Hotele niczym średniowieczne zamki stoją pośrodku niczego. To tworzenie ułudy luksusu i ekskluzywności, na nasze nieszczęście pokrytej kolorowym tynkiem
Hotele niczym średniowieczne zamki stoją pośrodku niczego. To tworzenie ułudy luksusu i ekskluzywności, na nasze nieszczęście pokrytej kolorowym tynkiem fot. M. Stebinski, Polisz Arkitekczer/facebook.com
Reklama.
Skąd pomysł na powstanie fanpage’u?
Z natłoku wszechobecnej brzydoty, choć na co dzień piszę raczej o dobrych budynkach prowadząc serwis o architekturze bryła.pl. Niestety, dobrze zaprojektowana przesztrzeń i budynki wciąż stanowią mniejszość w naszym krajobrazie. Szczególnie widać to na przedmieściach dużych miast, gdzie panuje chaos - nie tylko estetyczny, ale również przestrzenny. Fanpage Polisz ArKITekczer to kontynuacja działu Makabry(ła), który dotyczy straszydeł w polskiej przestrzeni. Założyliśmy go dawno temu w serwisie. Pomysł na fanpage powstał niedawno, bo zauważyłam, że to zwykli ludzie, a nie dziennikarze, najlepiej tropią architektoniczne kity. Facebook doskonałe sprawdził się jako narzędzie do bezpośredniego kontaktu, wymiany zdań na temat, o którym się praktycznie nie dyskutuje
Zamysł pokazywania architektonicznych kitów z Polski szybko chwycił, fanpage ma już ponad 30 tys. fanów i wciąż rośnie. Ludzie zaczęli słać tu własne zdjęcia i komentarze, a my udostępniamy je na wallu. Czasem są to naprawdę mocne rzeczy – najgorsze są nowo wybudowane szkarady, bo to daje poczucie straconej szansy, jak często w przypadku paskudnych urzędów gmin, albo osiedli domków wyrastających w przysłowiowym polu kapusty, bez infrastruktury, a czasem nawet bez dróg dojazdowych. Boli też widok „przerabianych” zabytków, które nieodpowiednio chronione tracą urok w rękach nowych właścicieli.
Wydaje mi się, że „Polisz Arkitekczer” stał się takim pogotowiem alarmowym dla tych, którym zależy na dobrej przestrzeni i krajobrazie.

Wielokrotnie słyszałam, że wyjątkowo brzydka polska architektura powstaje „bo to się ludziom podoba”. „Polisz Arkitekczer” to dowód, że wcale tak nie jest.
Trudno rozmawiać o tym co jest ładne, a co brzydkie, bo to kwestia indywidualnego spojrzenia, często wręcz abstrakcyjna. Ale uważam, że należy problem złej lub niefunkcjonalnej – bo taka też pojawia się na naszym fanpage’u – architektury rozwiązywać na płaszczyźnie regulacji prawnych. Stworzyć surowe przepisy, które poprowadzą inwestora dobrą ścieżką, a jeśli z niej zboczy, surowo ukarzą. W wielu przypadkach estetykę uważa się za marginalny składnik inwestycji. Problem najlepiej obrazują popularne przetargi ogłaszane przez publiczne instytucje – w większości przypadków jest tak, że wcale nie zwycięża projekt najlepszy, lecz najtańszy, podobnie jest w inwestycjach prywatnych. Z estetyką i trwałością tego, co się buduje, wygrywają agresywne reguły rynkowe.
Czy uważa Pani, że prezydencka ustawa krajobrazowa cokolwiek w tej sferze zmieni?
Sądzę, że wprowadzanie jakiejkolwiek ustawy w tym temacie da pozytywne skutki. Dobrze, że o problemie zaczęto mówić szerzej i to na tak wysokim szczeblu. Jeszcze niedawno obrońcy zabytków przed szkaradnymi przebudowami, czy walczący z wielkopowierzchniowymi reklamami na budynkach i nielegalnymi szyldami nie byli brani poważnie. O problemie dyskutowała zaledwie garstka społeczników, historyków sztuki czy architektów. Teraz tematy związane z przestrzenią publiczną „weszły na salony”. Jak dla mnie to początek drogi ku lepszemu.
Jakie są główne grzechy polskiej architektury?
Och, jest ich ogromnie dużo. Największym problemem jest chyba to, że kwestiami dotyczącymi przestrzeni publicznej i estetyką miejską zajmują się ludzie, którzy nie są do tego odpowiednio przygotowani. Dobrze obrazuje tę sytuację kwestia kolorowych blokowisk – o remontach decydują zazwyczaj pojedyncze osoby ze spółdzielni lub wspólnot mieszkaniowych, a nie plastycy miejscy. Laik może opiniować decyzje, które ważą na wyglądzie całych dzielnic. Sama przeżyłam szok, gdy o kolorze mojej kamienicy zdecydowała bez konsultacji przewodnicząca wspólnoty – wpisany w dokumentację kolor beżowy ostatecznie stał się łososiowym.
Ważny problem stanowi również dziwny zwyczaj grodzenia osiedli – zarówno starych, jak i nowych: według niektórych płot wyznacza prestiż danej nieruchomości, a w rzeczywistości wykraja część miasta, powoduje jakieś niesprawiedliwe strefowanie.

