Tomasz Terlikowski chce, by bezdzietni płacili podatki. – To durny pomysł, który pojawia się już po raz kolejny – mówi w "Bez autoryzacji" Joanna Senyszyn z SLD. Przekonuje też, że wcale nie trzeba, aby rodziło się więcej Polaków, bo świat jest przeludniony. Poza tym część obowiązków niedługo mogą przejąć od nas roboty.
To durny pomysł, który pojawia się już po raz kolejny. Już kilka miesięcy temu prawica wystartowała z podobnym projektem, nie pamiętam kto, bo nie zaprzątam sobie głowy takimi absurdami. W każdym razie wtedy chciano, by płacili wszyscy, także ci, którzy nie mogą mieć dzieci. Wtedy jako pierwsza to skrytykowałam, mówiąc, że niepłodność jest chorobą, że skoro chcą obciążać takie pary podatkiem, to wkrótce zaczną to robić wobec chorych na raka, na gruźlicę i na grypę.
Widocznie pod wpływem moich cennych uwag, które jak wiem prawica pilnie śledzi, Terlikowski zmienił zdanie. Teraz chce nałożyć podatki tylko na tych, którzy nie chcą mieć dzieci. Jestem bardzo ciekawa jak państwo miałoby przeprowadzać selekcję kto może mieć dzieci, a kto nie chce. Koszty tego rodzaju badań byłyby wyższe niż wpływy z tego podatku.
Poza tym nie przypuszczałam, że Terlikowski jest takim miłośnikiem PRL-u. Wtedy był podatek, nazywał się „bykowe”, płacili go po przekroczeniu pewnego wieku kawalerowie. Wtedy państwo wspierało zakładanie rodzin. Widzę bliskość poglądów redaktora Terlikowskiego i władz PRL.
Księża i zakonnice powinni być także objęci tym podatkiem?
Chyba celowo Terlikowski tak sformułował swój projekt, że to tylko pary mają płacić podatek, bo w przeciwnym razie największą grupą zawodową, którą on by obciążył, byliby duchowni. Widać, że Terlikowski nie chce podpaść biskupom.
Taki zapis doprowadzi chyba do spadku liczby małżeństw, bo jeśli nie wezmą ślubu mogą uniknąć podatku. No chyba, że będą kontrole w domach.
Przede wszystkim pamiętajmy, że taki absurd nie wejdzie w życie. Ale gdyby taki projekt był uchwalony, ludzie nie zawieraliby związków małżeńskich. Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt.
Terlikowski uważa, że obciążeniem dla społeczeństwa są tylko starsi, a nie dzieci. A przecież dzieci pozostają dłużej nieproduktywne, więc na garnuszku rodziców i społeczeństwa, niż osoby w wieku poprodukcyjnym, które na siebie pracowały przez kilkadziesiąt lat. Pomysł jest absurdalny i nie wiem dlaczego Terlikowski do niego wraca, bo ten pomysł upadł już kilka miesięcy temu po zrodzeniu się w czyjejś chorej głowie.
Z punktu widzenia budżetu, ekonomii, logiczne jest, że ktoś na emerytury musi pracować, że społeczeństwo trzeba zachęcić do posiadania dzieci.
Mamy system emerytalny ze zdefiniowaną składką i każdy sam pracuje na swoją emeryturę, każdy dostaje tyle, ile sobie sam zgromadził.
Ale emerytury wypłaca się z pieniędzy, które na bieżąco trafiają do systemu.
To ma znacznie drugorzędne. Dzieci są utrzymywane ze środków społecznych, które nigdy nie zostały przez te dzieci spłacone, a emeryci ze środków, które sami zgromadzili.
Powinniśmy zachęcać do posiadania dzieci?
Problem jest trochę wydumany, bo zakłada się, że społeczeństwo musi być coraz liczniejsze. Pamiętam czasy, kiedy Polska stawiała na liczebność. A teraz stawia się na jakość życia, ale i społeczeństwa. Kiedyś to było uzasadnione, bo były ciągłe wojny i liczba ludzi była istotna, bo nawet kiedy ginęli, społeczeństwo trwało.
Teraz można się zastanawiać, czy rzeczywiście musimy mieć 38 mln ludzi. Przecież badania mówią, że świat się przeludnia, więc wiele państw – zwłaszcza biedniejszych – propaguje ograniczenie liczby dzieci.
Rozumiem, że pani nie zgadza się z alarmistycznym tonem, że niedługo będzie nas 36 mln, a za kilkadziesiąt lat 32 mln.
Z punktu widzenia społeczeństwa to nie jest problem, bo zmieni się sposób myślenia, technika, ludzie będą mogli mniej pracować, wzrośnie udział robotów i może one przejmą część prac, a my będziemy prowadzić lżejsze i przyjemniejsze życie. Nie widzę zagrożenia w tym, że będzie na świecie mniej ludzi. Myślę, że może to być korzystne, bo grozi nam przeludnienie. Są badania w UE, w których wynika, że do 2020 roku rynek pracy będzie można zrównoważyć dzięki większej aktywizacji kobiet i osób starszych. Problemy mogą wystąpić po 2020 roku.
Naturalnie rodziny wielodzietne wymagają wsparcia. Karta rodzin wielodzietnych nie rozwiązuje problemu. Ale wsparcie powinno przede wszystkim pomagać łączyć kobiecie pracę z wychowaniem dzieci. Więcej żłobków, przedszkoli, mniejsze klasy. Dzisiaj państwo nie radzi sobie nawet z tym małym przyrostem. Wyższa dzietność mogłaby się okazać nie do udźwignięcia dla państwa.
Przygotuje pani piosenkę wyborczą? To nowy trend w tej kampanii.
Jak w wielu innych sprawach, także i tutaj jestem prekursorką. Dwa lata temu Koło Gospodyń Wiejskich z Ignacówki nagrało dla mnie piosenkę. Piosenka jest bardzo ładna, na nutę ludową, nie na zamówienie, tylko z potrzeby serca. Jedna ze zwrotek brzmi tak: „Nasza europoseł Senyszyn się zowie, na każde pytanie chętnie wam odpowie, z każdym się przywita, Senyszyn Joanna to fajna kobita”.