Japonia znana jest z pomysłowości i zamiłowania do udziwnień. Od jakiegoś czasu da się jednak zauważyć zaskakujące tendencje — młodzi ludzie zafascynowani kulturą afroamerykańską, charakteryzują się na swoich czarnoskórych kolegów.
Jasna karnacja jest w Japonii symbolem piękna, dlatego też kobiety raczej starają się unikać słońca. Ale jak się okazuje, są też takie, które pragną ciemnej skóry. Po co? A żeby wyglądać jak amerykańskie gwiazdy R&B i hip-hopu.
Przeciw standardom
Na Youtube można natknąć się na dokument o B-style — azjatyckiej młodzieży, która robi wszystko, co w ich mocy, aby wyglądać jak Afroamerykanie. W grę wchodzą oczywiście charakterystyczne ubrania, częste wizyty na solarium, używanie ciemnego podkładu i kolorowe soczewki kontaktowe. A wszystko to w hołdzie dla czarnej kultury, ich muzyki, mody i tańca.
—Byłam w Azji wiele razy i wiem, że pragnienie posiadania ciemniejszej skóry jest czymś zupełnie przeciwnym tamtejszym kanonom. Drogerie pełne są produktów do pielęgnacji, które dają wybielający efekt. Kupuje się je prawie tak często, jak dezodoranty. Tym bardziej to, co robią te dzieciaki z filmu, wydało mi się niezwykłe — opowiada Desiré van den Berg, autorka fotoreportażu „Black for life”.
We wrześniu ubiegłego roku fotografka przeniosła się do Hongkongu, aby szkolić swój chiński. Podczas pobytu tam, starała się znaleźć kontakt z przedstawicielami B-style w Tokio. Traf chciał, że udało jej się dotrzeć nawet do dziewczyn z filmu. W ten sposób właśnie bohaterką jej zdjęć została Hina — młoda Japonka, która pracuje w modnym butiku Baby Shoop, którego mottem jest zresztą „Black for life”.
Być jak Ciara i 50 Cent
B-style nie jest jednak wielką subkulturą, a Hina jest jedną z nielicznych przedstawicielek, chociaż jeszcze kilka lat temu było znacznie więcej Japończyków interesujących się w ten sposób kulturą afroamerykańską.
— Gdy robiłam projekt, Hina pokazał mi klip Ciary, piosenkarki, którą podziwia za muzykę i wygląd. Trzeba przyznać, że B-stylers są naprawdę nieźli w kopiowaniu stylu z teledysków — wspomina Desiré.
Ta subkultura wywodzi się z hip-hopu, dlatego też przedstawicieli B-style najłatwiej spotkać właśnie na takich imprezach. Co zaskakujące, jednak ani bohaterka reportażu, ani jej znajomi nie mówią po angielsku — nie licząc pojedynczych zdań z piosenek, przekleństw czy kończenia zdań charakterystycznym zwrotem „man”.
Hina chodzi na solarium raz w tygodniu, a swoją wiedzę na temat kultury afroamerykańskiej wynosi z kolorowych magazynów i teledysków. W japońskiej telewizji można zresztą znaleźć mnóstwo amerykańskich filmów czy reklam. Czy nie prowadzi to jednak do pewnej idealizacji kultury afroamerykańskiej?
—Tokio jest pełne ekstremalnych stylów i myślę, że B-style to tylko kolejny wyjątkowy produkt japońskiej młodzieży — opowiada Desiré — Tutaj ludzie mogą ubierać się jak chcą i wyrażać się w wyglądzie, bez strachu, że zostaną wytknięci na ulicy. Uważam, że to naprawdę piękne. I może to właśnie wyjaśnia, dlaczego coś takiego jak B- style powstało w Japonii, choć jest to sprzeczne z ich kanonami piękna. Może nam uda się tego kiedyś nauczyć.