Korzysta z nich KAŻDY internauta. Jedne są eleganckie i używane masowo, inne również masowo – denerwują. Tak jest w przypadku czcionki Comic Sans, która jest jedną z najpopularniejszych i jednocześnie najbardziej znienawidzonych czcionek świata. Niedawno dla żartu (w Prima Aprilis) strona Europejskiej Agencji Badań Jądrowych oraz polski Wykop.pl, ustawiły ją jako domyślną czcionkę swoich stron. To idealny punkt wyjścia do rozmowy z Łukaszem Dziedzicem, który zawodowo tworzy "kroje pism". Poznajcie świat typografa.
Łukasz Dziedzic zajmuje się projektowaniem krojów pism, czyli tym, co my nie zawsze poprawnie nazywamy czcionkami. Zaprojektował litery używane m.in. przez Empik, American Airlines, Rząd Szkocji, Associated Press, Red Bull Music Academy, kultura.pl, Goethe Institut i setki innych. Jego krój Lato jest jednym z najpopularniejszych na świecie darmowych fontów.
Antoni Bohdanowicz: Wiadomo, że to Prima Aprilis, ale Comic Sans na stronie CERN wyglądał co najmniej komicznie. Co pan o tym sądzi?
Łukasz Dziedzic: Chcą przestać publikować teksty matematyczne?
Jak to?
CERN w swoich publikacjach musi używać wzorów matematycznych. a Comic Sansem wzorów składać się nie da, bo nie ma potrzebnych do tego znaków. Dlatego niemożliwe, by CERN mógł cokolwiek publikować używając tego wynalazku. Poza tym Comic Sans to krój całkowicie infantylny. Infantylny z premedytacją, bo został wymyślony na potrzeby aplikacji Microsoft Bob, takiego „Windowsa dla przedszkolaków”, w którym były pieski, piłeczki i kaczuszki. Potem został włączony do systemu operacyjnego Windows i tylko dlatego stał się popularny. Comic Sans jest założenia dziecinny, a ci, którzy go używają do czegoś oprócz piesków i kaczuszek, są zdziecinniali.
To czym się charakteryzuje dobrze narysowana czcionka?
Może zacznę od wyjaśnienia, czym jest czcionka. Mówiąc o literach, o ich wyglądzie, najczęściej mamy na myśli krój liter, a nie czcionkę. Czcionka to metalowy, bądź drewniany klocek z wyrytym w odbiciu lustrzanym rysunkiem litery. Pokryta farbą drukarską czcionka odciska na papierze literę alfabetu.
Dobrze zaprojektowany krój liter to dobre proporcje liter, właściwe światła, czyli odstępy między nimi, grubości poszczególnych elementów — wszystko to, co ma swoje uzasadnienie w ergonomii czytania i ponad dwa tysiące lat tradycji.
To znaczy?
Przez dwa tysiące lat z hakiem konstrukcja liter była usprawniana przez ludzi, którzy się nimi zajmowali przez całe życie. Rzadko kiedy dochodziło do rewolucji, doskonalono detale, proporcje, technikę druku, logikę składu tekstu. Ale kiedy druk rozpoczął swoją komputerową karierę i zajęli się nim programiści, a nie drukarze, cała wiedza o składzie tekstu, jakość i umiejętności zostały na parę lat zapomniane lub zwyczajnie olane, bo były zbyt skomplikowane, by je oprogramować.
Niech pan spojrz,y jak piętnaście lat temu wyglądały strony internetowe a jak wyglądają dziś — dość szybko projektanci zaczęli wracać do korzeni, do logiki, do klasycznego traktowania tekstu. Litery, które były projektowane dwieście, a nawet pięćset lat temu wciąż wyglądają dość dobrze. W przeciwieństwie do większości projektowanych dziś. Ale kiedyś było krojów kilkaset i kosztowały tyle, co kamienica, albo w ogóle nie były na sprzedaż. Dziś jest ich kilkaset tysięcy i kosztują tyle, co obiad. Albo nic.
Zauważyłem, że pewne czcionki lepiej wyglądają na papierze, a gorzej na komputerze. Z czego to wynika?
