Marihuana dostępna dla 10 tys. ochotników przez 10 lat? Poznański instytut badawczy chce przeprowadzić eksperyment.
Marihuana dostępna dla 10 tys. ochotników przez 10 lat? Poznański instytut badawczy chce przeprowadzić eksperyment. Fot. shutterstock.com

To nie żart. Ośrodek badawczy z Poznania BioInfoBank chce w ten sposób zbadać wpływ narkotyku na kontakty międzyludzkie. W badaniu ma wziąć 10 tysięcy wolontariuszy, którzy za jointa będą musieli jednak płacić. Przedstawiciele jednostki badawczej przekonują, że wyniki eksperymentu staną się ważnym głosem w debacie na temat polityki narkotykowej.

REKLAMA
Pomysł budzi kontrowersje i rodzi pytania o legalność całego przedsięwzięcia. Choć w Polsce posiadanie narkotyków jest nielegalne, to wykorzystywanie ich w celach naukowych i medycznych już tak.
Jędrzej Sadowski z BioInfoBanku wyjaśnia, że na potrzeby badania instytut chciałby hodować marihuanę. Zaznacza jednak, że uczestnicy badania musieliby płacić za dostęp do niej. Ośrodek badawczy złożył już wnioski o uprawę w celach naukowych.
Jest też drugi aspekt sprawy – polityczny. Z poznańskim instytutem związane jest Stowarzyszenie Wolne Konopie, które od lat walczy o legalizację tego narkotyku. Z kolei ono jest otwarcie wspierane przez Twój Ruch. W Wolnych Konopiach działał również Sadowski.
BioInfoBank starał się o dofinansowanie Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, ale kontakty z organizacjami walczącymi o legalizację marihuany podważyły merytoryczną stronę badania. Sadowski przekonuje, że nawet jeśli Główny Inspektorat Farmaceutyczny nie zgodzi się na uprawę, to na potrzebny eksperymentu narkotyk będzie sprowadzany z zagranicy. BioInfoBank za pomocą internetu szuka kandydatów do swojego badania. Trwa właśnie rekrutacja.
Cały pomysł krytykuje Tomasz Harasimowicz, terapeuta z Monaru. Wyjaśnia, że eksperyment naukowy powinien być przeprowadzany przez "wykwalifikowane placówki medyczne, a nie partie polityczne". – Nie ma możliwości legalizacji marihuany przy jednoczesnym przestrzeganiu podpisanych konwencji międzynarodowych – dodaje w "Rzeczpospolitej".
Harasimowicz przypomina, że legalizacja jest często mylona z depenalizacją. "Depenalizacja nie wprowadza narkotyków do obiegu, a producenci i dystrybutorzy są ścigani tak, jak byli do tej pory. W tym wypadku konsumenci nie są jednak stawiani przed sądem. Ściganie incydentalnych użytkowników jest potwornie kosztowne i mało efektywne. Ścigać należy handlarzy" - przekonuje terapeuta.

Źródło: "Rzeczpospolita"