Cudne dzieci, własna firma, miłość, przyjaciele, fajne hobby... Czego można chcieć więcej od życia?
Rexona wspiera aktywne kobiety
09 czerwca 2014, 10:01·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 09 czerwca 2014, 10:01
Justyna Nagłowska to bizneswoman z krwi i kości. Szybka i konkretna. Najpierw marzyła o reżyserii, po urodzeniu dzieci skupiła się na biznesie. Otworzyła korty Squashyński i właśnie rozkręca własną markę odzieżową, Flawless. Kiedy nie prowadzi firmy spędza czas na babskich przebierankach z córkami, biega, przyrządza sushi z przyjaciółkami albo ucieka na weekend do Sopotu. - Nie ma rzeczy niemożliwych, ale potrzeba dużo pozytywnego myślenia i dużo działania - mówi.
Reklama.
Studiowała Pani dziennikarstwo na Uniwersytecie Wrocławskim. Chciała Pani zostać dziennikarką?
Tak, wtedy myślałam że chcę być dziennikarką. Miałam sporo praktyk w telewizji Wrocław, podobało mi się to.
Ale pojawiła się większa pasja. Reżyseria.
Któregoś razu jeden z wykładowców powiedział, że w telewizji Wrocław kręcony jest teatr telewizji "Dwoje na huśtawce" z Michałem Żebrowskim. Postanowiłyśmy z koleżanką iść i zobaczyć przystojnego aktora :) Kiedy weszłam na plan, od razu poczułam że to jest moje miejsce! Wciągnęło mnie i zostałam tam do wieczora. I wcale już nie chodziło o aktora. Od tamtej chwili zaczęłam kombinować jak wrócić na plan. Miesiąc później reżyser Waldemar Krzystek zgodził się, żebym była jego asystentką na planie teatru telewizji "Wizyta starszej pani". To był piękny czas. Inny świat, ciężka praca, nowe inspirujące znajomości. Okazało się, że dobrze się sprawdzam w tej roli i dostałam kolejną szansę od Krystyny Jandy. Pojechałam na plan do Warszawy. Asystowałam przy teatrze telewizji "Rozmowy o życiu i śmierci", potem zaczęłam pracę w agencji artystycznej, która opiekowała się Krystyną Jandą.
No i wtedy postanowiłam, że zrobię wszystko, żeby w tej Warszawie zostać. Kolejny plan z Krzysztofem Zanussim "Sesja Castingowa" potem kolejny...Studia skończyłam w trybie indywidualnym. Jeździłam do Wrocławia na zaliczenia, uczyłam się sama. Na planie postanowiłam napisać pracę magisterską: pisałam dziennik. Opisywałam co się dzieje, co należy do moich obowiązków, opisywałam moje doświadczenia. Udało się. Obroniłam się parę miesięcy później. A potem skończyłam szkoły filmowe - Warszawską Szkołę Filmową Ślesickiego i Lindy oraz kurs reżyserski w Mistrzowskiej Szkole Wajdy.
Czyli jest Pani dyplomowanym reżyserem. Jakieś znane nazwiska przewinęły się w karierze?
Kręciłam etiudy, scenki, uczyłam się warsztatu. Ale tak naprawdę wszystkiego nauczyłam się na planach. W mojej etiudzie na zakończenie szkoły wystąpili m.in. Wiktor Zborowski, Robert Gonera, Krzysztof Dracz, Dorota Kamińska, Paulina Holtz, Paweł Wawrzecki. To dzięki pracy na planie udało mi się zaprosić ich do współpracy. To było dopiero doświadczenie! Reżyserować takich aktorów… Teraz zrobiłabym to inaczej ale wtedy zrobiłam najlepiej jak potrafiłam.
Brzmi bardzo fajnie. Więc dlaczego rzuciła Pani film i założyła klub squasha? Znalazła się nisza rynkowa?
Klub Squashyński otworzyłam dawno i byłam w kompletnie innym momencie życia niż teraz. Szukałam możliwości, żeby zarobić pieniądze. To była duża inwestycja. Tyle, że teraz nie do końca się w niej odnajduję. Tzn. prowadzę klub, ale nie czerpię z tego pełnej satysfakcji. Traktuję to biznesowo. A w pracy którą wykonuję zawsze szukam jakiegoś spełnienia. Chciałabym go sprzedać, bo szkoda mi tego miejsca. Może poprowadziłby go ktoś, dla kogo byłoby to równocześnie pasją. Wtedy byłabym szczęśliwa, że to miejsce żyje pełnią życia. Włożyłam całe serce w urządzenie tego klubu i długo walczyłam ze sobą, żeby je pokochać ale ten sport mnie po prostu nie kręci. To piękna industrialna przestrzeń. Klub się oczywiście kręci i ma się dobrze tylko brakuje mu kogoś kto włoży w niego serce.
