
Policja postanowiła się jednak "zemścić" i skierowała sprawę do sądu. Zarzucano mu popełnienie wykroczenia polegające na „próbie wywołania niepotrzebnej czynności funkcjonariuszy policji tj. interwencję i pościg”. Zwłaszcza, że Wardęga faktycznie alkoholu nie pił.
Kto ze złośliwości lub swawoli, chcąc wywołać niepotrzebną czynność fałszywym alarmem, informacją lub innym sposobem, wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej albo inny organ ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia,podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1 500 złotych. CZYTAJ WIĘCEJ
Chodzi tutaj konkretnie o sytuację z sierżantem Pawłem G., który rozpoznał vlogera i zorientował się, że jest ofiarą żartu (zobaczył także drugiego mężczyznę z kamerą), dlatego nie zdecydował się na pościg.
Policja usprawiedliwia swoją decyzję tym, że robiąc prowokację zmarnowałem czas policjantom, którzy nie mogli w tym czasie wykonywać swoich obowiązków. De facto nikogo nie zachęcałem do przeprowadzania interwencji a policjantom na placu zamkowym uciekłem po 5 sekundach - gdyby nie ucieczka to interwencja trwałaby 2-3 minuty - więc zaoszczędziłem czas policjantom :). CZYTAJ WIĘCEJ
Wygląda jednak na to, że wyrok nie ostudzi zapału Wardęgi. W końcu kilka dni temu opublikował kolejny film, na którym drwi z zatrzymujących go policjantów. Prowadzi samochód rozmawiając przez "ciasteczkowy telefon" i tym samym unika mandatów.
źródło: Gazeta.pl