Brytyjskie matki posyłają do przedszkola chore dzieci. Nie tylko tez katarem, ale nawet i z ospą. W Polsce nawet najmniejsze przeziębienie kończy się lekarskim zwolnieniem. Czy przewrażliwienie Polaków na punkcie zdrowia dzieci sprawia, że w przyszłości chętniej idziemy na tzw. chorobowe?
W dzisiejszym "Dużym formacie" ukazał się artykuł, w którym polskie matki mieszkające w Wielkiej Brytanii opowiadają o tamtejszym wychowaniu dzieci. Okazuje się, że różnic jest więcej niż można by się spodziewać. Jedna z matek ze zdumieniem opowiada o zwyczaju przyprowadzania chorych malców do przedszkola. Dziecko z katarem czy nawet ospą nie jest w brytyjskim przedszkolu niczym dziwnym. Polka wspomina także sytuację, gdy matka zakatarzonego i chorego dziecka uporczywie zdejmowała mu z głowy kaptur, pomimo iż wyraźnie chłopcu było zimno.
Niezależnie od pory roku, na brytyjskich ulicach można spotkać małe dziewczynki w pantofelkach. Za najlepsze obuwie na atak zimy uważa się kalosze. Gdy temperatura przekroczy 10 stopni na plusie, ciepłe ubrania lądują w szafie, a ich miejsce zajmują bluzeczki z krótkim rękawkiem.
Determinacja brytyjskich matek w hartowaniu swoich dzieci może budzić zdumienie. Jest to zjawisko skrajnie inne, niż to które spotykamy w Polskich przedszkolach. Z pewnością polskie przedszkola są w pewnym sensie wylęgarnią chorób. Tyle tylko, że polskie matki od razu biją na alarm i zabierają dzieci z przedszkola w czasie zwiększonej liczby zachorowań.
Przyzwyczajenia Brytyjczyków z lat dzieciństwa mają skutki w przyszłości. Dorośli wyspiarze również nie przykładają wielkiej wagi do ciepłego ubrania. Zimy są tam nieco łagodniejsze niż u nas, ale na ulicach można spotkać ludzi w samych marynarkach bez kurtek, a nawet w sukienkach na ramiączka.
Hartowanie dzieci w chłodnych, czasem nawet ekstremalnych warunkach nie jest domeną jedynie Brytyjczyków. Również Skandynawowie nie chowają swoich dzieci pod kloszem, a starają się od najmłodszych lat przygotowywać dzieci do trudniejszych warunków. Emigrantka pracująca w duńskim przedszkolu opowiada nam, jak wielkim zaskoczeniem były dla niej surowe warunki wychowania najmłodszych dzieci. - Byłam w szoku, gdy powiedziano mi że w środku zimy mam wyjść z dziećmi na kilka godzin do lasu. O ile dla nich nie było to nic nienormalnego, ja trzęsłam się z zimna - mówi przedszkolanka.
Również w Szwecji katar nie jest uważany za chorobę. Dzieci spędzają tam wiele godzin dziennie na powietrzu, co nie przekłada się na większą ilość zachorowań. W Niemczech tylko choroby zakaźne powodują, że dzieci zostają w domach.
Dzieci które spędzają wiele godzin na powietrzu mają lepsze krążenie, bardziej odporny układ odpornościowy i w rezultacie mniej chorują.
- Katar nie jest powodem, aby dziecko miało za każdym razem zostawać w domu - mówi nam Tamara, matka trzyletniego Kuby. Taka opinia na temat opieki nad dzieckiem należy w Polsce do rzadkości. - Mam w nosie, to co mówią inne matki. Mnie nie przeraża, że inne dzieci w przedszkolu też chorują. Katar bardzo często jest spowodowany alergią, uczuleniem na zwierzęta czy też pyłki - mówi. Tamara nie rozumie podejścia innych matek. Jest zwolenniczką przyzwyczajania dzieci do tego, z czym i tak przyjdzie im się w życiu zmierzyć. Znalazła przedszkole w Otwocku, które oferuje nieco inny program niż zazwyczaj. - Mój Kuba wychodzi na dwór w każdą pogodę. Dzieci wiele godzin spędzają na dworze, czasem nawet podczas deszczu - mówi.
Przedszkole wybrane przez Tamarę jest nieco inne niż pozostałe, lecz daleko mu do standardów brytyjskich. Pracownicy zwracają uwagę, aby dziecko zawsze miało coś ciepłego do ubrania. - Brytyjki mnie nieco przerażają. Dla nich naprawdę nie jest problemem, aby dzieci chodziły z gilami do pasa. To już lekka przesada - komentuje Tamara.
Zwyczaje z przedszkola zabieramy w przyszłości do pracy
Tamara już teraz widzi pozytywne skutki swoich metod wychowawczych. - Moja starsza córka nie szuka usprawiedliwień by nie pójść do szkoły. Gdy jest chora, bierze leki i idzie do szkoły. Zdaje sobie sprawę, że opuszczanie lekcji działa na jej niekorzyść. Leżenie w łóżku powoduje zaległości, które później bardzo trudno nadrobić - mówi Tamara. Zarówno ona jak i jej rodzina zostają w domu jedynie wtedy, gdy choroba realnie nie pozwala na wychodzenie z domu. Wówczas nie ma się nad czym zastanawiać i należy położyć się w łóżku.
Wpis na forum pod artykułem na temat chorych dzieci w przedszkolu
Byc moze takie przyzwolenie jest w niektórych państwowych przedszkolach.My mielismy doczynienia juz z państwowym i prywatnym.I zdecydowanie w tym drugim nie ma przyzwolenia na to zeby nasze dziecko przychodziło chore.Tego Panie naprawde pilnują.
Takie podejście jest jednak w naszym kraju wyjątkiem. Polacy są przyzwyczajeni do tego, że nawet najmniejszy katar czy gorączka jest powodem by nie pójść do szkoły, później do pracy.
- Jak się spojrzy na poziom absencji chorobowej to jesteśmy powyżej średniej europejskiej - mówi Jeremi Mordasewicz ekspert rynku pracy PKPP Lewiatan. Według pracodawcy, część Polaków nadużywa absencji chorobowej. Jest wyraźna różnica między sektorem prywatnym a publicznym. - W sektorze prywatnym ludzie są znacznie bardziej odpowiedzialni i nie nadużywają zwolnień. W sektorze publicznym stosunkowo lekkie choroby powodują zwolnienie z pracy - mówi Mordasewicz.
Pod względem zamożności jesteśmy poniżej średniej w Unii Europejskiej, a częściej niż na zachodzie zasłaniamy się zwolnieniem. - Jeśli chcemy dogonić te kraje, powinniśmy chorować mniej, czyli zachowywać się odwrotnie niż teraz.
Kiedyś "chorowaliśmy" częściej
Jak mówi nam ekspert, sytuacja zwolnień lekarskich przy błahych powodach jest coraz mniej. - Coraz bardziej szanujemy pracę i zwiększa się w nas poczucie odpowiedzialności - mówi szef Lewiatana.
Drugim powodem, który sprawia że coraz rzadziej decydujemy się na zwolnienia jest presja społeczna. Pracownik, który często korzysta ze zwolnienia, otrzymuje cześć wynagrodzenia, a jego pracę muszą wykonać inni.