„Narzekacie, a sami śrubujecie normy i przystajecie na warunki”, „Mobbing? Nikt tak nie gnoi Polaka, jak drugi Polak” – z takimi komentarzami spotkał się wywiad z byłą pracownicą brytyjskiej firmy Sports Direct, która opowiedziała o fatalnych warunkach pracy w jednym z magazynów. Sporo w nich racji, ale to nie znaczy, że często zdesperowani i nieuświadomieni emigranci ponoszą winę za to, że padają ofiarami mobbingu. – Imigranci z byłych kolonii brytyjskich potrafią się zorganizować i obronić. Musimy sprawić, by Polacy też mogli – mówi naTemat demograf prof. Krystyna Iglicka-Okólska.
Kobiety w ciąży pracujące do ostatnich dni przed porodem (zdarzył się poród w trakcie zmiany), niemożliwa do wyrobienia norma, codziennie kontrole i przeszukania (do majtek), kary za zbyt częste wychodzenie do toalety, pomiatający pracownikami „superwajzerzy”. Taki obraz pracy w magazynie Sports Direct w Shirebrook przedstawiła w wywiadzie dla naTemat Polka, która spędziła tam ponad rok.
Pewnie w wielu brytyjskich firmach polscy pracownicy, szczególnie ci niewykwalifikowani i bez znajomości języka, spotykają się z podobną rzeczywistością. Komentatorzy zareagowali jednak niemal jednomyślnie. Pod tekstem można przeczytać, że jeśli się polskim emigrantom na Wyspach nie podoba, zawsze mogą wrócić; że sami się nadstawiają, bo pracują ponad siły i idą tam, gdzie Brytyjczycy i inni nie pójdą; że siedzą cicho, czyli godzą się na upokorzenia.
Zapytałem kilku emigrantów, ile w tym prawdy. Ich zdaniem trudno obwiniać polskich pracowników o to, że ciężko pracują i chwytają się każdej okazji, by zarobić. Jeśli szukać „winy”, to w tym, że nie znają swoich praw, nie potrafią się zorganizować i na emigracji zawsze przyjmują pokorną postawę.
Niewiedza i nóż na gardle
– Bardzo dużym problemem jest to, że ludzie są nieuświadomieni. Nie mają pojęcia, co mogą zrobić, jeśli są wykorzystywani. A przecież najprostszy sposób to po prostu pójść na policję – mówi Kuba Górski, który w Wielkiej Brytanii mieszka od 2005 roku.
Jak podkreśla, skuteczność dochodzenia swoich praw w przypadku niewłaściwego zachowania pracodawcy jest dużo większa niż w Polsce. – Sam znam osoby, które wygrały takie spory. Prawo jest bardzo często po stronie pracownika. Ludzie tkwią jednak w niewiedzy i są zdesperowani, dlatego często padają ofiarami wykorzystywania. Zginają kark i milczą. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by głośno powiedzieć, że coś jest nie tak - dodaje.
Łatwo powiedzieć „znajdź inną pracę”, ale gdy ktoś przyjeżdża do Anglii z nożem na karku, w dodatku bez języka i kompetencji społecznych, które pozwoliłyby się w nowym otoczeniu odnaleźć, to nie do wykonania. – Ktoś leci, ma pieniądze na podróż i pierwsze dni, nie ma znajomości. szuka możliwości zaczepienia się. Powiedzmy sobie szczerze: nie znajdzie pracy bezpośrednio w firmie, tylko zawsze jest kierowany przez agencję do jakiegoś dużego zakładu. Im cięższa praca, tym łatwiej się dostać. Polacy, tak jak np. Litwini czy Łotysze, mają opinie tych, którzy są w stanie dużo wytrzymać – przekonuje Maciej, 24-latek z Southampton.