Kolejnym, bardzo poważnym niedopatrzeniem jest brak spójnej polityki architektonicznej - taki dokument mają inne państwa zachodnie, jak Francja, czy Finlandia. Brak nowoczesnych instrumentów regulacji przestrzeni sprawia, że nasze miasta i przedmieścia rozwijają się bardzo chaotycznie. W rezultacie aż roi się od budynków, które kompletnie do siebie nie pasują nie tylko kolorem, ale także formą i kubaturą. Idąc tym tropem warto przywołać rozbudowujące się przedmieścia, które nie są odpowiednio skomunikowane z centrum. Ludzie na własne życzenie – ale też często z braku wiedzy – zamykają się w grodzonych gettach, które są budowane w nieodpowiednich miejscach, np. na terenach zalewowych.
Należy zmienić świadomość ludzi, że naprawdę mają wpływ na przestrzeń, w jakiej żyją. Sami godzimy się na irracjonalne decyzje, a przecież możemy walczyć o nasze otoczenie.

A reklamy?
To oddzielny problem. Mamy do czynienia z zalewem szyldów, bilbordów czy plakatów - pojawiają się absolutnie wszędzie i naprawdę szpecą miasta. Nikt nie ponosi odpowiedzialności za psucie naszej wspólnej przestrzeni. Urzędy miejskie pozwalają np. zasłaniać wielkimi płachtami zabytki, co na zachodzie byłoby nie do pomyślenia. U nas często nawet nie widać miasta, tak bardzo oblepione jest chaotycznym zlepkiem kolorów i krzykliwych haseł „zrób to, kup to”. Warto się zastanowić, czy taka reklama w ogóle jest skuteczna? Może w dzisiejszych czasach ludzie oczekują już czegoś bardziej kreatywnego?


A co z prywatnymi inwestycjami? Dlaczego Polacy najczęściej budują tzw. domy z katalogu, które są bardziej lub mniej udaną wariacją na temat historyzmu (popularnie nazywane „gargamelami”)?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, mogę jedynie spróbować wczuć się w rolę potencjalnego inwestora, który w szkole czy na studiach wyższych nie miał żadnej styczności z historią architektury, na zajęciach nie dyskutował o estetyce, czy harmonii. Myśląc o tym, jaki powinien być dom, sięga do archetypów zaczerpniętych z popularnego obiegu – chce, żeby było przytulnie, ciepło, „swojsko” i buduje sobie dom z kolumienką, albo i nawet pięcioma, bo nikt nie wymaga od niego żadnych standardów. Obecny system edukacji nie sprzyja poprawie tego, co mamy za oknem: w szkołach nie wymaga się głębszej refleksji nad tym, co nam się podoba, a co nie. Inwestor najczęściej nie wie, czego chce, a prawo umożliwia mu wybudowanie w zasadzie wszystkiego – stąd zalew tzw. „gargameli”, czyli budynków o przeładowanej formie architektonicznej
Co obnaża Polisz Arkitekczer?
Przede wszystkim skalę problemu. Dostajemy zdjęcia zewsząd, z centrów wielkich miast, ale i z dalekiej prowincji. Bardzo często internauci przysyłają wizualizacje projektu budowli, które mają powstać w niedalekiej przyszłości. Ludzie mogą się oburzyć i napisać ”to skandal”, „tak nie powinno być”, „obrzydliwość”. Udało nam się wielokrotnie ujawnić absurd i brzydotę konkretnych inwestycji, za nimi poszły publikacje i burza medialna. To naprawdę cieszy, że za pomocą Facebooka i tej nieco luźnej formuły kontaktu możemy choć trochę zmieniać świadomość architektoniczną
Agnieszka Rumińska - Redaktor naczelna serwisu bryla.pl, założycielka profilu facebookowego Polisz ArKITekczer, propagatorka dobrej, polskiej architektury, autorka książki zatytułowanej "101 najciekawszych polskich budynków dekady".