Premier Donald Tusk twierdzi, że pojechał do Watykanu na audiencję u papieża Franciszka, bo "związki Polski z Kościołem są oczywiste". Naprawdę oczywiste jest jednak to, że do spotkania z Ojcem Świętym by nie doszło, gdyby nie wybory do Parlamentu Europejskiego. Nie od dziś Tusk w kwestiach wiary i religii działa tak, jak wieją polityczne wiatry. Kampania mijała, mówił o duchownych jako o "świętych krowach" i zapewniał, że nie będzie przed nimi klęczał. Zbliżały się wybory, godził się nawet wziąć ślub kościelny. Taki to z premiera katolik pod publiczkę.
Wersja oficjalna jest taka, że spotkanie z papieżem to część tradycji, której Tusk przy okazji wizyty we Włoszech nie może nie wypełnić. Nieoficjalna, co w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznał jeden ze sztabowców PO, że audiencja w Watykanie ma na celu zdobycie poparcia wyborców w grupie 55+. Na starszych, bardziej konserwatywnych i religijnych Polaków, mogą zadziałać obrazki z polskim premierem i sympatycznym, lubianym przez wszystkich Franciszkiem.
O tym, jak celny to pomysł na finisz kampanii przed eurowyborami, świadczy chociażby reakcja Jarosława Kaczyńskiego. W wywiadzie dla tygodnika "wSieci" prezes PiS przypomniał, że z papieżami spotykali się już przecież "źli ludzie", jak Wojciech Jaruzelski czy Fidel Castro. "Nie mam wątpliwości, że Donald Tusk jest jednoznacznie po złej stronie. Jest wrogiem chrześcijaństwa" – stwierdził.
Może nie wrogiem, ale na pewno politykiem cynicznie grającym swoją wiarą i przynależnością do Kościoła. W zależności od tego, czego w danym momencie oczekiwała publika, był albo bogobojnym katolikiem, albo łagodnym antyklerykałem. I choć wizerunek się zmieniał, zostały cytaty, które dobrze obrazują jego polityczno-religijne manewry.
Na prawicowych portalach często przypomina się ten fragment tekstu premiera - po to, by pokazać, jak Tusk zmienił się na przestrzeni ledwie kilku lat. Portal braci Karnowskich pisze, że od 1990 do 1993 roku młody polityk był wicenaczelnym związanej ze środowiskiem Kongresu Liberalno-Demokratycznego "Gazety Gdańskiej", gdzie panował "dość antyklerykalny klimat", z pewnością nie przystający do hasła "Bóg, honor, ojczyzna".
"Wpisywały się w to pierwsze reklamy prezerwatyw, zrozumienie dla istnienia domów publicznych, awangardowe spostrzeżenia na temat homoseksualizmu, orędowanie za referendum w sprawie aborcji połączone z krytyką rzekomej zachłanności politycznej i materialnej ludzi Kościoła, opowieściami o politykach ZChN oglądających filmy erotyczne i groźbie państwa wyznaniowego, a także przystające bardziej do formuły tabloidu niż opiniotwórczego dziennika epatowanie zdjęciami roznegliżowanych kobiet" – czytamy.
Poza tym, Tusk powtarzał postulat kategorycznego rozdziału Kościoła od państwa i występował w obronie neutralności światopoglądowej instytucji publicznych. Jednocześnie przekonywał, że boi się polityków, którzy słuchają swoich proboszczów. To się zmieniło, gdy powstała Platforma Obywatelska i na horyzoncie pojawiła się możliwość dojścia do władzy.
W kampanii prezydenckiej z 2005 roku Tusk zagrał dokładnie według takiego samego wzoru, jaki obserwujemy teraz przy wizycie w Watykanie. Nagle, po 27 latach związku ze swoją żoną, zdecydował, że wezmą ślub kościelny. Potem był wywiad w "Gościu Niedzielnym", gdzie szef PO opowiadał, że wrócił na łono Kościoła dzięki papieżowi Janowi Pawłowi II. Inną wersję wydarzeń przedstawił w swojej książce Janusz Palikot. "Sztab wyborczy doszedł do wniosku, że musi być ślub" – napisał. Według niego Tusk co prawda wierzy w Boga, ale o księżach nie mówi inaczej, jak "ci czarni".
W kolejnych latach Tusk nie wychodził z roli Polaka-katolika. W wywiadach podkreślał, że większość społeczeństwa deklaruje przywiązanie do Kościoła i tradycji. A więc taki wizerunek uznał za klucz do wygrania wyborów. I słusznie, co potwierdził wynik PO z 2007 roku. Jednak potem, kiedy kalendarz polityczny nie był już tak napięty, wykonał zwrot w kierunku antyklerykałów i zwolenników rozdziału Kościoła od państwa.
Ta zmiana stała się szczególnie wyraźna po drugich wygranych wyborach. Likwidacja Funduszu Kościelnego, liberalny projekt ws. in vitro, związki partnerskie – w tych kwestiach premier pokazywał, że nie zależy mu już tak mocno na grzaniu się w cieple Kościoła. Z drugiej strony, zawsze stawał się być po środku i unikać etykiety antyklerykała. Pasowało do niego stwierdzenie Tomasza Terlikowskiego – nie antyklerykał, ale ideologiczny "ciamciaramcia".
Teraz znów mamy wybory, a "jak trwoga, do to Boga". W kilku ostatnich wystąpieniach, m.in. przy okazji kanonizacji Jana Pawła II, Tusk podkreślał zasługi papieża Polaka. Teraz pokazał się w Watykanie. Jednego można być pewnym – po wyborczej niedzieli także ta twarz premiera stanie się nieaktualna.
Więc staje się niemoralny, wypełniony do granic polskością. I tam, gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak, gdzie inni mówią kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę Bóg, Honor i Ojczyzna.
manifest Tuska "Polak rozłamany"
Tusk z 1993 roku
Liczymy, że poprą nas ci, którzy są sceptyczni wobec wszechobecności Kościoła.
Tusk z 2005 roku
Wróciłem do Kościoła, bo choć byłem ochrzczony, to z praktykowaniem było gorzej. W Polsce miliony ludzi praktykują, a nie wierzą, lub nie praktykują, a wierzą. Ale jestem zadowolony, że mam te sprawy uporządkowane.
Tusk z 2007 roku
Nie byłem żarliwym katolikiem, jednak doświadczenie z Janem Pawłem II, osobiste spotkania, ale przede wszystkim jego śmierć, to było coś, co mnie przywróciło do Kościoła. A skoro mnie, to również innych. To nie są żarty.
Tusk z 2010 i 2011 roku
Chcę wprowadzić nowy świecki obyczaj, że politycy odpowiadają przed ludźmi, a nie przed hierarchią kościelną.
Nasz rząd nie będzie się kłaniał bankierom, ani związkowcom, nie będzie klękał przed księdzem.
Tusk z 2014 roku
Czy jest się wierzącym, niewierzącym, świeckim czy duchownym, to nie może być wątpliwości co do cudu, jaki nam się zdarzył dzięki Janowi Pawłowi II.
Jest rzeczą zupełnie naturalną, że premier polskiego rządu w czasie wizyty w Rzymie także stara się o spotkanie z papieżem, nie tylko jako głową Państwa Watykańskiego, ale z oczywistych względów. Związki Polski z Kościołem powszechnym są tak oczywiste, że jest rzeczą nienaturalną, gdybyśmy tej części tradycji polskiej wizyty w Rzymie nie wypełnili.