Projekt „The Culture Icons” marki Bytom stawia na polskość. W alei ikon, tuż obok Zbyszka Cybulskiego, pojawił się Marek Hłasko. Prozaik, poza kobiecym uwielbieniem, fenomenalną spuścizną literacką i owianym legendą życiem, dorobił się własnej kolekcji ubrań.
Postać autora „Ósmego dnia tygodnia” owiana była pewną tajemnicą. Wokół Hłaski krążyły legendy o jego rautach, grach miłosnych i skłonnościach do depresji. Był osobowością niesamowicie charyzmatyczną, krył w sobie wręcz pewien kaprys, niepokój i awanturę.
Klimat twórczości pisarza, tamtych czasów i jego samego postanowiła uchwycić w swojej nowej kolekcji marka Bytom. Projekt „The Culture Icons” ma za zadanie promować wybitne osobowości polskiej kultury. Zamysł rekomendowania własnego podwórka jest jak najbardziej chwalebny, zwłaszcza, że mamy się kim poszczycić. Marek Hłasko jest drugim bohaterem serii, którą jakiś czas temu otworzyły ubrania inspirowane charakterystycznym wyglądem Zbigniewa Cybulskiego.
Styl Hłaski, tak jak jego pisarstwo, budził emocje. Nosił rozpięte nonszalancko koszule i postawione kołnierzyki, lubował się w stylowych swetrach i płaszczach. Jego specyficzny kożuch wspominała po latach, w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, Agnieszka Osiecka:
„W latach pięćdziesiątych, kiedy w naszych sklepach w ogóle nie było rzeczy oryginalnych, to był prawdziwy rarytas. Biały kożuch Hłaski był szczególny, ponieważ Marek nabył go w niecodziennych okolicznościach. Jeśli się nie mylę, od jakiegoś wopisty albo radzieckiego żołnierza. Na pewno nie była to więc rzecz łatwo dostępna. Potem w latach osiemdziesiątych takie kożuchy nosiła polska obstawa, kiedy przyjechał do Warszawy bodajże Richard Nixon. I pamiętam, że tak się one podobały Amerykanom, że osobista ochrona prezydenta bardzo chciała je kupić od naszych ochroniarzy. Te białe kożuchy mają swą legendę. W latach pięćdziesiątych jeden z nielicznych należał właśnie do Hłaski. W tamtym czasie niewiele znaczący przedmiot, jakaś menażka czy ciuch, łatwo urastały do rangi symbolu. Tak było na przykład z okularami Cybulskiego i właśnie kożuchem Marka Hłaski”.
Kożucha w kolekcji Bytomia jednak nie znajdziemy, ale koszule, swetry, marynarki, spodnie i płaszcze podobne do tych, w jakich gustował Hłasko — jak najbardziej. Wśród ubrań pojawiły się również eleganckie poszetki i krawaty oraz białe t-shirty — z archiwalnymi zdjęciami pisarza oraz grafiką z cytatami. Całość utrzymana jest głównie w różnych odcieniach błękitu i szarości. Łącznie powstało ponad dwadzieścia modeli ubrań i dodatków.
O swoim zamiłowaniu do płaszczy wspominał sam pisarz w „Pięknych dwudziestoletnich”:
„Oczywiście szczytem elegancji był amerykański płaszcz wojskowy z podpinką: płaszcz taki kosztował w owych latach na ciuchach trzy i pół tysiąca złotych. Trzeba było zadowolić się amerykańską kurtką wojskową z pagonami: półtora koła. Kupiłem taką; na mojej lewej piersi wydrukowane miałem pięknie nazwisko poprzedniego właściciela: ANDERSON. Farba była tak piekielnie mocna, że nie dało się tego niczym zmyć; w obecności sekretarza partii i kierownika rady zakładowej tarłem ANDERSONA benzyną i denaturatem; nic nie pomogło. W ten sposób stałem się najelegantszym człowiekiem na całą ulicę Sokołowską”.
Miejmy nadzieję, że projekt będzie odświeżany co sezon i wkrótce do alei ikon Bytomia dołączą inne ważne persony. Kto będzie następny? Tyrmand, Stachura, Mrożek, a może ktoś inny?