
Justyna Nagłowska to bizneswoman z krwi i kości. Szybka i konkretna. Najpierw marzyła o reżyserii, po urodzeniu dzieci skupiła się na biznesie. Otworzyła korty Squashyński i właśnie rozkręca własną markę odzieżową, Flawless. Kiedy nie prowadzi firmy spędza czas na babskich przebierankach z córkami, biega, przyrządza sushi z przyjaciółkami albo ucieka na weekend do Sopotu. - Nie ma rzeczy niemożliwych, ale potrzeba dużo pozytywnego myślenia i dużo działania - mówi.
Czyli jest Pani dyplomowanym reżyserem. Jakieś znane nazwiska przewinęły się w karierze?
I stąd pomysł na drugi biznes? Coś, w czym będzie się Pani wreszcie realizować?
Stworzyłyśmy z moją wspólniczką - obecnie też moją przyjaciółką - pierwszą serię ubranek dla dzieci. Wystawiłyśmy się na targach i sprzedałyśmy prawie wszystko. Nie wiedziałyśmy w jakim kierunku to pójdzie. Nie zakładałyśmy, że właśnie tworzymy markę odzieżową. Klientki zaczęły zamawiać kolejne ubrania, więc trzeba było doszyć, a Ania potrafi szyć. Siedziałyśmy w domu i wycinałyśmy te bluzy i czapki i spodenki :) Dzieci pałętały się pod stołem. W niedługim czasie wysłałyśmy pierwsze zlecenie do szwalni. Kiedy odebrałyśmy pierwszą dostawę (przez balkon mojego mieszkania na paterze) na naszych twarzach pojawił się uśmiech, ale też wielki znak zapytania w oczach. Co dalej? Na szczęście nie miałyśmy dużo czasu, żeby rozmyślać. Musiałyśmy działać.
W każdej kolekcji chcemy dać klientkom coś nowego. Mamy bardzo dużo stałych klientów - to najważniejsze, że ludzie do nas wracają. U nas dorośli ubierają się jak dzieci i nikt nie wygląda jakby się przebrał, wszystkie modele ubrań muszą być uniwersalne. Stawiamy też na wygodę. Sukienki nie są dopasowane. Jesteśmy mamami i wiemy, że po ciąży zaczyna się życie "na wdechu". Au nas w każdej sukience czy bluzce możesz być "na wydechu" i tego się trzymamy :)
Czyli ma Pani głowę do interesów :)
Prowadzenie dwóch biznesów łączy Pani z samodzielnym wychowaniem córek, 5-letniej Franki i 3-letniej Stefki...
Mieszkamy same i sama muszę organizować ich i swoje życie. Mam cudowną nianię do pomocy, bez niej to już bym chyba usiadła i płakała :) Prowadząc takie życie muszę być maksymalnie zorganizowana. Czasem jak jedna rzecz się wysypie to reszta leci w dół jak domino. Ale staram się nie wpadać w panikę...No dobra, nie zawsze się udaje, ale staram się. Biorę głęboki wdech i kombinuję co i jak, żeby udało się odebrać Frankę z przedszkola, odwieźć do domu, wypuścić nianię i zorganizować kolejną która pobawi się z dziewczynkami, a ja w tym czasie pojadę do przedszkola na zebranie. Nie mogę żyć spontanicznie, a brakuje mi tego. Ale czasem wystarczy mi jeden dzień, żeby zorganizować romantyczny wyjazd we dwoje więc trochę to jednak spontaniczne… nie?
A kiedy Pani znajduje czas dla siebie...? Hobby, czas wolny, wspólne wieczory z przyjaciółkami?
Przydałoby się wydłużyć dobę?
Cudne dzieciaki, dwa własne biznesy, przyjaciele, miłość, sport a przy tym jeszcze czas na samą siebie...Chce Pani od życia jeszcze więcej? :)
Zapraszamy do dyskusji
Co Wy o tym sądzicie? Czy doba powinna być dluższa? ;-) Czy myślicie, że pogrzebiemy wreszcie topos Matki-Polki, która ma pracować dla dobra społeczeństwa, dzieci i mężczyzny, a nie może się spełniać sama w tym co robi? Czy zdrowy egoizm musi się wykluczać z miłością do partnera i dzieci?