Profesor Jacek Rońda, jeden z ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza badającego katastrofę smoleńską, czuje się prześladowany i podsłuchiwany przez "ubecję". O swoich podejrzeniach opowiedział w wywiadzie dla "Naszego Dziennika".
W rozmowie z Anną Ambroziak prof. Rońda opowiedział o przesłuchaniach w prokuraturze. Jego zdaniem przesłuchujący go prokurator Karol Kopczyk zachowywał się prowokacyjnie i starał się udowodnić, że Rońda jest "dyletantem w zakresie lotnictwa". - Nigdy nie powiedziałem, że jestem ekspertem lotniczym, jestem ekspertem od balistyki - tłumaczył profesor.
Rońda czuje się prześladowany. Stwierdził, że jego telefony są podsłuchiwane przez 24 godziny na dobę.
Rońda powiedział, że rozmawiał o sprawie ze swoimi kolegami od telekomunikacji, ci śmiali się, że "ubecja" urządziła sobie telekonferencję z udziałem Rońdy i jego rozmówców.
Profesor postanowił być zapobiegliwy. - Po tym przykrym doświadczeniu wyrzuciłem do kosza moje dwa telefony komórkowe i kupiłem cztery nowe, na kartę i z doładowaniem. Systematycznie wyrzucam do kosza jeden z nich, co kilka dni - powiedział.
Zaznaczył jednak, że jeśli dostanie zaproszenie na tzw. konferencję smoleńską w PAN, oczywiście się na niej pojawi.
Dam przykład: w środę, 25 września, o godz. 20.30 dzwoniłem do kolegi o imieniu Bogdan. W telefonie słyszałem klikania i głos Bogdana powoli zanikał, mimo że nie ruszałem się z miejsca i siedziałem w fotelu w moim domu. Po zakończeniu rozmowy zadzwoniłem około godz. 21.00 do kolegi Jurka. Rozmawiałem z nim kilka minut. W pewnym momencie głos Jurka brzmiał, jakby trzymał głowę w wiadrze. Rozmowę zakończyliśmy, ponieważ głos Jurka był prawie niesłyszalny.
Prof. Jacek Rońda
w rozmowie z "Naszym Dziennikiem"
Po rozmowie z Jurkiem zadzwonił do mnie Bogdan, ten pierwszy rozmówca, i powiedział mi, że kilka minut po zakończeniu rozmowy ze mną odezwał się mój telefon. Wyświetlił się mój numer i Bogdan słyszał całą moją rozmowę z Jurkiem.