Partie Janusza Korwin-Mikkego nigdy nie były w stanie zgromadzić większych środków na działalność.
Partie Janusza Korwin-Mikkego nigdy nie były w stanie zgromadzić większych środków na działalność. Fot. Aleksander Prugar / AG
Reklama.
Jeśli Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego uda się przekroczyć próg w wyborczy, dostanie pieniądze, jakich nigdy wcześniej nie widział. Jego partie utrzymywały się za symboliczne – jak na polskie warunki – pieniądze. Między Unią Polityki Realnej czy Kongresem Nowej Prawicy a takimi krezusami jak PO czy PiS zieje przepaść.
Na zdominowaną przez Aleksandra Kwaśniewskiego kampanię prezydencką w 2000 roku Korwin-Mikke wydał ponad 75 tys. zł. To jeszcze czasy, kiedy możliwe było sprzedawanie cegiełek, z których dochód miał finansować kampanię. Większość przeznaczono na reklamę w prasie i telewizji. Sztab Korwin-Mikkego nie zatrudniał nikogo, ale wartość usług świadczonych nieodpłatnie na rzecz komitetu wyceniono na 20 tys. zł.
Pierwsza z partii Korwin-Mikkego, czyli Unia Polityki Realnej 2001 rok musiała przetrwać za nieco ponad 56 tys. zł. Tylko tyle pieniędzy wpłynęło na konto tej partii. Nieco lepiej miał się fundusz wyborczy (to rok wyborów parlamentarnych) – rzutem na taśmę udało się przekroczyć 100 tys. zł. Tyle wydano na promowanie kandydatów do Senatu, bo do Sejmu ludzie UPR startowali z list Platformy Obywatelskiej, z którą wtedy korwiniści mieli koalicję.
Po konfliktach o przywództwo Korwin-Mikke odnalazł się wreszcie na swojej Platformie. Ta efemeryczna partia zebrała w 2005 roku zaledwie pięć tysięcy zł, a na koncie komitetu wyborczego kolejne 2 tys. zł. Ale i te skromne środki wystarczyły na zebranie 185 tys. głosów w wyborach do Sejmu. Trudno sobie wyobrazić, że 560 kandydatów zrobiło kampanię za dwa tys. zł (ok. 3,5 zł na głowę!), bardziej prawdopodobne jest, że nie rozliczono wszystkich wydatków przez fundusz wyborczy, choć wymaga tego prawo. Zapewne sporym wsparciem była dla partii kampania prezydencka lidera, choć też nie można jej określić jako pełnej bizantyjskiego przepychu. Wydano na nią niecałe 16 tys. zł.
Marny wynik w wyborach przełożył się na finanse, bo rok później partię wsparto zaledwie... stuzłotówką. Na Fundusz Wyborczy wpłacono 6 310 zł. Niemal całą tę kwotę wydano na kampanię kandydata partii w wyborach uzupełniających do Senatu w Częstochowie. Bardzo możliwe, że kandydat sam wpłacił te pieniądze – to częsta praktyka przed wyborami we wszystkich partiach.
Skoro 2006 rok był słaby, to co powiedzieć o 2007 roku? Wtedy na konto Platformy Janusza Korwin-Mikke nie wpłynął ani grosz. Jedyny dochód partii to 12 gorszy z odsetek od pieniędzy zgromadzonych na koncie. Po wydaniu 228 złotych z Funduszu Wyborczego na koncie korwinistów zostało 25 zł. Tak źle nie było nigdy przedtem i nigdy później. Zapewne dlatego partia nie wzięła udziału w starciu zdominowanym wyniszczającą walką PO i PiS.
W 2008 roku Platforma JKM nie dostała nawet odsetek, jedynie ktoś zlitował się i wpłacił 23 złote na Fundusz Wyborczy. Jego konto wyczyszczono do zera. Ale po latach chudych przyszedł czas na lata tłuste.
Kolejne podpisane przez Korwin-Mikkego sprawozdanie pochodzi z 2010 roku. Wtedy do życia powołano Wolność i Praworządność. Sympatycy (i zapewne znowu kandydaci w wyborach) wpłacili na rzecz ugrupowania ponad 41 tys. zł. Kolejne trzy tysiące zł uzyskano ze sprzedaży znaczków i koszulek partyjnych. Ale ani złotówka z tej sumy nie została wydana na wybory prezydenckie, w których przecież Korwin-Mikke startował.
Korwin-Mikke wydał wtedy na swoją kampanię 200 tys. zł. Na reklamę wydał ponad 130 tys. zł, reszta poszła na opłacenie pracowników i organizację spotkań z wyborcami. Przełożyło się to na dobry wynik ponad 400 tys. głosów – to lepiej niż np. Waldemar Pawlak.
Kolejne lata to rozwój ogromnej, internetowej armii kuców, a co za tym idzie szybką poprawę finansów partii. Tym razem to już Kongres Nowej Prawicy, którego zjazd założycielski odbył się w Sali Kongresowej. Pierwszy rok działalności KNP to aż 272 tys. zł wpłat członków i darowizn sympatyków. Kolejne 227 tys. zł wpłacono na fundusz wyborczy partii. Ale rekordowe jak na to środowisko środki finansowe nie przełożyły się na sukces w wyborach – partia zdobyła niewiele ponad 1 proc. głosów.
Rok bez wyborów, czyli 2012, to znaczny spadek wpływów na konta Kongresu Nowej Prawicy. Partia zebrała tylko 61 tys. zł, chociaż jeśli przypomnieć sobie sytuację sprzed kilku lat, to i tak fortuna. Kolejne 12 tys. zł odłożono na koncie Funduszu Wyborczego, zapewne z myślą o przyszłych wyborach.
Korwin-Mikke postanowił nie czekać do maratonu wyborczego 2014-2015 i już w 2013 r. wystartował w wyborach uzupełniających w Rybniku. Na kampanię w jednym tylko okręgu wydano ponad 55 tys. zł (niemal wszystko, co zebrano na koncie Funduszu Wyborczego), co pokazuje jak znacząco poprawiła się sytuacja finansowa korwinistów. Przecież jeszcze w 2005 roku ogólnopolską kampanię prezydencką Korwin-Mikkego zrobiono za niecałe 16 tys. zł.
Przy każdej możliwej okazji lider KNP apelował w internecie o wpłacanie datków na partię. I chyba przyniosły one skutek, bo konto KNP zasilono aż 162 tys. zł. Pieniądze pochodziły głównie z wpłat sympatyków i składek, ale ponad 8 tys. zł przyniosła sprzedaż gadżetów partii. Teraz Korwin-Mikke znowu apeluje o pieniądze na kampanię.

Sam Korwin-Mikke zapewnia, że nie żyje z polityki, a z publicystyki. Pisze do "Super Expressu", "Do Rzeczy", "Angory", "Dziennika Polskiego" i oczywiście "Najwyższego Czasu". To ostatnie pismo to dziecko Korwin-Mikkego, które kilka lat temu sprzedał Tomaszowi Sommerowi, dzisiaj rzecznikowi KNP.
Nadal jednak prowadzi wydawnictwo Oficyna Konserwatystów i Liberałów. Wydaje tam swoje książki i zbiory felietonów, ale też publikacje innych prawicowych wieszczy, np. Stanisława Michalkiewicza. To z pewnością dobrze prosperujący biznes, bo sympatycy KNP chcą chłonąć poglądy mistrza nie tylko z wywiadów i wieców. Nie ma jednak wątpliwości, że głośna działalność polityczna jest doskonałą reklamą i zwiększa nie tylko dochody partii, ale i samego Korwin-Mikkego.