I stąd pomysł na drugi biznes? Coś, w czym będzie się Pani wreszcie realizować?
Kocham sport, ale to nie jest mój sposób na życie. Pomysł stworzenia marki odzieżowej przyszedł sam. Nie szukałam go. Wszystko stało się bardzo naturalnie, bez napinki, bez dużych inwestycji jak w przypadku kortów.
Stworzyłyśmy z moją wspólniczką - obecnie też moją przyjaciółką - pierwszą serię ubranek dla dzieci. Wystawiłyśmy się na targach i sprzedałyśmy prawie wszystko. Nie wiedziałyśmy w jakim kierunku to pójdzie. Nie zakładałyśmy, że właśnie tworzymy markę odzieżową. Klientki zaczęły zamawiać kolejne ubrania, więc trzeba było doszyć, a Ania potrafi szyć. Siedziałyśmy w domu i wycinałyśmy te bluzy i czapki i spodenki :) Dzieci pałętały się pod stołem. W niedługim czasie wysłałyśmy pierwsze zlecenie do szwalni. Kiedy odebrałyśmy pierwszą dostawę (przez balkon mojego mieszkania na paterze) na naszych twarzach pojawił się uśmiech, ale też wielki znak zapytania w oczach. Co dalej? Na szczęście nie miałyśmy dużo czasu, żeby rozmyślać. Musiałyśmy działać.
No i teraz Flawless ma niecałe dwa lata i szyjemy w 19 rozmiarach! Myślę, że jest się z czego cieszyć, cały czas się rozwijamy. Bardzo dużo decyzji podejmujemy z Anią intuicyjnie. Na szczęście jesteśmy kompletnie różne i pięknie się uzupełniamy.
W każdej kolekcji chcemy dać klientkom coś nowego. Mamy bardzo dużo stałych klientów - to najważniejsze, że ludzie do nas wracają. U nas dorośli ubierają się jak dzieci i nikt nie wygląda jakby się przebrał, wszystkie modele ubrań muszą być uniwersalne. Stawiamy też na wygodę. Sukienki nie są dopasowane. Jesteśmy mamami i wiemy, że po ciąży zaczyna się życie "na wdechu". Au nas w każdej sukience czy bluzce możesz być "na wydechu" i tego się trzymamy :)
Czyli ma Pani głowę do interesów :)
Prowadzenie własnej firmy ma plusy - możesz nie przyjść do pracy albo pracować z każdego miejsca na świecie, wystarczy, że masz internet. Ale ma też minusy: jak nie przyjdziesz i czegoś nie zrobisz - to już nikt tego nie zrobi. To jednak mobilizuje do pracy…Nie siedzę i nie rozmyślam o sobie, o tym kim jestem. Nie mam czasu. Czuję się osobą kreatywną. Cały czas kombinuję. Do tego mam łatwość w nawiązywaniu kontaktów, jestem gadułą. Otwartość na drugiego człowieka na pewno pomaga w interesach. Kieruję się intuicją. Nie uczyłam się w szkole biznesu, nie mam umysłu ścisłego. Nie potrafię liczyć - ale mam kalkulator w telefonie :)
Staram się nie poddawać kiedy stoję pod wielką górą, tylko od razu kombinuję jak się na nią wdrapać. Kiedy spadam, próbuję znów. Myślę, że jak się czegoś bardzo chce to można to mieć. Jednak nie idę po trupach do celu. Ludzi traktuję dobrze, wierzę w karmę.
Jakie dalsze plany? Kolejny biznes? Powrót do reżyserii?
Cały czas coś kombinuję. Nakręciłam z przyjaciółmi podczas urlopu filmik reklamowy Flawless. Kręcę moje córeczki - dokumentuję ulotne chwile. One tak szybko rosną! I robię dużo zdjęć. Bardzo dużo. Co chwilę coś mnie zatrzymuje. Wielbię I Phona za dobry aparat, który mam wciąż w kieszeni. Wymyślam też sesje dla Flawless, bo zawsze produkujemy je same. Wiemy czego chcemy, choć czasem zdarza nam się przekombinować. Mam otwartą głowę, ciągle szukam inspiracji. Ludzie mnie fascynują, ich słabości i mocne strony. Dużo teraz rozmawiam z kobietami po 30- tce moimi rówieśniczkami, mężatkami, matkami, samotnymi matkami, singielkami, rozwódkami... Każda z nas czegoś szuka, każda inaczej przechodzi przez życie. Dużo o tym myślę. Jeśli zrobię kiedyś film to kobieta będzie w nim głównym tematem.
