Związkowcy i politycy w Danii alarmują, że Polacy zabierają pracę Duńczykom
Związkowcy i politycy w Danii alarmują, że Polacy zabierają pracę Duńczykom Fot. Fagbladet 3F

„Mamy dość tego, że polskie ciężarówki wyjeżdżają z Danii wypakowane telewizorami skradzionymi z naszych domków letniskowych” - mówił niedawno eurodeputowany Duńskiej Partii Ludowej. Tej samej, która zwyciężyła w wyborach do europarlamentu i którą poparł niemal co czwarty wyborca w Danii. Bo antyimigrancki, a często antypolski przekaz, pada tam na wyjątkowo podatny grunt. – Duńczycy zmieniają nastawienie do Polaków. Politycy robią z nas wrogów, a ludzie zaczynają w to wierzyć – mówi naTemat Aleksander Jannerup, Polak mieszkający w Danii od 27 lat.

REKLAMA
O ile niechęć do Polaków w Wielkiej Brytanii i Holandii to temat znany i opisany, o tyle do tej pory nie słychać było o często bardzo podobnych problemach duńskiej Polonii. A ta od 2009 roku, czyli od kiedy tamtejszy rynek pracy całkowicie otworzył się dla Polaków, liczebnie rośnie w siłę. Dziś w Danii mieszka ponad 30 tys. osób polskiego pochodzenia i to druga po imigrantach z Turcji grupa narodowościowa.
Antypolskie paliwo dla partii
Ich sytuacja przypomina tę Polaków na Wyspach choćby ze względu na kontekst polityczny. Tak jak brytyjskie eurowybory wygrała strasząca polskimi imigrantami Partia Niepodległości UKIP Nigela Farage’a, tak porównywalny sukces w Danii odniosła podobnie sprofilowana Partia Ludowa. Jej czołowy deputowany Morten Messerschmidt (autor tekstu o „polskich ciężarówkach” z telewizorami) dostał prawie pół miliona głosów. Czym sobie na nie zasłużył? Między innymi niewybrednymi ciosami w Polonię.
Kiedy wybuchł skandal z holenderskim portalem, za którego pośrednictwem można było donosić na Polaków, Messerschmidt był zachwycony. – To bardzo dobrze, że Gert Wilders zwrócił uwagę na ten wielki problem, bo zmaga się z nim nie tylko Holandia, ale również Dania. Od rozszerzenia UE mamy do czynienia z bandami przestępców oraz ludźmi, którzy nie przestrzegają układów zbiorowych na rynku pracy. Wiele osób z Europy Środkowo-Wschodniej łamie nasze przepisy – mówił. I zapowiadał, że Duńska Partia Ludowa może uruchomić podobną stronę u siebie.
Innym razem, w 2010 roku, krytykował Polaków za to, że odbierają Duńczykom pracę, bo godzą się na zaniżone stawki. Podał przykład imigrantów z naszego kraju zatrudnionych do renowacji 40 szkół w Kopenhadze. Jako że najęła ich firma pośrednicząca, nie musieli dostawać minimalnej pensji. – Robotnicy dostają 80 proc. swojej pensji w Danii pod stołem, a tylko 20 proc. legalnie w Polsce – przekonywał.

"Polak świętuje na krzywdzie Duńczyka"
Józef Ordyniec, prezes działającego w Kopenhadze stowarzyszenia „Ognisko”, w rozmowie z naTemat potwierdza, że właśnie w te tony najczęściej biją krytycy polskich, i nie tylko, imigrantów. – Minimalna stawka godzinowa wynosi tutaj 110 koron, czyli jakieś 56 złotych. Ale polskie firmy przyjeżdżają i robią za pośredników, co sprawia, że niektórym pracownikom płaci się nawet 25 złotych za godzinę. Najczęściej w budowlance. Z tym Duńczycy nie mogą się pogodzić – tłumaczy.
Jak twierdzi, na czele frontu przeciwko takim pracownikom z Polski stoją nie tyle politycy, co związkowcy. Największe związki nie mogą znieść też tego, że duńskie firmy inwestują w Polsce, bo mogą liczyć na unijne dotacje. Najbardziej intensywnie nagonkę prowadzi związkowy magazyn „Fagbladet 3F", gdzie mamy swój dział „EU’s Polske Jobfest”, czyli „polskie święto pracy za unijne pieniądze”.
– Coś się tam od jakiegoś czasu kotłuje. Na szczęście póki co to jest raczej dyskusja na spokojnie - zaznacza Ordyniec.
Zabrał w niej głos m.in. polski ambasador w Danii Rafał Wiśniewski. Miesiąc temu na łamach dziennika „Jyllands-Posten” zaprotestował przeciwko stereotypowi Polaka „nieuczciwego cwaniaka z Europy Wschodniej”. – Czy naprawdę chcemy takiej Unii Europejskiej XXI wieku? Przecież możemy odpowiedzieć tym samym: wojną z duńskim mięsem i masłem, ograniczaniem zagranicznych inwestycji duńskich hodowców, bankowców czy sieci sklepów – napisał.
Mają nas za brudasów i złodziei
Niechęć do imigrantów z Polski to jednak nie tylko publikacje w prasie i komentarze polityków. Aleksander Jannerup z portalu Polonia.dk podkreśla, że dzięki nim w społeczeństwie utrwala się negatywny wizerunek Polaka. A to jego zdaniem przekłada się na relacje międzyludzkie. – Można usłyszeć, że Polacy na czele „band ze Wschodu” opróżniają dzielnice Kopenhagi i wysyłają wszystko do swojego kraju. Duńczycy mają nas za złodziei – mówi naTemat.
Dwa lata temu potwierdziła to publikacja „Jyllands-Posten” i materiał w państwowej telewizji. Wniosek był taki, że Polska jest krajem, gdzie znajduje się większość z ukradzionych w Danii samochodów. Dziennikarze odwiedzili nawet giełdę samochodową w Poznaniu, gdzie miały trafiać łupy ze Skandynawii.
– Generalnie wyobrażenie o Polakach jest takie, że pracują dużo i ciężko, nie oczekują wiele, mieszkają po kilka osób w mieszkaniu, palą, piją i się nie myją. My próbujemy z tym walczyć – stwierdza Jannerup.
– Na szczęście nie było przypadków przemocy wobec Polaków. Tyle że coraz trudniej zdobyć im pracę. I nie chodzi o to, że pracują źle, a właśnie o to, jak Polonia jest postrzegana.