To wszystko zależy od rozdzielczości medium, na którym się pojawiają i sposobu „narysowania” kształtu litery za pomocą małych, czarnych kwadracików. Druk to rozdzielczość kilku tysięcy kwadracików na cal, ekrany „retina” kilkaset, zwykły ekran — kilkadziesiąt. Im więcej kwadracików, tym wyraźniejszy detal, tym płynniejsze krzywizny, tym więcej subtelnych różnic. Im mniejsza rozdzielczość tym bardziej wszystko przypomina „grę w statki” — niby można się domyśleć, że cztery kwadraty obok siebie to czteromasztowiec, ale żadnego masztu tam nie zobaczysz. Ani gdzie ma dziób i w którą stronę płynie.
Dodatkowo kształty liter mogą być psute przez algorytmy optymalizujące umieszczenie liter w siatce pikseli. Stąd to, co widzimy na ekranie komputera tak bardzo może się różnić od tego co jest na papierze.
To nie doszło do ewolucji czcionek? Cały czas mówi pan o gonieniu przodków, że obecne czcionki nie są takie dobre, jak te stare.
Z czcionkami jest jak z literaturą czy malarstwem. Litery XVI-wiecznego rytownika czcionek Claude’a Garamonda są do dziś doskonale czytelne, ale Garamond cyzelował swój jeden „idealny” model liter przez kilkadziesiąt lat. Poza tym był genialny. Podobnie do dziś przemawia do nas „Otello” Szekspira czy „Ambasadorowie” Holbeina — poniekąd rówieśników Garamonda. Ale to perełki, arcydzieła. Przeważająca większość krojów liter, utworów literackich czy obrazów, które wtedy powstały, była przeciętna albo słaba. I popadła w zapomnienie.
Dzisiejsze kroje liter bywają znacznie bardziej precyzyjne, wszechstronne, mogą zawierać więcej znaków, odmian, wersji. Bywają lepsze. Poza tym jest ich znacznie więcej, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. Jednak czasem, choć coraz rzadziej, technologia nie pozwala na uzyskanie tych efektów, które kiedyś były oczywiste.
Dawniej była różnica między literą „a” w dużym tytule i literą „a” w drobnym tekście. Duże „a” było trochę jaśniejsze, miało większą różnicę grubości najcieńszych i najgrubszych elementów litery (czyli tzw. kontrast) i mniejsze marginesy oddzielające je od innych liter (tzw. odsadki). Małe „a” miało mniejszy kontrast, większe odsadki i mikroskopijne wcięcia w niektórych miejscach, by farba drukarska nie zalewała druku. Gutenberg chciał, by w jego Biblii każdy wiersz składu był tak samo gęsty a odstępy między wyrazami takie same. Żeby to osiągnąć w zbyt gęstych wstawiał węższą odmianę „a” a w zbyt luźnych — szerszą. Dziś jest to już możliwe, ale tak samo pracochłonne jak kiedyś. Do dziś Biblia Gutenberga jest uważana za „najdoskonalej złamaną książkę” — a powstała 560 lat temu.
Kiedyś nie dało się skalować czcionek, ponieważ były one z metalu lub drewna, dziś każdy program do składu tekstu oferuje taką możliwość — bezsensowną i bezprawną z punktu widzenia typografii.
Z drugiej strony — Europa Zachodnia ma długą tradycję typograficzną, ale wielu językom pozaeuropejskim dopiero cyfryzacja typografii w XXI wieku przyniosła od dawna wyczekiwaną różnorodność. Jeszcze 30 lat temu wszystkie gazety i książki hinduskie czy arabskie wyglądały praktycznie identycznie, bo „do wyboru” był jeden krój pisma, może dwa. Jak w sklepie obuwniczym za PRL-u. Teraz mają po kilkaset krojów, i lepszych i gorszych.
To co dla pana jest ważne przy projektowaniu czcionki?
Kolejna analogia: z krojem liter jest jak z krzesłem. Krzesła są różne: są zwykłe, ozdobne, staroświeckie, nowoczesne i takie tylko do patrzenia, bo siedzieć się na nich nie da. Najważniejsze to określić, do czego krój ma służyć: czy ma być do rzucania się w oczy, czy ma być funkcjonalny i wygodny do czytania, czy gdzieś pomiędzy nimi. Potem można się zastanowić nad stylem, proporcjami, detalem, grubością. I potem się tego trzymać.
Czyli im prostszy krój liter, tym wygodniej się go czyta?
