Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Krakowie to pomysł nierealny i niepotrzebny. Mimo fali krytyki pomysłodawcy zdają się nią nie przejmować i ślepo brną dalej. Patrząc na przedstawione właśnie logo widać, że jest to droga nieco na oślep. Po raz kolejny trzeba wylać kubeł zimnej wody na głowy inicjatorów tej akcji, by wybudzić ich ze snu, w którym Igrzyska w Krakowie to świetny pomysł. Prosto i konkretnie – pięć powodów.
Czy komitet organizacyjny "Kraków 2022" mnie posłucha? Raczej nie. Jednak zawsze warto próbować odwieść od marnotrawienia kolejnych milionów złotych, które pochodzą nie z ich własnych kieszeni, ale z budżetu państwowego. Ostatnio blisko 80 tys. złotych poszło na logotyp, który – delikatnie mówiąc – nie wszystkim się podoba.
1. Igrzyska wcale nie służą promocji miasta
Mały test. Macie 10 sekund na odpowiedź (proszę o uczciwość, wujek „Google” zakazany!): kto był organizatorem Igrzysk Olimpijskich w 1994 roku? Ilu z was znało odpowiedź? Poza kiloma pasjonatami pewnie nikt. Odpowiedź brzmi Lillehammer. Teraz drugie pytanie: czy ktoś w ciągu ostatnich dwudziestu lat wyjechał tam? I nie liczmy tu osób, które wyemigrowały do Norwegii za pracą. Tłumy raczej nie szturmują Lillehamer w celach turystycznych. Jeśli jest inaczej, to dlaczego przeglądając oferty wyjazdów narciarskich nikt nie proponuje wczasów w Lillehammer?
Poza tym Igrzyska nie wypromowały ani Vancouver, ani Turynu. To drugie miasto promowane jest za sprawą innych atrakcji. Jest Całun Turyński, koncern Fiata. A sportowo? Juventus Turyn, ewentualnie Torino. To chyba wystarczy. Jeśli chcemy odnieść taki sam sukces promocyjny, to za połowę kwoty organizacji Igrzysk (wyjdzie z 20 miliardów złotych) zasilić można by budżety Wisły Kraków i Cracovii. Wtedy stałyby się najbogatszymi klubami świata. Ten sam efekt, za połowę ceny.
2. Rozwój infrastruktury bez obiektów olimpijskich jest tańszy
Niektórzy próbują nam wmówić, że Igrzyska są doskonałym bodźcem do rozwoju infrastruktury. Na pewno? Przyjrzyjmy się zatem, jak wyglądał rozwój infrastruktury za pomocą „bodźca” o nazwie Euro 2012. Miała powstać autostrada z Warszawy do Berlina. Jednak ta zatrzymała się na przedpolach stolicy. Nie wspominając o obwodnicy, czy trasie S7, która miała odciążyć Aleję Krakowską. Do tego miało powstać metro. Jednak tak jak nie było ono gotowe na Euro, tak nadal duże części Warszawy są okupowane przez koparki. Tak więc kolejny argument odpada.
Skoro więc infrastruktura nie powstanie na czas, to po co nam obiekty olimpijskie? Tor bobslejowy i tak zacznie się rozpadać po Igrzyskach. W odróżnieniu od stadionów na Euro, nie da się zorganizować na nim koncertu. No chyba, że ktoś wpadnie na pomysł bardzo oryginalnego koncertu „Live from Bobsleigh Park”. To niepotrzebna budowa, bo jest tworzona pod mało popularny i na dodatek bardzo drogi sport. Projekt toru bobslejowego w Arłamowie szacowano na 70 mln euro.
3. Dlaczego nie zrobimy referendum?
Organizatorzy Igrzysk w Krakowie w ogóle nie są zainteresowani przeprowadzeniem referendum. Stawiają nas przed faktem dokonanym. Mamy ubiegać się o Igrzyska i już. Czego chce społeczeństwo usłyszymy za sprawą sondaży. Te zawsze można co prawda lekko zmanipulować na swoją korzyść, dlatego referendum obiektywniej przedstawi jakie jest zdanie mieszkańców Krakowa o organizacji Igrzysk. I chyba tego szefowie "Kraków 2022" się boją.
