
Co łączy Tyrę Banks, Kristen Stewart, królową Elżbietę i Simona Cowella ze mną? A to, że wszyscy mamy tak zwany bitch face. Oznacza to, że nasze twarze nie są zbyt przyjazne, chociaż w rzeczywistości możemy czuć się jak stokrotka muskana pierwszymi promieniami słońca.
REKLAMA
Imprezowe kity
Byłam ostatnio na imprezie, na którą przyszło mnóstwo nieznanych mi osób. Uwielbiam rozmawiać, więc pełna pozytywnego nastawienia i chęci poznania nowych ludzi, wtopiłam się w tłum, aby trochę się rozerwać towarzysko. Przy uroczych dźwiękach nowego singla Pharrella Williamsa wybrałam sobie te najmilej wyglądające typy i, jak to się mówi, podbiłam. Fajną rzeczą na domówkach jest to, że możesz niezobowiązująco zagadać do zupełnie obcych osób i po prostu napić się z nimi wódki. Nie musicie zostawać potem najlepszymi przyjaciółmi, ale parę godzin spędzonych w miłym, nowym towarzystwie jest przecież ekstra. Stylowa parka studentów anglistyki, którą wybrałam sobie za cel, wyglądała dość sympatycznie. Podeszłam, zagadałam o buty — piękne Reeboki Classiki, jednak po paru zdaniach moi rozmówcy wymigali się od rozmowy pod pretekstem wyjścia na papierosa. „Trudno”, pomyślałam i skierowałam się dalej.
Byłam ostatnio na imprezie, na którą przyszło mnóstwo nieznanych mi osób. Uwielbiam rozmawiać, więc pełna pozytywnego nastawienia i chęci poznania nowych ludzi, wtopiłam się w tłum, aby trochę się rozerwać towarzysko. Przy uroczych dźwiękach nowego singla Pharrella Williamsa wybrałam sobie te najmilej wyglądające typy i, jak to się mówi, podbiłam. Fajną rzeczą na domówkach jest to, że możesz niezobowiązująco zagadać do zupełnie obcych osób i po prostu napić się z nimi wódki. Nie musicie zostawać potem najlepszymi przyjaciółmi, ale parę godzin spędzonych w miłym, nowym towarzystwie jest przecież ekstra. Stylowa parka studentów anglistyki, którą wybrałam sobie za cel, wyglądała dość sympatycznie. Podeszłam, zagadałam o buty — piękne Reeboki Classiki, jednak po paru zdaniach moi rozmówcy wymigali się od rozmowy pod pretekstem wyjścia na papierosa. „Trudno”, pomyślałam i skierowałam się dalej.
Przy stole z przekąskami stały siostry gospodarza imprezy i pałaszowały bruschettę. Jako że trochę zgłodniałam i znałam je z widzenia, skierowałam się w tamtą stronę.
—Wow, dobre są te grzanki z pomidorami — pochwaliłam przekąski, żeby jakoś zagadać. Swoją drogą, naprawdę były dobre.
—Jak ci nie smakują, to ich nie jedz —dostałam w odpowiedzi od wyższej ode mnie o głowę brunetki.
—Wow, dobre są te grzanki z pomidorami — pochwaliłam przekąski, żeby jakoś zagadać. Swoją drogą, naprawdę były dobre.
—Jak ci nie smakują, to ich nie jedz —dostałam w odpowiedzi od wyższej ode mnie o głowę brunetki.
No cóż, stres, może gorszy dzień, rozumiem. Westchnęłam i poszłam zrobić sobie drinka. Kiedy mocowałam się z butelką Pepsi i sprawdzałam z nudów Instagrama, usłyszałam za swoimi plecami rozmowę moich niedoszłych imprezowych znajomych.
—Widziałeś tę blondynę? Matko, za kogo ona się w ogóle ma. Podchodzi do obcych ludzi, minę ma jakby jej było niedobrze.
—Mnie na dzień dobry ścięła wzrokiem i wyśmiała Reeboczki.
—Taa, na wszystkich tak się gapi. Dziwna typiara.
—Ja tam się jej trochę boję. Wkurzona całą imprezę, nie wiadomo czego chce.
—Mnie na dzień dobry ścięła wzrokiem i wyśmiała Reeboczki.