Prowadzenie dwóch biznesów łączy Pani z samodzielnym wychowaniem córek, 5-letniej Franki i 3-letniej Stefki...
ech…. Od razu sobie westchnę. Nie jest lekko, ale da się :) Dziewczynki są bardzo żywotne i są potwornymi gadułami. Przekrzykujemy się w domu.
Mieszkamy same i sama muszę organizować ich i swoje życie. Mam cudowną nianię do pomocy, bez niej to już bym chyba usiadła i płakała :) Prowadząc takie życie muszę być maksymalnie zorganizowana. Czasem jak jedna rzecz się wysypie to reszta leci w dół jak domino. Ale staram się nie wpadać w panikę...No dobra, nie zawsze się udaje, ale staram się. Biorę głęboki wdech i kombinuję co i jak, żeby udało się odebrać Frankę z przedszkola, odwieźć do domu, wypuścić nianię i zorganizować kolejną która pobawi się z dziewczynkami, a ja w tym czasie pojadę do przedszkola na zebranie. Nie mogę żyć spontanicznie, a brakuje mi tego. Ale czasem wystarczy mi jeden dzień, żeby zorganizować romantyczny wyjazd we dwoje więc trochę to jednak spontaniczne… nie?
Poza pracą staram się też mieć czas na moje życie. Na randki, imprezy, wyjazdy. Czasem po tygodniowym rodeo, pełnej logistyce i planowaniu, uciekam z chłopakiem na weekend do Sopotu albo do Barcelony albo gdziekolwiek.. Po to, żeby nie robić nic. Oczywiście jestem wtedy pod telefonem i mailem (prowadzenie własnej firmy nigdy nie da Ci się odciąć w 100%).
Chcę żeby dziewczynki miały szczęśliwą mamę. Widziały mnie już smutną i nieszczęśliwą. Wiem, że wtedy one też się inaczej zachowują. Dzieci chłoną emocje jak małe gąbeczki. Nie jestem zwolenniczką trwania w nieudanych związkach ze względu na dzieci. Chcę, żeby moje córki dorastały w domu, gdzie ludzie się całują, przytulają i okazują sobie szacunek. Jestem z takiego domu. Moi rodzice do dziś się adorują, okazują sobie czułość przy ludziach. Uważam to za najpiękniejszy stan. Być z kimś tyle lat i wciąż podsycać atmosferę w związku. Też tak chcę. No i właśnie pojawił się temat babci - moja mama i moja teściowa bardzo mi pomagają kiedy tylko mogą. Rodzice mieszkają we Wrocławiu, więc nie mogę spontanicznie podrzucić im dzieci ale w akcjach planowanych są niezastąpieni!
Spędzacie czas na babskich wygłupach?
Babskie rozrywki, jak najbardziej! Przebieranki, moje szpilki wciąż są w użyciu :) Malowanie paznokci, czesanie. Staramy się spędzać dużo czasu na powietrzu. Jeździmy na rowerach, rolkach, hulajnogach. W lecie dużo wody - uwielbiam pływać i staram się, żeby dziewczynki swobodnie czuły się w wodzie. Chodzimy do kina i często na lody, mamy swoje ulubione w Galerii Mokotów. To jest zawsze pewniak, jeśli któraś z nas jest bez humoru. Ogólnie dużo się dzieje w naszym domu :)
Proszę sobie wyobrazić - trzy kobiety i każda inna… :)) Bardzo dużo czasu spędzamy z ludźmi. Zależy mi na kontakcie dziewczynek z rówieśnikami. Teraz dzieci nie wychowują się na trzepaku, jak my kiedyś i staram się, żeby były przystosowane do życia w grupie. Mamy mały ogródek, który jest częścią patio domu, w którym mieszkamy. Mam dużo sąsiadów z dziećmi. Teren jest ogrodzony i dzieci biegają po wszystkich ogródkach i placu zabaw. Maluchy szczęśliwe a i my też bo możemy sobie pogadać. Zdarza mi się robić 6 kanapek na kolację zamiast dwóch :) Ale dziewczynki też podjadają u sąsiadów więc jest idealnie.
