Dlaczego Państwowa Komisja Wyborcza tak długo liczyła głosy? Dlaczego zliczanie 9 proc. wyników trwało cały dzień? Skąd różnice między danymi z papierowych protokółów i systemu internetowego? W rozmowie z naTemat wątpliwości wokół wyborów do Parlamentu Europejskiego wyjaśnia ekspert - pracownik PKW.
Czytając komentarze po wyborach do PE trudno nie ulec wrażeniu, że Państwowa Komisja Wyborcza w ciągu dwóch dni dołączyła do grona najbardziej znienawidzonych instytucji w Polsce. Już wcześniej prawica forsowała tezę o wyborczych fałszerstwach PKW, czemu miały dowodzić słynne „ruskie serwery”.
Teraz krytyka wróciła ze zdwojoną siłą, bo oficjalne wyniki niedzielnych wyborów poznaliśmy dopiero po 25 godzinach od zakończenia głosowania. Część komentatorów przekonuje, że czekaliśmy zbyt długo, tym bardziej, że już w poniedziałek nad ranem na stronie internetowej PKW pojawiły się cząstkowe wyniki z 91 proc. obwodów. A to nie jedyne zastrzeżenia.
Poprosiliśmy eksperta z PKW, by odpowiedział na zarzuty i wytłumaczył, jak krok po kroku przebiega liczenie głosów (wypowiada się anonimowo, bo nie jest upoważniony do rozmów z mediami). Jak twierdzi, wokół tematu wyborów narosło co najmniej kilka mitów, które wymagają sprostowania.
Mit 1 - „PKW liczy głosy”
To stwierdzenie bardzo często pojawią się w komentarzach. Jest nieprawdziwe i u kogoś, kto nie zna podstaw z ordynacji wyborczej, może wywołać wrażenie, że „leśne dziadki” z PKW przez cały dzień siedzą, przeglądają karty wyborcze i dodają do siebie liczby.
– Głosy są liczone na najniższym szczeblu, a więc przez członków obwodowych komisji wyborczych. Potem protokoły z głosowania wędrują od obwodu przez rejon i okręg do PKW. Komisja ma za zadanie ustalić końcowy wynik, a więc zsumować wyniki, które przyszły z okręgów, ustalić liczbę mandatów i komitety, które przekroczyły próg wyborczy – tłumaczy mój rozmówca.
A więc PKW nie liczy (przynajmniej nie w ścisłym znaczeniu), tylko sumuje gotowe wyniki, które nadeszły z komisji niższego szczebla. Schemat jest taki: 27 664 obwodowych komisji przesyła protokoły do 38 komisji rejonowych, a te ślą swoje wyniki do 13 komisji okręgowych. Na końcu tego łańcuszka jest właśnie PKW.
Mit 2 - podejrzane 9 proc.
Dlaczego w poniedziałek o czwartej nad ranem opublikowano wyniki z 91 proc. obwodów, a potem przez cały dzień panowała cisza? Odpowiedź tkwi w samym systemie liczenia głosów. Podstawą ustalenia wyniku wyboru jest papierowy protokół, który wędruje od obwodu do PKW. Obok jest system informatyczny (te „ruskie serwery”), który służy jednak tylko jako pomoc. Obwodowa komisja, oprócz tego, że zawozi protokół na papierze do komisji rejonowej, tam właśnie wrzuca wyniki. A opublikowane zostają na stronie PKW wtedy, kiedy na szczeblu rejonowym zostanie potwierdzone, że zgadzają się one z „papierem”.
– Te 91 proc. to były dane nieoficjalne, które otrzymano drogą elektroniczną. Tradycyjnie jest tak, że podaje się wyniki z 30, 60 i 90 proc. protokołów obwodowych komisji wyborczych. Natomiast oficjalne wyniki wyborów można ogłosić wyłącznie na podstawie papierowych protokołów, które dotrą do PKW – wyjaśnia ekspert.
Czyli to, że na stronie było napisane, że policzono 91 proc. głosów, oznaczało, iż protokoły były w rejonowych komisjach, a nie w PKW. PKW z ogłoszeniem oficjalnych wyników czekała na dokumenty. A te przez trzy szczeble potrafią brnąć długo. Przykładowo: rejonowa komisja nie wyśle swojego protokołu, jeśli w jednej obwodowej komisji coś się nie zgadza i konieczne są poprawki. Pracownicy z obwodów opisują też, że czasem do rana stoją w kolejkach, by przekazać swoje sprawozdanie do rejonu.
– Okręgowe komisje są z kolei m.in. we Wrocławiu, Gorzowie czy Katowicach. Te protokoły po prostu przez cały dzień musiały dojechać do PKW z tych miast. Ostatni dokument dotarł do PKW na 40 minut przed ogłoszeniem oficjalnych wyników. Czyli cały dzień trwało nie liczenie, ale wędrówka papierów – dodaje pracownik komisji.
Mit 3 - „cud nad urną”
Tak nazwano sytuację w jednym z obwodów, gdzie, jak wskazywała strona internetowa, kandydat Solidarnej Polski uzyskał 100 proc. głosów. Papierowy protokół wskazywał jednak inaczej. Dlaczego? Rozmówca naTemat przekonuje, że to po prostu błąd ludzki, prawdopodobnie na dwóch poziomach. Obwodowa komisja wrzuciła do systemu nieprawdziwe dane, a rejonowa nie zauważyła, że nie zgadzają się one z protokołem i opublikowała je w sieci. Dopiero potem się zreflektowano.
Fałszerstwo? Byłoby zbyt ewidentne. Protokoły są przecież wywieszone publicznie, a okręgowe komisje i PKW też mają dostęp do danych.
Mit 4 - PKW fałszuje na rzecz władzy
Prawica wprost tego nie mówi, ale taki jest podtekst krytyki PKW. Wystarczy przyjrzeć się zabezpieczeniom, by przekonać się, że to bzdura. – Po pierwsze, obwodowe komisje wyborcze powoływane są spośród osób zgłoszonych przez komitety wyborcze. One patrzą sobie na ręce. Po drugie, w każdej obwodowej komisji mogą być mężowie zaufania. Oni mają możliwość obserwacji wszystkich czynności, mogą zwracać uwagę na nieprawidłowości i dodawać uwagi do protokołu z głosowania (a komisja musi się do tego odnieść). Mają też prawo być przy przewożeniu papierowego protokołu i przy transmisji danych do systemu – wylicza ekspert.
– Poza tym protokół głosowania jest niezwłocznie po sporządzeniu wywieszany w lokalu komisji. Jako że jest też dostępny w sieci, można bardzo łatwo sprawdzić i porównać. Zabezpieczeniem jest też to, że w skład organów wyborczych wchodzą wyłącznie sędziowie – dodaje.
Mit 5 – Papierologia to wina PKW
Do archaicznego systemu liczenia głosów, który sprowadza się do zamkniętego obiegu papierów, można mieć wiele zastrzeżeń. Ale nadużyciem jest stwierdzenie, że odpowiada za to Państwowa Komisja Wyborcza. – To, że podstawą ustalenia wyników jest papierowy protokół, wynika wprost z Kodeksu wyborczego – mówi pracownik komisji.
Wniosek - "leśnych dziadków" stworzyli posłowie i senatorowie. Pretensje należy zgłaszać więc pod adres na Wiejskiej.