Rodziny Kruków nie potrafili złamać urzędnicy zaborcy, okupant ani nawet PRL. Popadli w tarapaty dopiero w „polskim kapitalizmie”. Dziś dzieci Wojciecha Kruka chcą na nowo zbudować fortunę słynnych jubilerów.
Mając 25 lat była już właściwie ustawiona na całe życie. Za duże pieniądze pracowała dla światowego giganta Google. Urządziła się w Barcelonie, miała tam mieszkanie, ukończone prestiżowe studia, narzeczonego. Nie planowała powrotu do Polski, ale kiedy rodzina znalazła się tarapatach, bez zwłoki wróciła do Poznania. - Właśnie wydaję swój posag i wszystkie oszczędności pozostałych członków rodziny Kruków – śmieje się Ania Kruk, pokazując otwarty niedawno butik jubilerski w centrum handlowym przy pl. Unii Lubelskiej w Warszawie. To już 9 salon marki jubilerskiej „Ania Kruk”, która powstała niewiele ponad rok temu.
Wcześniej, a właściwie od 1840 roku Krukowie znani byli jako słynni jubilerzy z Poznania, właściciele ogólnopolskiej sieci ekskluzywnych salonów W.Kruk, sprzedających złoto, brylanty i luksusowe zegarki. Ale to już nieaktualne. Pod koniec grudnia, tuż przed gwiazdką, kiedy jubilerzy mają największe obroty Wojciech Kruk Senior, stanął za ladą, aby osobiście doradzać klientom w sprawie zakupu biżuterii. Leczy tym razem był to salon Ani Kruk, konkurencyjny wobec W.Kruka. Podobnie zrobili jego syn Wojciech Kruk junior oraz Ania Kruk - sprzedawali osobiście w salonach sieci w Warszawie oraz Poznaniu. W ten sposób rodzina chciała zamanifestować, że nie podoba im się korporacyjna polityka spółki Vistula Group, do której należy jubilerska marka W.Kruk.
Nazwiska na szyldzie
- Od zawsze byłam wychowywana w duchu, że W.Kruk to my, a bez naszej rodziny firma nie może istnieć. Odkąd W.Kruk stał się częścią Vistula Group, zatraciła charakter firmy prowadzonej z osobistym zaangażowaniem właścicieli. Oprócz szyldu z nazwiskiem niewiele miała z nami wspólnego – opowiada Ania Kruk. W 2008 roku w wyniku kilku transakcji finansowych W.Kruk stał się jedną z marek giełdowej korporacji Vistula Group. Wojciech Kruk, senior jubilerskiego rodu nie mógł się pogodzić z tym, że więcej do powiedzenia o marketingu czy ofercie w „jego firmie” mają wynajęci menedżerowie, a nie on sam.
Krukowie, których nie potrafili złamać urzędnicy zaborcy, niemiecki okupant ani nawet PRL popadli w tarapaty dopiero w „polskim kapitalizmie”. W 1840 r. złotnik Leon Skrzetuski otworzył w Poznaniu pracownię, w której wykonywał przedmioty liturgiczne. W 1887 r. jego siostrzeniec Władysław Kruk przekształcił firmę w reprezentacyjny sklep jubilerski. Kolejny z Kruków, Henryk, w historii zapisał się tym, że nie podpisał volkslisty, przez co biznes przeszedł pod niemiecki nadzór komisaryczny. Po wojnie Henryk odtworzył firmę, ale komuna pozwoliła mu tylko na prowadzenie skromnej firmy produkcyjnej.
W 1974 r. stery rodzinnej firmy przejął Wojciech Kruk. Dwadzieścia lat później przekonał do inwestycji Polsko-Amerykański Fundusz Przedsiębiorczości (poprzednik znanego dziś funduszu Enterprise Investors). Plan był taki: stworzyć pierwszy w Polsce luksusowy brand, pozwolić spółce rozwinąć skrzydła, a gdy osiągnie dużą wartość, sprzedać akcje na giełdzie. Plan zmaterializował się w 2002 roku. Wojciech Kruk Sporo zarobił na GPW, ale zarazem musiał oddać część kontroli nad spółką innym akcjonariuszom.
Giełdowa wojna
W 2008 roku w wyniku słynnej giełdowej wojny i wykupu akcji na giełdzie, marka trafia do grupy Vistula&Wólczanka. Wojciech Kruk ogłasza wojnę, spienięża część majątku i zaczyna kupować akcje V&W. Sprzymierza się z nowym wspólnikiem Jerzym Mazgajem, i wspólnie przejmują kontrolę nad spółką, która wykupiła producenta biżuterii.. Niestety, wkrótce potem dwaj biznesowi gracze przestali się dogadywać. Powrót do starych czasów okazuje się niemożliwy.
Ania Kruk opowiada, jak zrodziła się chęć do walki o rodzinne tradycje: - Było nam po prostu żal, że to wszytko wymyka nam się rąk. Tak powstała decyzja by spróbować jeszcze raz i na nowo stworzyć jubilerski biznes Kruków.
W przedsięwzięcie zaangażowali się Ania oraz Wojciech junior. Znali ten biznes od podszewki. Wojciech Junior w rodzinnej firmie przeszedł przez wszystkie stanowiska. Był sprzedawcą, marketingowcem, zajmował się finansami i administracją. Ostatnio próbował sprzedawać bursztyn w Chinach i Japonii. Ania Kruk jako studentka wzornictwa przemysłowego pracowała w dziale projektowym firmy W.Kruk Design Studio. Design, marketing i biznes plan opracowali w 3 miesiące.
Perły i szkiełka
Wymyślili, że na konkurencyjnym rynku jubilerów stworzą nową markę popularnej biżuterii, której ceny nie będą przekraczać kilkuset złotych.
Podczas rozmowy ze mną Ania ma na sobie zamotane wokół szyi połyskujące naszyjniki z perłami, bransoletkę i duży pierścień w geometryczne wzory. Taka stylizacja w starym W.Kruku kosztowałaby majątek. - Perły są sztuczne, a to złoto to polerowany mosiądz – zdradza. Okazuje się, że to co ma na sobie, kosztuje nie więcej niż 500 złotych.
- Zamiast robić zakupy raz na rok, przy wielkiej okazji, mogę sprawić sobie przyjemność raz na miesiąc. A kiedy zakupiona rzecz opatrzy się i znudzi, bez żalu odłożę ją na dno szuflady – mówi o „pop-biżuterii” jej projektantka. W przeciwieństwie do nobliwego W.Kruka robi niesamowity szum w internecie: pisze bloga, wrzuca fotki swoich stylizacji, promuje się przez kilka serwisów społecznościowych, współpracuje z grupą modowych blogerek.
Czy dzieciom poznańskiego jubilera uda się dopisać choć kilkadziesiąt lat historii rodzinnej firmy? Niedawno podczas Forum Edukacji Biznesowej, które działa przy wrocławskim Uniwersytecie Ekonomicznym Wojciech Kruk miał wykład o historii rodzinnej firmy. Kiedy doszedł do najnowszych wydarzeń, bez mrugnięcia okiem przekazał mikrofon córce i synowi. Zdradził przy tym część planów firmy. Chce, aby za 3 lata na jego 70 urodziny marka miała 70 salonów.