinni spakować walizki i lecieć? – Ja dziś nie mogę im powiedzieć "jedźcie, bo tam będzie wam lepiej". Broń Boże – zaznacza.
– Wszystko zależy od tego, czy ktoś ma tzw. smykałkę i potrafi sobie poradzić w molochu. Nie radziłabym młodym rwać się do wyjazdu. W tej chwili trzeba brać pod uwagę sytuację polityczną, a przede wszystkim gospodarczą. Tam jest dziś tak samo jak u nas. Brakuje pracy, a firma po firmie plajtuje. Niech to się wszystko uspokoi – radzi kobieta, która przez 25 lat żyła i pracowała w Ameryce.
Możesz tu wyjść w piżamie z psem na spacer, czy w dresie na zakupy. Zawsze porównuje moich warszawskich przyjaciół, którzy jeżdżą po stokach Kasprowego w najlepszym i najnowszym sprzęcie, do chłopaków w jeansach na stokach Pensylwańskich górek. W Polsce byłby to totalny obciach!