A kiedy Pani znajduje czas dla siebie...? Hobby, czas wolny, wspólne wieczory z przyjaciółkami?
Staram się pamiętać o sobie. Jestem matką, prowadzę firmy ale wciąż jestem kobietą. Dbam o siebie, lubię ładnie wyglądać. Nawet po porodzie miałam zawsze uczesane włosy i puder na buzi. Uważam, że kobieta, żeby czuć się atrakcyjnie musi dbać o siebie. Nie mówię o wizytach u fryzjera co drugi dzień czy kosmetyczce raz w tygodniu, bo na to nie mam czasu. Ale o podstawowych zabiegach, które można zrobić w domu wieczorem zamiast gapić się w telewizor.
Moje wieczory są różne. Czasami siedzę i słucham muzyki, czasami czytam. Siedzę w internecie - walczę z tym, ale sama Pani wie jak to wciąga… :) Zapraszam przyjaciółki na winko. Urządzam w domu wspólne robienie sushi - mamy już taką stałą grupę uczestniczącą w tym rytuale. Mam też nianię na wieczory, kiedy chcę wyjść do kina czy na kolację. Spotykam się z chłopakiem - ostatnio to bardzo utrudnione, ponieważ dużo pracujemy a nie mieszkamy razem. No nie wiem… Jakoś sobie radzę. A czasami po prostu siedzę i płaczę bo wydaje mi się, że sobie z niczym nie radzę i jestem beznadziejna :) Uważam, że płacz jest potrzebny i że oczyszcza i potem już jest lżej. Ale najważniejsze, że tego płaczu jest stosunkowo mało :)
Ponoć uwielbia Pani biegać i w tym celu nawet zrywa się bladym świtem...
Bieganie odkryłam w zeszłe wakacje, kiedy byłam w słabej formie psychicznej. Rozwodziłam się, nie wiedziałam jak sobie to życie poukładać. Bieganie to najlepszy sposób na oczyszczenie głowy. Lepszy nawet niż płakanie! Dziś rano biegałam. Z tym sportem to jest tak, że poczujesz to i możesz od razu ubrać buty i biec. Najbardziej lubię biegać rano, jeszcze przed śniadaniem i prysznicem. Jem coś małego i biegnę. To jest moc! Lubię też rower. Kiedy jadę do pracy na rowerze, czuję jakąś taką wolność, a to tylko rower zamiast samochodu :)
Przydałoby się wydłużyć dobę?
Zawsze wydaje mi się, że doba jest za krótka. Choć z drugiej strony myślę sobie, że gdyby była dłuższa to bym już padła i nie wstała. Więc może lepiej, wiedząc ile czasu mamy każdego dnia, po prostu dobrze go rozplanować i działać tak, żeby nie upaść wieczorem. I znów to nieszczęsne planowanie :) Ale co zrobić?
Cudne dzieciaki, dwa własne biznesy, przyjaciele, miłość, sport a przy tym jeszcze czas na samą siebie...Chce Pani od życia jeszcze więcej? :)
Naprawdę uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Potrzeba dużo pozytywnego myślenia, dużo działania. Ale wszytko w swoim czasie. Jak się człowiek za bardzo napina to się nie uda. Ja tak mam niestety, że jak czegoś chcę, wpadnę na jakiś pomysł to od razu bym chciała go zrealizować. Uczę się cierpliwości i pokory jestem w tym coraz lepsza :)
Chciałabym przekazać kobietom, matkom, że naprawdę się da, żeby zawsze słuchały siebie a nie ludzi, którzy zawsze mają "świetne" rady. I codziennie powtarzały sobie: mogę więcej. Mózg przyswaja takie informacje. Czy chciałabym czegoś więcej od życia…? Jestem wdzięczna za to co mam, ale nie poprzestaję na tym. Zawsze mam jakieś marzenia w kieszeni, które staram się spełnić a potem mam kolejne… Chciałabym wychować córki na fajne babki, które będą wiedziały, że mogą więcej.
Zobacz przesłanie Justyny!
Zapraszamy do dyskusji
Co Wy o tym sądzicie? Czy doba powinna być dluższa? ;-) Czy myślicie, że pogrzebiemy wreszcie topos Matki-Polki, która ma pracować dla dobra społeczeństwa, dzieci i mężczyzny, a nie może się spełniać sama w tym co robi? Czy zdrowy egoizm musi się wykluczać z miłością do partnera i dzieci?