—Taa, na wszystkich tak się gapi. Dziwna typiara.
—Ja tam się jej trochę boję. Wkurzona całą imprezę, nie wiadomo czego chce.
Nie żeby w tym momencie skończyła się dla mnie zabawa, ale uświadomiłam sobie o co im wszystkim chodzi. O moją twarz.
Face to problem
Chcąc nie chcąc — jestem ofiarą tak zwanego bitch face’a. To nie jest tak, że mottem każdego mego dnia jest „jesteś idiotą i nie chcę z tobą rozmawiać”. Po prostu mam taki wyraz twarzy, kiedy się nie uśmiecham. I, przysięgam, tego nie da się kontrolować. Niestety, nie wszyscy to rozumieją. I jest to problematyczne, bo chociaż starasz się być miły, ludzie odbierają to jako złe intencje.
Chcąc nie chcąc — jestem ofiarą tak zwanego bitch face’a. To nie jest tak, że mottem każdego mego dnia jest „jesteś idiotą i nie chcę z tobą rozmawiać”. Po prostu mam taki wyraz twarzy, kiedy się nie uśmiecham. I, przysięgam, tego nie da się kontrolować. Niestety, nie wszyscy to rozumieją. I jest to problematyczne, bo chociaż starasz się być miły, ludzie odbierają to jako złe intencje.
I też dość denerwujące, kiedy ktoś podchodzi do ciebie i mówi: „hej, może byś się tak uśmiechnęła?” albo ”w porządku? masz taką minę, jakby coś się stało”. Otóż — wszystko jest OK, dopóki nie zadasz tego pytania.
Najlepsze jest w tym to, że bitch face łapie cię totalnie wtedy, kiedy się tego zupełnie nie spodziewasz. Na przykład podczas płacenia w spożywczaku za zakupy na obiad, porannych podróży metrem albo randki. Towarzyszy mu oczywiście ciągłe wyjaśnianie ludziom „nie, nie jestem na ciebie zła” czy „tak, bardzo smakuje mi ciasto” oraz "ale ja cię przecież słucham uważnie i obchodzi mnie to, co do mnie mówisz", które zatroskani i tak odbierają jako szyderstwo i ironię.
No ale kiedy w końcu uda ci się przebić do ludzi i w jakiś sposób się z nimi zakumplować, nastaje ten niezręczny moment szczerości: „Wiesz, bo właściwie, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem, myślałem, że jesteś totalną zołzą. I nie sądziłem, że masz poczucie humoru!”, a tuż po nim pulsujące w głowie pytania: „O Boże, to znaczy, że wszyscy tak myślą?”.
Twarz konkret
"Tak, wszyscy tak myślą", utwierdzają mnie przyjaciele. Więc za każdym razem obiecuję sobie, że na następne spotkanie z ludźmi nakleję sobie na czole żółtą kartkę samoprzylepną z napisem: „Halo, rozmawiajcie ze mną. Nie jestem niedostępna i niemiła, naprawdę chcę was poznać”.
"Tak, wszyscy tak myślą", utwierdzają mnie przyjaciele. Więc za każdym razem obiecuję sobie, że na następne spotkanie z ludźmi nakleję sobie na czole żółtą kartkę samoprzylepną z napisem: „Halo, rozmawiajcie ze mną. Nie jestem niedostępna i niemiła, naprawdę chcę was poznać”.
Oczywiście, w gruncie rzeczy bitch face nie jest taki zły. Ludzie robią ci przejście w tłumie na koncercie albo nikt nie wciska ci wkładek do butów na ulicy.
I jest jedna sytuacja, w której niekontrolowany wyraz twarzy zołzy szczególnie się przydaje. Jazda pociągami. Kiedy wracam na święta do domu, obładowana torbami, które ledwo udaje mi się upchnąć gdzieś pod siedzeniem, mam wreszcie pożytek z niemiłego wyrazu twarzy. A to wszystko dlatego, że zwyczajnie nikt nie chce się do mnie dosiąść. Nie żebym jakoś specjalnie potęgowała swój bitch face, ale ludzie wolą stać w korytarzu i siedzieć na walizce, niż nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, nawet w formie pytania „przepraszam, czy to miejsce jest wolne?”. W rezultacie czego pięć godzin w pociągu na drugi koniec Polski mogę spędzić niezgnieciona.
