
Reklama.
Jeszcze w tym tygodniu inspektorzy ZUS skontrolują umowy z pracownikami Akwawitu Polmos oraz Wratislavii-Bio, wrocławskich spółek zatrudniających ponad 600 osób. Jeśli znajdą dowody na łamanie prawa, menedżerowi grozi grzywna, a spółce zapłata zaległych składek do ZUS.
Grzegorz Ślak zasłynął tym, że będąc wysoko opłacanym menedżerem od lat pracuje na pensji minimalnej – ok. 1300 zł miesięcznie. Większość wynagrodzenia rozlicza z pracodawcą na zasadach kontraktu menedżerskiego, który nie jest objęty składkami emerytalnymi i zdrowotnymi. Takie umowy są częste wśród kadry menedżerskiej choć balansują na granicy prawa. Sprawa stała się głośna, bo Ślak podobny układ zaproponował swoim pracownikom.
– Nie wierzcie w ułudę umowy na etat. Państwo niczego nie gwarantuje, ani emerytur ani opieki zdrowotnej . Politycy nie mają odwagi tego powiedzieć, ZUS wkrótce nie będzie w stanie wypłacać emerytur, może jakieś głodowe zasiłki. Wynika to z prognoz publikowanych przez samą instytucję jak i analiz wielu ekonomistów. Nie ma sensu płacić wysokich składek, trzeba samodzielnie troszczyć się o swój los – wygarnął państwowym instytucjom w rozmowie z NaTemat.pl
Po tekście menedżer stał się bohaterem internetu i mediów. Jedna z rozgłośni radiowych poświęciła godzinny program na dyskusje ze słuchaczami czy opłaca się wziąć 50 proc. podwyżki i samodzielnie zbierać na emeryturę. Większość słuchaczy była za. Ślakowi proponowano objęcie funkcji w powstającym stowarzyszeniu poszkodowanych przez ZUS.
ZUS dość szybko przeszedł do kontrataku, Jego urzędnicy nazwali propozycje prezesa niemoralną. Kontrola była tylko kwestią czasu. Sam menedżer mówi, że nie boi się zemsty, bo paradoksalnie jest dla budżetu kurą znoszącą złote jaja. – Dzięki moim działaniom dwie bankrutujące przed laty firmy zmieniły się w prosperujący biznes. Tylko w zeszłym roku wpłaciłem do kasy państwa ponad 500 mln podatków, najwięcej ze wszystkich firm we Wrocławiu – powiedział Ślak.
Czytaj także