W pewnym sensie tak. Choć nie dla każdego. Holenderski projektant Albert-Jan Pool, twórca bardzo popularnego kroju FF DIN próbował z ludźmi słabowidzącymi znaleźć taki krój liter, który byłby dla nich najbardziej czytelny. I co się okazało? Osoby słabowidzące wskazały, że najbardziej czytelne dla nich były najbrzydsze na świecie litery. Takie Comic Sansy i brzydsze.
Potrafi pan rozróżniać kroje liter?
Jak najbardziej. To kwestia opatrzenia. Powiedzmy, że czcionki są jak twarze. Europejczyk, który po raz pierwszy pojedzie do Chin, będzie miał wrażenie, że wszyscy są tam do siebie bardzo podobni. Dopiero po dłuższym pobycie zacznie rozróżniać twarze. Podobnie jest z krojami liter.
Tak się zastanawiam, od czego pan zaczyna swoje projekty...
Od pytania „Po co, komu i do czego może być potrzebny kolejny krój?”. Potem rysuję kilka liter, staram się zdefiniować wspólne detale, krzywizny, „język graficzny”. I kiedy uznam, że w tym co robię jest coś ciekawego i świeżego i jeszcze nikt tego nie narysował — zaczynam od zera. Do chwili kiedy nie wiem, co można w tych kilku literach poprawić. Wtedy rysuję resztę. Poza tym sam krój to nie wszystko. Kroje łączy się w rodziny. Czasem rodzina ma dwie odmiany (czyli dwa osobne fonty), czasem bardzo wiele odmian.
Na przykład rodzina krojów empik ma tylko kilka odmian, ale rysunek jest bardzo, bardzo charakterystyczny. Dzięki temu jeśli ktoś na ulicy zobaczy torbę z napisem „książki” złożonym tym krojem, od razu będzie wiedział, że to książki z empiku, a nie z innej księgarni. Nawet, gdy nie ma tam logo firmy. Natomiast mój FF Good — od dziś największa rodzina krojów na świecie — jest mniej charakterystyczny, ale liczy sobie 196 odmian. Można nim złożyć całą gazetę — od nagłówków różnej ważności, przez tekst podstawowy, tabelki, infografikę, program TV, horoskop i drobne ogłoszenia. A nawet kilka gazet, które nadal będą się między sobą różnić.
Rysuje pan na papierze?
Rzadko. Może wstępne szkice. Jednak fonty tworzę na komputerze.
Od jakiej litery pan zaczyna? Od A?
Nie. Po naszkicowaniu kilku słów, kiedy wiem, że warto poświęcić parę miesięcy pracy nad projektem rysuję od początku „o” i „n”. Ten etap prac może trwać nawet tydzień, bo te dwie litery noszą w sobie DNA całego kroju. Od kształtu tych dwóch liter zależą wszystkie pozostałe znaki, one są punktem odniesienia. Później trzeba się tego trzymać, więc jeśli w „o” lub „n” jest jakiś błąd, to prawdopodobnie powtórzę go we wszystkich pozostałych literach.
Jak długo trwa przeprowadzenie projektu od „A” do „Z”?
Wiele osób, które zajmuje się projektowaniem liter odpowie panu, że nigdy nie ma końca. Ale jest moment publikacji. Rodzinę fontów Lato w pierwszej wersji, zawierającej około 400 znaków w 10 odmianach czyli około 4000 znaków projektowałem pół roku. Po trzech latach Lato ma 3050 znaków w 18 odmianach — cyrylicę, grekę, możliwość pisania we wszystkich alfabetach opartych na alfabecie łacińskim, znaki fonetyczne. W sumie ponad 50 tysięcy liter. Wspomniany FF Good też powstawał parę lat. Ale najkrótszy czas na stworzenie kroju to 3-4 miesiące.
Łatwo narysować „i”?
Wcale nie jest łatwo. Wszystkie detale, proporcje i grubości muszą tak dopasowane do innych liter, by ta wąska litera ani nie zlewała się, ani nie wyskakiwała z pozostałych. Wielkość i wysokość na jakiej jest kropka zależy od wysokości liter „h” i „H”, a nawet od tego jak nisko wystaje „p”… Wbrew pozorom to nie jest takie oczywiste. Projektowanie liter to zajęcie dla cierpliwych.