Według Kuby Górskiego, to polskie placówki dyplomatyczne powinny wziąć odpowiedzialność za to, by emigranci z Polski wiedzieli, jakie kroki podjąć, kiedy ciężka praca zamienia się w mobbing i bezprawne wykorzystywanie. – Zamiast namawiać do powrotu do Polski trzeba by np. wydać broszurę, która uświadamiałaby Polakom, co ich tutaj czeka, co mogą zrobić w przypadku problemów w pracy, gdzie się udać. Z tego, co pamiętam, był kiedyś taki poradnik na stronie ambasady, ale nie wszyscy korzystają z internetu, a tutaj jest bardzo dużo starszych osób – zaznacza.
Z rodakiem jak z wrogiem
Niestety, bywa, że problem nie tkwi nawet w brytyjskim pracodawcy, ale w polskich kolegach i przełożonych. Dobrze oddaje to komentarz jednego z internautów na naszym profilu facebookowym: „Wychodzi na to, że Polak Polakowi Polakiem, nawet za granicą”.
– Z Polakami pracuje się gorzej niż z innymi. Kablują jeden na drugiego, są dla siebie nieprzyjemni, rywalizują po trupach. Najgorsze są polskie „superwajzerki”. Jedna, Kinga, chodziła po dziale wysyłkowym i krzyczała „nie wyrabiasz się, dawaj, dawaj!”. Śmialiśmy się, że tylko bata jej brakuje i mogłaby w cyrku lwy trenować. Tylko żeby upodlić, zmieszać pracownika z błotem – mówiła mi była pracownica Sports Direct.
Zdaniem demograf prof. Krystyny Iglickiej-Okólskiej, nierzadko wynika to z tego, że osoby, które w Polsce nie cieszą się wysokim statusem, za granicą odreagowują. – Ktoś wyjeżdża z biednej miejscowości, zarabia pieniądze i czuje się panem. A że Brytyjczykiem czy reprezentantem innej narodowości raczej nie może dyrygować, to robi to z Polakiem. Taka opinia o Polakach jest za granicą powszechna – mówi ekspertka w rozmowie z naTemat.
"Afgańczycy już by byli na ulicach. Polacy? W domu"
Prof. Iglicka-Okólska protestuje jednak przeciwko stanowisku: "tak jest, tego nie da się zmienić". Rozwiązaniem zarówno wielu kłopotów z warunkami pracy, jak i polsko-polskiej wojenki na emigracyjnym froncie, może być organizacja. – Inne grupy etniczne mają dłuższą historię emigracji i są opierzone na Zachodzie. Jednak sobie poradziły, są silne. Proszę zauważyć, że brytyjskich imigrantów z byłych kolonii nie wolno źle traktować. Potrafią się bronić. My dopiero musimy się nauczyć to robić" - ocenia.
Jeden z moich rozmówców z Wielkiej Brytanii wskazuje na podobną prawidłowość. Jak stwierdza, "gdyby np. Afgańczyków prześladowano w pracy, zaraz wyszliby na ulice i byłoby głośno". – Polacy? Trudno, by wytrzymali ze sobą w jednym zakładzie, a co dopiero mówić o solidarności – kwituje Maciej z Southampton.
Nasza polska kochana natura. Pokażę Angolom, jak się zapier*** i wykręcają 3x normę, bo trzeba się pokazać. Później, jak liderzy widzą, że się da ostro podkręcić, to podkręcają i wymagają. Jak przystajesz na takie warunki za granicą, to albo jesteś głupi albo po prostu to nie jest miejsce dla Ciebie,
Mariusz
Cała ta opowieść jest wyolbrzymiona! Nie pasuje ci praca, idziesz do innej. To my Polacy przez swoją głupotę pokazaliśmy i nauczyliśmy, że można pracować 10 razy lepiej i szybciej od nich! To wszystko przez to, że Polak Polaka zgnoi za parę groszy. Cała Europa zna naszą chorą mentalność i dlatego to wykorzystują bez skrupułów.
Krzysztof
Fabryki, gdzie większość to Polacy, są najgorszymi miejscami pracy. Kto miał okazję pracować, ten wie. Wieczne zazdroszczenie, interesowanie się tym, co kto robi i dlaczego, zamiast skupić się na swojej robocie.