Mogłoby się wydawać, że wszystkie stereotypowe dowcipy na temat polskich złodziei w Niemczech powoli odchodzą do lamusa. Podobnie myśleli redaktorzy magazynu motoryzacyjnego "Auto Bild", ale spróbowali zweryfikować tę opinię. Na pograniczu niemiecko-polskim zostawili więc 8-letniego dostawczaka... Kilka dni później sygnał jego alarmu pochodził z kilku różnych miast Polski.
Poświęcenie 8-letniego VW Caddy pozwoliło niemieckim dziennikarzom motoryzacyjnym nie tylko potwierdzić, że większości skradzionych w Niemczech aut trzeba szukać gdzieś w Polsce, ale także zdemaskować system w jakim kradną Polacy. Samochód wystawiony w charakterze przynęty w Görlitz wyposażono bowiem w zaawansowany technologicznie alarm. Specjalne nadajniki umieszczono w różnych częściach pojazdu - w kokpicie, fotelu pasażera, tylnym siedzeniu, oraz drzwiach kierowcy.
"Kraść jak Polak" wciąż aktualne
Dziesięć dni po tym, gdy zaparkowane na granicy Görlitz i Zgorzelca auto wreszcie zniknęło, Niemcy postanowili uruchomić system namierzania i sprawdzić, gdzie też się ono podziewa. Było oczywiście w Polsce. I co ciekawe, sygnał napływał już z dwóch różnych miast. Oznaczało to, że po dostawczaku zostały jedynie części.
Dalsze ustalenia magazynu "Auto Bild" potwierdzają bowiem, że polscy złodzieje samochodów dawno przestali kraść głównie luksusowe auta na zamówienie nadwiślańskich gangsterów, czy auta miejskie, by opchnąć je na polskich giełdach. W Niemczech Polacy kradną auta z tego samego powodu, co w ojczyźnie. Chcą w ten sposób zdobyć cenne części zamienne. Z tą różnicą, że z zadbanych auta za Odrą można wymontować "prawie nówki".
Niemiec powinien uważać na polskiego sąsiada
Niemieccy dziennikarze motoryzacyjni twierdzą, że zastawiona przez nich w Görlitz pułapka potwierdza też, że polscy złodzieje działają nowocześnie i wręcz z niemiecką precyzją. Częściej od łomu wykorzystują programy do łamania zabezpieczeń lub systemy zakłócające działanie pilota do zamka. Kto inny włamuje się, kto inny kieruje skradzionym pojazdem w drodze do Polski.
Podobny podział zadań panuje także w nadwiślańskich garażach, gdzie jedni złodzieje rozbierają auta na części, a zupełnie inne osoby zajmują się handlem nimi. Niemcy radzą też zwracać uwagę na polskich sąsiadów, bo często złodzieje mieszkają w sąsiedztwie swoich ofiar.
Polaku, nie ufaj warsztatom...
Tymczasem po kilkunastu dniach od kradzieży w Niemczech, nowe części są już zamontowane w aucie nieświadomego kradzieży klienta polskiego warsztatu. Dzięki zaawansowanemu alarmowi z możliwością namierzania położenia poszczególnych części "Auto Bild" dotarł do zaskoczonego mieszkańca Lublina, który zdążył naprawić swojego volkswagena częściami z Caddy należącego do niemieckiego magazynu. Pismo skontaktowało się także z polską policją, której przekazano wszystkie ustalenia, dzięki którym możliwe było wszczęcie śledztwa w sprawie złodziei niemieckich samochodów.