Poza tym, czemu mamy się ograniczać do Krakowa? Za wszystkie aplikacje tego miasta, jak i pewnie budowę obiektów (w przypadku wygrania Igrzysk) zapłacą podatnicy w całym kraju. Dlatego chyba wszyscy powinni się wypowiedzieć, czy chcieliby, aby w Krakowie odbywała się tak wielka impreza.
4. Igrzyska kolesiostwa – już to widzimy.
Pisałem o tym, że kandydatura Igrzysk w Krakowie przypomina projekt „Zakopane 2006”. Wówczas w kuluarach mówiło się o tym, że nie było pomysłu na Igrzyska, a jedynie na wyciągnięcie pieniędzy z budżetu państwa i sponsorów. W końcu wtedy powstała nawet żartobliwa nazwa „Biuro Podróży Zakopane 2006”.
Może Kraków 2022 nie operuje na takich samych zasadach. Tyle że jest wiele czynników, które każą nam myśleć inaczej. Członkowie komitetu organizacyjnego na koszt podatników jeżdżą po świecie "zdobywać doświadczenie", które rzekomo przyda się w organizacji Igrzysk. Za sam wyjazd „komitetu” do Soczi Kraków zapłacił ponad 60 tysięcy złotych.
Do tego dochodzi wiele projektów (opłaconych z państwowej kasy), które są realizowane co najmniej podejrzane – o czym donosił m.in. "Newsweek". Nie wiadomo kto tak naprawdę zajmuje się prowadzeniem procesu aplikacyjnego, publiczne pieniądze są wydawane bez przetargów, a kilkanaście milionów trafi do szwajcarskiej firmy zamieszanej w gigantyczny skandal korupcyjny
Słów krytyki nie brakuje pod adresem loga za blisko 80 tys. złotych. Miasto próbowało się bronić, że tak wysoka cena to nie tylko projekt loga, ale także koszt Księgi Identyfikacji Wizualnej.
Równie absurdalnie było ze spotem reklamowym Igrzysk w Krakowie. Produkcja i emisja kosztowała ponad 1,5 miliona złotych. Pytanie tylko po co? Jaki jest sens promowania imprezy, o której nie wiadomo nawet, czy się odbędzie. Zresztą robiono to w terminie, kiedy nie zapadały żadne konkretne decyzje (składanie dokumentów, głosowanie nad wyborem miast-kandydatów). Na tej samej podstawie można emitować spot: „MŚ Polska 2026 w Piłce Nożnej”. Pomysł brzmi równie absurdalne.
5. Już pokazaliśmy światu, że damy radę robiąc Euro, więc po co nam Igrzyska?
Niektórzy mówią, że Igrzyska są wyzwaniem. Dzięki nim pokażemy światu, że jesteśmy w stanie zorganizować międzynarodową imprezę. Wybitny kolarz Czesław Lang mówi, że Soczi udowodniło, że dziś każdy jest w stanie zorganizować Igrzyska. Dlatego i my damy radę. No dobrze, ale czy każdemu to się opłaca? Nie.
Poza tym nie mamy czego komu udowadniać. Dopiero co zorganizowaliśmy Euro 2012. Świat zobaczył, że zrobiliśmy fajny turniej. Michel Platini poklepał nas po głowie. Poza tym wspomniany chwilę wcześniej Lang sam promuje na sportowo (bez takich nakładów finansowych) Polskę, organizując co roku Tour de Pologne. Tak więc nie ma sensu z tego samego powodu po raz kolejny wykładać miliardów.
Podsumowanie
Nie wiem jaki jest interes, by zorganizować Igrzyska w Krakowie. Oczywiście – fajnie byłoby mieć taką imprezę, ale spójrzmy na to realnie. Nikt na tym nie zyska, poza gronem firm, które wygrają przetargi/zlecenia m.in. na projektach oraz budowie obiektów czy dróg (choć te drugie i bez imprezy powinny powstać). Poza tym Kraków zamiast wydawać miliony na nierealny projekt, powinien skupić się na bieżącym sporcie. Na Igrzyska-widmo są, ale na kluby sportowe już nie? Wzywam panią Marczułajtis-Walczak i jej ekipę do tablicy!