"Obowiązkowa eutanazja szansą dla gospodarki", "Transwestyta okradał kościelne skarbony z datkami na biednych", "Gejowski gang znowu zaatakował małżeństwo" – to nie nagłówki z tabloidu, ale z okładki najnowszego numeru katolickiego czasopisma "Czterdzieści i cztery". Byli dziennikarze "Frondy" stworzyli je kilka lat temu jako poważną alternatywę dla "Pisma poświęconego". Jak piszą, przygotowują "grunt pod apokalipsę, która rozpęta przyjście Mesjasza".
Pijana feministka, która zabija chłopca na przejściu dla pieszych. Uczeń podstawówki przebrany w sukienkę, a potem wykastrowany w imię "ideologii gender". Gejowskie gangi, które napadają na homoseksualne pary w restauracji. Takie karykaturalne historie znalazły się na okładce kwartalnika "Czterdzieści cztery", stylizowanej na czołówkę "Faktu". I choć to satyra, pewnie ktoś, kto właśnie przy okazji najnowszego numeru dowie się, że takie pismo w ogóle istnieje, na tej podstawie wyrobi sobie o nim opinię.
Nawet niektórzy stali czytelnicy nie do końca zrozumieli konwencję. "O ważnych sprawach piszecie, a design gazety przypomina mi szmatławiec. O co chodzi? To ma przyciągnąć klienta? Nie sądzę", "W pierwszej chwili mi się spodobała, ale jednak jest paskudna i przeciwskuteczna", "Raczej: Fronda cuś się jakby ożywiła pod nową redakcją, więc dajmy jej odpór, pokażmy młokosom, że stara gwardia najlepiej się bije" – tak komentują na facebookowym profilu "Czterdzieści cztery".
Mesjasz i Kaczyński
Mają prawo być zdziwieni, bo pismo, od pierwszego numeru, który okazał się w 2008 roku, przyzwyczajało do ambitnych treści i takich samych okładek. Założył je Marek Horodniczy, który rok wcześniej został zwolniony ze stanowiska redaktora naczelnego "Frondy" i zebrał ze sobą ośmiu z dziewięciu członków redakcji. Razem postanowili zaangażować się w nowy projekt, stworzyć drugą "Frondę", w której będą skupiali się na tematach związanych z mesjanizmem, na "zagadnieniach cywilizacyjnych, metapolitycznych, artystycznych i literackich".
"Czas na apokalipsę. Czas przebudzić jeźdźców czasów ostatecznych. Czas ożywić ducha mesjanizmu. Czas, by ten duch, uśpiony przez ostatnie stulecia cywilizacji zachodniej, znów zaczął krążyć nad Europą. Gdy mówimy o mesjanizmie, chodzi nam o nadzieję skierowaną ku przyszłości i przez to nadającą inny, głębszy sens temu, co się wydarzyło w przeszłości i dzieje tu i teraz. Chodzi o oczekiwanie na Mesjasza, o wypatrywanie znaków. Jego powtórnego przyjścia i przygotowywanie gruntu pod apokalipsę, która to przyjście rozpęta" – brzmi fragment"Manifestu neomesjanistycznego", który podczas premiery pisma wygłosił jeden z jego założycieli. Język, jakim jest napisany, mówi dużo o charakterze "Czterdzieści cztery"...
Ostrzeżenia przez apokalipsą, przygotowanie na przyjście Mesjasza i Antychrysta – to motywy stale przewijające się w twórczości Horodniczego i jego kolegów dziennikarzy. Bywały też odniesienia do aktualnych wydarzeń. W jednym z numerów można było na przykład przeczytać, że "zainteresowanie mesjanizmem jest kluczem do zrozumienia" katastrofy smoleńskiej, a "w konsekwencji do rekonstrukcji polskiej tożsamości".
W innym artykule zatytułowanym "Wszyscy jesteśmy Ryszardem C." [chodzi o zabójcę działacza PiS - red.] autor stwierdził zaś, że "analogonem mordu dokonywanego na jednostce odgrywającej rolę kozła ofiarnego w społeczeństwach archaicznych jest współcześnie śmiech i wyszydzanie ofiary". Ofiarami byli według niego bracia Kaczyńscy.
"Chrześcijańskie RPG"
"Czwórki", jak nazywają kwartalnik czytelnicy, choć nieznane szerszej publiczności, od początku wywoływały ferment w katolickich środowiskach. Szymon Hołownia recenzując pierwszy numer pisał, że nie widział w jednym miejscu "takiego nagromadzenia lęków, konstrukcji mistyczno-tajemno-katastroficznych". Jak stwierdził, to "rzecz dla podrośniętych ultrakatolików, fanów komiksów etc.".
"Jak czytam takie rzeczy tak sobie myślę – ok, to strasznie fajny sport tropienie Antychrysta, sprawdzanie czy papież zna jakieś tajne objawienia w których podano nazwisko Antychrysta albo z których mogłoby wynikać, że koniec blisko, ale kiedy my będziemy zajęci tym chrześcijańskim RPG miną nas ludzie, którzy tracą wiarę, albo nie mają co jeść. Co jest miarą chrześcijaństwa – przykazanie miłości Boga i bliźniego realizowane w urobieniu się po łokcie, czy hobbystyczna egzegeza starych kalendarzy w świetle objawień Matki Boskiej w Lourdes?” – pytał w felietonie na łamach "Newsweeka".
Jeśli wtedy zarzucał "Czwórkom" oderwanie od rzeczywistości, to dziś musi przyznać, że powróciły na ziemię. Z przytupem.