– Pokazaliśmy tylko książeczkę z misiami przebranymi w różne stroje, arabski, szkocki kilt – tłumaczy się dyrektorka przedszkola w Rybniku w jednym z wywiadów i na wszelki wypadek zapewnia, że “sama chodzi w niedzielę do kościoła”. O co chodzi? O straszne słowo “gender” i oskarżenia o “seksualizację dzieci”, które padają pod adresem placówki.
“Wybuchła prawdziwa wojna” – pisze dziennikarz portalu naszemiasto.pl o tym, co od kilku dni dzieje się w Rybniku. To wojna o przedszkole, a właściwie o dzieci, które wedle doniesień “Gościa niedzielnego” kadra “zatruwa ideologią”, a nawet (wedle słów jednego z publicystów “Gościa”) molestuje. Zamieszani w gorącą dyskusję są rodzice, urzędnicy, wychowawcy i księża, a choć od publikacji tygodnika minęły już 4 dni, konflikt wcale nie zdaje się dogasać. O co w nim chodzi?
Radio Erewań
Tygodnik w czwartek opisał historię rodziców trojga “molestowanych” dzieci, którzy postanowili przeciwstawić się “praniu mózgów bezbronnym” i zażądali wyjaśnień od władz przedszkola. A wszystko dlatego, że 4-letni Tomek zapytał swojego tatę, czy to prawda, że mężczyźni mogą chodzić w sukienkach. Podobno to właśnie usłyszał w przedszkolu od swoich wychowawców.
Późniejsze działania rodziców opisane są “Gościu Niedzielnym” w sposób przywodzący na myśl heroiczny epos, w którym niezłomni bohaterowie przeciwstawiają się demonicznemu złu, któremu na imię “Gender” i “Unia Europejska”.
Autor tekstu sugeruje zresztą, że za ten brak pokory rodziców spotkała kara w postaci usunięcia dzieci z przedszkola. Problem w tym, że jeśli wierzyć relacjom lokalnych mediów, z opowieścią “Gościa Niedzielnego” jest w gruncie rzeczy jak z rowerami na Placu Czerwonym w starym jak świat kawale o Radiu Erewań.
Dziennikarze portalu Naszemiasto.pl rozmawiali z dyrektor przedszkola, która tłumaczyła, na czym dokładnie polega rzekome “pranie mózgu” dzieci. Co do sukienek i spódnic, w których chodzą mężczyźni, to wedle jej słów chodziło o “książeczkę z misiami przebranymi w różne stroje”, m.in. w strój arabski czy szkocki kilt.
Co jeszcze strasznego wtłacza się do głów dzieciom w rybnickim przedszkolu? M.in. to, że “dzisiejsze panie nie stoją zawsze przy garnkach, a panowie nie zawsze majstrują przy samochodach”. Niestety, równie “prawdziwe” zdaje się w świetle wypowiedzi pani dyrektor stwierdzenie “Gościa Niedzielnego”, że dzieci zostały ukarane wyrzuceniem z placówki.
Genderowa paranoja
To, co dzieje się w Rybniku pokazuje, że walka z “ideologią gender”, którą część środowisk związanych z Kościołem Katolickim wypisała na swoich sztandarach, intensyfikuje się. Uparte powtarzanie, że gender odpowiada za pedofilię, że jego głównym celem jest “seksualizacja dzieci” i “niszczenie rodziny”, że to największe zagrożenie dla świata w XXI wieku, że to ideologia przypominająca stalinizm i nazizm, zaczyna powoli przynosić owoce.
Popularne porzekadło mówi, że pierwszą ofiarą każdej wojny pada prawda. Można odnieść wrażenie, że w przypadku wojny z gender jeszcze szybciej zginął gdzieś zdrowy rozsądek. Po prostu.
Spójrzmy na sprawę z dystansu. Bez ideologicznego zacietrzewienia: czy naprawdę warto kruszyć kopię o projekt zajęć, które polegają na tym, że “dzieci przynoszą do przedszkola ulubione misie, które będzie można przebierać raz w spodenki, a raz w spódniczki”? Albo że pokazuje się im obrazki Szkotów w kiltach? Czy to naprawdę jest już, jak twierdzi publicysta “Gościa Niedzielnego”, podstępne molestowanie przedszkolaków?
Rybnicki konflikt wokół przedszkola pokazuje także, jak daleko zaszło już egzorcyzmowanie samego słowa “gender”, które powoli wyrasta w pewnych kręgach na symbol wszelkiego zła – nawet, jeśli do końca nie wiadomo, co właściwie znaczy. Rozpętana wokół niego atmosfera histerii sprawia, że nawet urzędnicy czy pracownicy państwowych przedszkoli muszą się go strzec jak ognia i tłumaczyć, dlaczego zajęcia tego typu mają miejsce.
Znamienne w tym kontekście jest, że urzędnicy w reakcji na całe zamieszanie postanowili… usunąć słowo “gender” z regulaminu wzbudzających kontrowersje zajęć – tak, jakby w ten sposób magicznie rozwiązywało się cały problem tylko dzięki temu, że nie padnie “straszne słowo na literę G”.
Dziwi też fakt, że dyrektor państwowego przedszkola musi się tłumaczyć przed rodzicami z tego, że realizuje obowiązującą w naszym kraju podstawę programową i zapewniać solennie, że jest wierząca i chodzi w niedzielę do kościoła. To oczywiście jej święte prawo, ale przynajmniej teoretycznie nie powinno mieć żadnego związku z wykonywanymi przez nią obowiązkami. Źle się dzieje, że w atmosferze paranoi związanej z diabolicznym “gender” każdy, kto jest z nim w taki czy inny sposób związany, stawiany jest pod pręgierzem.
(...) poinformowano rodziców, ze mogą zrezygnować z udziału w projekcie ale w takim wypadku wskazane im zostanie inne przedszkole w Rybniku, ponieważ w Przedszkolu nr 13 nie ma miejsca w innych grupach. Ostatecznie rodzice złożyli do dyrektora przedszkola pisma z rezygnacją z udziału w projekcie „ze skutkiem natychmiastowym” oraz prośbą o przeniesienie dziecka do innej grupy w tym samym przedszkolu. CZYTAJ WIĘCEJ