
W niedzielę rozpoczęło się głosowanie w referendum za odłączeniem okręgu donieckiego i ługańskiego od reszty Ukrainy. Pomimo sugestii prezydenta Rosji o zmianie jego terminu prorosyjskie bojówki, kontrolujące te regiony, nie zrezygnowały z przeprowadzenia głosowania. Ze względu na brak odpowiedniego zabezpieczenia kart do głosowania, istnieje ryzyko, że wyniki zostaną sfałszowane.
REKLAMA
Przeprowadzenie referendum w pierwotnym terminie związane jest z wyborami prezydenckimi na Ukrainie, które zaplanowano na 25 maja. Separatyści z republik ludowych na wschodzie kraju zapowiedzieli, że nie dopuszczą do ich przeprowadzenia na terenach przez nich kontrolowanych.
Dziennik "Ukraińska Prawda" poinformował w sobotę, że ukraińska milicja zatrzymała grupę mężczyzn, którzy przewozili około 100 tys. kart do głosowania, które miały być użyte w niedzielnym referendum. Wszystkie karty były już wypełnione z głosem na "tak". Gazeta podaje, że zatrzymani mieli również przy sobie broń oraz wstęgi św. Jerzego - dawniej symbol zwycięstwa Rosji na faszyzmem, a obecnie znak rozpoznawczy prorosyjskich separatystów.
Szacuje się, że w niedzielnym głosowaniu może wziąć udział nawet 3 miliony mieszkańców wschodniej Ukrainy w 1,5 tys. lokalach wyborczych. Referendum potrwa do godziny 21.00 czasu polskiego.
Ze względu na pośpiech w organizacji referendum, niezabezpieczenie kart do głosowania przed fałszerzami oraz nieobecność niezależnych obserwatorów, istnieje sporo ryzyko, że jego wynik zostanie wypaczony, tak jak w marcowym głosowaniu na Krymie.
Źródło: tvn24.pl
