Autorzy programu "Po Prostu" ujawnili, że poseł PiS Stanisław Piotrowicz działał w PZPR i będąc prokuratorem oskarżał działacza "Solidarności" z Jasła. W rodzinnych stronach parlamentarzysty w kontekście jego życiorysu mówi się jednak o czymś jeszcze – o kontrowersyjnej postawie w jednej ze spraw prowadzonych już po upadku komuny. W 2001 roku to właśnie Piotrowicz, wówczas szef Prokuratury Rejonowej w Krośnie, oczyścił z zarzutów księdza pedofila z Tylawy. Stwierdził, że ksiądz dotykał dotykał dziewczynki, bo miał "zdolności bioenergoterapeutyczne"… Trzeba było przeniesienia sprawy do innej prokuratury, by do sądu trafił w końcu akt oskarżenia.
Temat przeszłości Piotrowicza pojawił się po emisji ostatniego programu Tomasza Sekielskiego, w którym odkryto to, czego najbardziej wstydzi poseł PiS z Krosna. Choć wielokrotnie zapewniał, że będąc prokuratorem w latach 80. odmawiał prowadzenia politycznych śledztw, dziennikarz przypomniał mu historię Antoniego Pikula, działacza "Solidarności" z Jasła. W 1982 roku został on zatrzymany za kolportowanie ulotek i nielegalnych czasopism, a w jego sprawie akt oskarżenia przygotowywał nie kto inny, a właśnie prokurator Piotrowicz. Co więcej, śledczy pracował wtedy tak skutecznie, że w 1984 roku został odznaczony przez PRL-owskie władze brązowym krzyżem zasługi.
Prokurator rozgrzesza pedofila
W Krośnie, gdzie Piotrowicz pracował od początku lat 80. do 2005 roku, kiedy z list PiS trafił do Senatu, PZPR-owska przeszłość parlamentarzysty nie jest powszechnie znana. Jeden z lokalnych polityków, którego poprosiłem o komentarz do faktów z programu "Po Prostu", wskazał za to inną ciekawą historię, którą, jak twierdzi, Piotrowiczowi przypomina się częściej. Chodzi o jego rolę w głośnej aferze księdza Michała M., proboszcza z parafii w Tylawie, który przez lata molestował małe dziewczynki. Otóż w 2001 roku Piotrowicz zdecydował o umorzeniu tego, pierwszego tak głośnego, śledztwa w sprawie księdza oskarżanego o pedofilię.
"Tekst postanowienia o umorzeniu śledztwa, wydanego 31 października 2001 r. przez krośnieńską prokuraturę rejonową, śmiało mógłby się znaleźć w podręcznikach historii prawa jako przykład upadku wymiaru sprawiedliwości w III RP" – pisał wówczas "Tygodnik Powszechny".
Pocałunek i nic więcej
Skąd taka postawa prokuratora? Pewne jest, że argumentacja, jakiej wtedy używał, dziś wywołałaby wielkie oburzenie. Bo, jak relacjonował "TP", choć proboszcz z Tylawy przyznał podczas śledztwa, że niejednokrotnie nocował dziewczynki, kąpał je i "masował brzuszki", Piotrowicz dopatrzył się w tym rzekomych "zdolności bioenergoterapeutycznych księdza" oraz chęci "porządnego umycia" małych parafianek. "Ksiądz traktował to w ten sposób, że dzieci przychodząc do niego na plebanię to tak jakby szły nocować np. do wujka czy kogoś bliskiego. Dzieci się bardzo z tego cieszyły" – tłumaczył prokurator.
– Pamiętam, że to była kwestia oceny wiarygodności zeznań. Prokurator posiłkował się opinią psychologa, który nie ocenił tej wiarygodności pozytywnie. Na końcu prokurator dał po prostu wiarę księdzu – wspomina w rozmowie z naTemat Janusz Ohar, rzecznik krośnieńskiej Prokuratury Okręgowej. Dodaje, że Piotrowicz argumentował, iż ksiądz Michał M. nie molestował dzieci, a jedynie brał je na kolana i całował.
Wyrok i senatorski mandat
Jedną z pierwszych instytucji, która po kontrowersyjnym umorzeniu Piotrowicza podniosła raban, był Terenowy Komitet Ochrony Praw Dziecka w Rzeszowie. Jak mówi mi Marzanna Knap, założycielka komitetu, nie było wątpliwości co do tego, że decyzja prokuratura była skandaliczna. – Sprawa nabrała rozgłosu, więc śledztwo przeniesiono do prokuratury w Jaśle. Dopiero tam sporządzono akt oskarżenia – zaznacza. Orzeczenie prokuratury z Krosna zmiażdżył też Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Mowa była o "przedwczesnym i niepoprzedzonym pełnym wyjaśnieniem okoliczności" umorzeniu.
Zagadkowo brzmi w tym kontekście kolejne zdanie z relacji "Tygodnika Powszechnego". Pisał on bowiem, że wszystko wskazuje na to, że prokuratura okręgowa w Krośnie przeniosła wznowione dochodzenie do Jasła "dla uniknięcia zakulisowych powiązań" i podkreślał, że Jasło jest poza terenem archidiecezji przemyskiej, której władze broniły księdza z Tylawy.
Jak sprawa potoczyła się dalej? W czerwcu 2004 roku sąd w Krośnie skazał 65-letniego księdza M. na dwa lata więzienia z zawieszeniem na pięć lat. Według sądu (i jasielskiej prokuratury) duchowny "brał dziewczynki na kolana, wkładał ręce pod bluzkę, dotykał piersi, wkładał rękę do majtek i dotykał krocza, całował w usta z penetracją językiem jamy ustnej, wkładał palec do pochwy, dotykał nóg powyżej kolan".
Rok i kilka miesięcy później senator Piotrowicz zasiadał już w parlamencie.
Parlamentarzysta nie odpowiedział na naszą prośbę o kontakt. W wywiadzie dla portalu niezalezna.pl odniósł się jedynie do kwestii działalności w PRL-u. Jak stwierdził, "są momenty, których się wstydzi". Między innymi tego, że należał do PZPR-u i "nie zachował się w tamtym czasie heroicznie".
Piotrowicz podkreśla w wywiadzie, że Tomasz Sekielski go "oszukał" i z początku poseł chciał wyjść ze spotkania z nim, ale jednak został. Rozmawiali około godzinę, z której "najważniejsze wypowiedzi się nie pojawiły", twierdzi Piotrowicz. "Gdy skrytykowałem jego rzetelność w trakcie rozmowy, najpierw dalej ją kontynuował, a następnie w sztuczny sposób, teatralnie się oburzył do kamery" - dodaje Piotrowicz.
"Nieprawdą jednak jest stwierdzenie, że „udzielałem się w partii”. Jako prokurator nigdy nikogo nie skrzywdziłem. W 1978 r. po skończeniu przeze mnie aplikacji przyjechał prokurator wojewódzki z Tarnowa Stanisław Bieszkiewicz i przeczołgał mnie za to, że jeszcze nie należę do partii. Kazał się zapisać" - wyjaśnia Piotrowicz. Podkreśla, że grożono mu, że gdyby się nie zapisał, to nie zostałby dopuszczony do egzaminu prokuratorskiego.