
Wystarczy spojrzeć na kariery niektórych polityków partii Orbana. Andras Bencsik to były sekretarz partii komunistycznej Węgier (Węgierska Socjalistyczna Partia Robotnicza) za czasów ZSRR, obecnie – jeden z najbliższych współpracowników premiera Węgier. Organizuje słynne „Marsze Pokoju” popierające rząd, przez opozycjonistów nazywane „marszami nienawiści”. Chociaż komunistą już nie jest, to najwyraźniej tęskni za czasami, kiedy Rosja panowała na Węgrzech.
Rosja wreszcie zamknęła chaotyczny okres XX wieku i zapoczątkowała jasno wytyczoną, wspólnie osiągniętą ścieżkę w kierunku rosyjskiego interesu narodowego. Ścieżkę opartą na tradycji, wierze i sile. W bardzo krótkim czasie, Putin i Miedwiediew będą decydować o losach światowej historii.
Bencsika cytował później, między innymi, prof. Andras Gollner z kanadyjsko-węgierskiej organizacji wspierającej demokrację. Gollner wspomniał go w swoim proteście przeciwko wspomnianym Marszom Pokoju.
Blisko Moskwy jest też inny organizator Marszów: Gabor Szeles. To węgierski miliarder, który wielkich pieniędzy dorobił się jeszcze... za czasów ZSRR. Szeles jest jednocześnie jednym z najbardziej wpływowych ludzi w bliskim otoczeniu Orbana. Jego media, czyli telewizja Echo i prawicowy dziennik Magyar Hírlap, jawnie wspierają Orbana i ostro atakują Zachód, szczególnie USA i Unię Europejską.
Jak dokonał takiego cudu? W 1981 roku Szeles stworzył grupę ludzi, która pożyczała sprzęt od państwowej spółki i po nocach produkowali prostą elektronikę „na specjalne zamówienie” – jak opisywał to w swojej książce Andrzej Koźmiński. Dziesięć lat potem, w 1991, Muszertechnika miała już swoje przedstawicielstwa w: USA, Szwajcarii, Niemczech, Włoszech czy Kuwejcie. Węgierscy blogerzy i opozycja, opisując fenomen Muszertechniki, wskazują, że stworzenie firmy – nawet w czasie, kiedy ZSRR się rozpadał – obracającej milionami dolarów, nie mogło odbywać się bez udziału lub przynajmniej kontroli Moskwy i służb specjalnych.
Polska prawica zdaje się jednak nie dostrzegać tego, że Viktor Orban i jego ludzie wcale nie są tacy święci, jak się wydaje. O ile można chwalić jego patriotyzm i silny nacjonalizm – choć same działania Orbana budzą spore wątpliwości – to trudno nie zauważyć, że Węgry są coraz bliżej Rosji, a koledzy Orbana popychają go na Wschód, a nie Zachód. Polska prawica często podkreśla, że Polsce przydałby się taki Orban, czasem porównuje się do niego Jarosława Kaczyńskiego.