Poseł PiS Stanisław Pięta zapowiedział, że poprosi polskie placówki dyplomatyczne w Wielkiej Brytanii o „zbadanie położenia” chłopca wychowywanego przez dwie lesbijki. Poseł Solidarnej Polski Arkadiusz Mularczyk chce zainteresować jego losem Rzecznika Praw Dziecka. – Nigdy wcześniej nie słyszałam, by ktoś mówił w podobny sposób. Pogląd tych posłów w opiece społecznej jest martwy – mówi naTemat Lidia Leońska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu. Panowie, zejdźcie na ziemię i zajmujcie się naprawdę potrzebującymi!
Mularczyka i Piętę bardzo poruszyła opisana przez „Newsweek” historia Beaty Lipskiej i Kamili Mańkowskiej, które razem wychowują 6-letniego syna Juliana. Co prawda rok temu wyjechały do Wielkiej Brytanii, ale według parlamentarzystów krzywda chłopca jest tak ewidentna, że nie może pozostać bez reakcji polskich instytucji.
„Nie rozumiem, jak można narażać dziecko na dorastanie w tak zaburzonym środowisku. Gdyby te nieodpowiedzialne osoby nie wyjechały z Polski, to warunkami życia chłopca zainteresowałbym opiekę społeczną i właściwy sąd rodzinny” – powiedział portalowi Fronda.pl Pięta, dodając, że powiadomi polską dyplomację w Wielkiej Brytanii.
Wtórował mu Mularczyk, który napisał na Twitterze, że to sprawa dla Rzecznika Praw Dziecka. W rozmowie z naTemat mówi dziś o „nienaturalnych warunkach rozwoju dziecka” i o możliwych „zaburzeniach rozwoju emocjonalnego i psychicznego”.
– Tylko naturalna rodzina z matką i ojcem może zagwarantować prawidłowy rozwój. W sytuacji, gdy te lesbijki jeszcze się chwalą swoim dzieckiem i się z nim afiszują, uważam, że RPD powinien się ich synem zainteresować i sprawdzić, czy jego warunki są odpowiednie. Ja uważam, że nie - przekonuje.
Dziecko homoseksualistów? I co z tego
Z danych Kampanii Przeciw Homofobii wynika, że w naszym kraju kilkadziesiąt tysięcy dzieci jest wychowywanych w rodzinach gejowskich i lesbijskich. Dziwić może już sam fakt, że posłowie z prawicy dopiero teraz się obudzili i chcą sprawdzać, jak im się żyje. Poseł Pięta powołuje się przy tym na badania profesora socjologii z Teksasu, który rzekomo dowiódł, że dzieci wychowywane w związkach homoseksualnych "narażone są na zaburzenia psychiczne, częściej podejmują próby samobójcze, w większym stopniu dotyka ich bezrobocie i częściej popadają w konflikty z prawem".
Najlepiej jednak sprawdzić, jak wygląda praktyka, a więc czy niepokój parlamentarzystów podzielają pracownicy instytucji, którzy na co dzień pracują z rodzinami. Także takimi, gdzie dziecko wychowywane jest np. przez dwie kobiety. Jak się okazuje, nie dostrzegają oni podobnych zależności, jak socjolog z Teksasu czy dwaj politycy z Polski.
– Homoseksualizm osób, które wychowują dziecko, nie jest żadną przesłanką, która prowadziłaby do wniosku, że w szczególny sposób trzeba zbadać te rodziny. Co więcej, osoby wychowujące się w takich relacjach nie różnią od tych, które mają mamę i tatę" – usłyszeliśmy w śródmiejskim Centrum Pomocy Społecznej w Warszawie.
– 15 lat pracuję w pomocy społecznej i nigdy nie słyszałam, by problem wychowania dziecka przez dwie kobiety był problemem natury światopoglądowej. Nigdy nie zastanawialiśmy się nawet, czy te kobiety to lesbijki, czy na przykład babcia i matka. Nas interesuje, czy w rodzinie jest przemoc, czy dziecko dopełnia obowiązku szkolnego, czy nie ma molestowania seksualnego – podkreśla z kolei Lidia Leońska, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
Próbowaliśmy też dowiedzieć się, czy apelu Arkadiusza Mularczyka wysłucha Rzecznik Praw Dziecka. Do tej pory nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
Nie uszczęśliwiać na siłę
Sam Mularczyk, któremu przytoczyłem opinie pracowników pomocy społecznej, nie daje za wygraną. Nikt go nie przekona, że wychowanie przez homoseksualistów nie prowadzi do "zaburzeń rozwoju". – To się okaże, jak dziecko dorośnie. Jakie będzie miało cechy charakteru, jak będzie się zachowywało, jaki będzie poziom jego inteligencji emocjonalnej. Ja takich badań nie prowadziłem, ale chciałbym, by państwo wzięło odpowiedzialność za los tych dzieci, bo one przecież nie mają szans zdecydować, czy będą się wychowywać w normalnej rodzinie – ripostuje.
Doświadczenie ma za to Lidia Leońska. – Miałam np. sytuację, że pani przygarnęła szkolną koleżankę z dwójką dzieci. Mieszkają w zgodzie ponad 20 lat i nikogo to nie interesuje, czy są lesbijkami czy nie. Dzieci rozwijają się prawidłowo i nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by robić im problemy. Instytucje nie mają nic do orientacji seksualnej rodziców – ucina.
I to wniosek pocieszający, bo oznacza, że nagłe zainteresowanie posłów sytuacją dziecka lesbijek, które wystąpiły na okładce "Newsweeka", nie sprowadzi na nie kłopotów. Mogą się tylko cieszyć, że wraz z synem uciekły poza obszar "troski" sejmowych specjalistów od wychowania, którzy mają ochotę uszczęśliwiać dzieci na siłę.
Rzeczpospolita Polska nie powinna tolerować sytuacji, w której dziecko może być narażone na krzywdę pod opieką osobników nie wykazujących dostatecznej troski o prawidłowy rozwój i wychowanie dziecka. CZYTAJ WIĘCEJ