Krakowianie zdecydowali w referendum, że miasto nie będzie dalej ubiegać się o organizacje Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku. Co najmniej o pół roku za późno, bo na ten cel już wydano kilka milionów złotych. Na tym nie koniec, bo trzeba wypłacić odprawy pracownikom biura konkursowego i zapłacić za zerwanie umów. Wystawiamy rachunek za tę fanaberię, który pokryć muszą niestety podatnicy.
„Niskie poparcie dla idei organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Krakowie kończy dla miasta ten proces. Dziś o wynikach referendum poinformujemy naszych partnerów. Musimy zakończyć pracę nad kandydaturą, rozliczyć i podsumować projekt” – napisał dziś na Facebooku prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.
„Rozliczyć” znaczy podsumować straty poniesione w związku z inwestycją publicznych pieniędzy w starania o igrzyska. Wiceprezydent miasta Magdalena Sroka poinformowała, że do tej pory Kraków wydał z tego tytułu pół miliona złotych. Tyle że to tylko cząstka wszystkich poniesionych kosztów. W sumie za marzenia o wielkiej sportowej imprezie zapłacono ponad 3 mln złotych. A rachunek, w związku z konsekwencjami wycofania kandydatury Krakowa, wciąż nie jest zamknięty.
Przypomnijmy, że funduszami na organizację igrzysk dysponował Komitet Konkursowy 2022, na czele którego od jesieni ubiegłego roku stała Jagna Marczułajtis (zrezygnowała po oskarżeniach, że jej mąż chciał przekupić dziennikarzy). W 2013 roku budżet komitetu wyniósł 3,2 mln zł, a w tym roku planowano rozdzielić 4 mln zł. Na co? Tak wyglądały przykładowe "drobne wydatki":
3 tys. zł - wynajem samochodu; 6,2 tys. zł - średnia pensja członka komitetu; 6,7 tys. zł - zdjęcia i film z wizyty członków komitetu w Lozannie; 20 tys. zł - elektroniczne nośniki pamięci z materiałami promocyjnymi; 20,7 tys. zł - flagi i chorągiewki; 25 tys. zł - zlecenie tłumaczenia dokumentów; 36 tys. zł – zakup ubiorów reprezentacyjnych z firmy Vistula dla pracowników biura komitetu (14 kompletów garniturów);
Były też poważniejsze inwestycje, które, gdy tylko wychodziły na jaw, wywoływały oburzenie. 65 tys. zł kosztował sprzęt komputerowy, choć komitet obradował w skomputeryzowanym budynku Urzędu Miasta. Za 78 tys. zł wykonano znak graficzny, który służył za logo kandydatury Krakowa (W otwartym konkursie proponowano dwukrotnie niższą cenę, ale został on unieważniony i prace zlecono wybranej firmie). Za 50 tys. zł kupiono namiot sferyczny, w którym komitet planował działania marketingowe. 86 tys. zł przeznaczono zaś na obsługę wideokonferencji komitetu z MKOL-em.
To i tak nie są największe sumy. Najwięcej wydano na opłatę aplikacyjną do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (454 tys. zł), spot telewizyjny (1,3 mln zł) oraz delegacje (200 tys. zł).
0,75 mln zł – umowy o dzieło (co najmniej 23), które podpisali decydenci z komitetu. Dotyczyły m.in. „relacji sponsorskich”. Szczegółów brak; 3,7 mln zł – wynajęcie prywatnej firmy EKR do napisania wniosku aplikacyjnego. „Gazeta Krakowska” dziwiła się, dlaczego urzędnicy nie mogli przygotować go sami, skoro wystarczyło postępować według szablonu stworzonego przez MKOL; 18,3 mln zł – EKR miała tyle zarobić do lipca 2015 roku. Nie tylko napisała wniosek, ale zajmowała się również „wspomaganiem procesu aplikacyjnego”. Nie wiadomo, jaką część tej kwoty otrzymała, ani co dokładtnie robiła;
Jeśli ktoś pogubił się w tych wyliczeniach, nic dziwnego. Jeden z głównych zarzutów pod adresem Komitetu Kraków 2022 dotyczył braku transparentności. Nikt nie jest w stanie powiedzieć na przykład, jaką dokładnie część tegorocznego budżetu rozdysponowano.
Wiadomo tylko jedno - kilka milionów złotych poszło na zmarnowanie. Prezydent Majchrowski podkreśla, że inicjatywa organizacji ZIO upadła m.in. dlatego, że kierowany przez Marczułajtis komitet "roztrwonił zaufanie". Lekką ręką roztrwonił też środki z publicznej kasy. A jedyne, co można zrobić, to za Kazikiem zaapelował w próżnię: "Oddajcie nasze sto milionów".