Niedługo trwała w Sejmie pikieta przeciwników budowania wiatraków. Pod osłoną nocy protestujący zostali siłą usunięci z budynku. Nikt z polityków nie zainteresował ich postulatami, choć niedawno protestujący na tych samych korytarzach rodzicie niepełnosprawnych dzieci byli w centrum zainteresowania rządzących i opozycji. – Usuwanie siłą matek z dziećmi na oczach kamer wyglądałoby strasznie – wyjaśnia Arkadiusz Mularczyk z Solidarnej Polski, który był aktywny podczas poprzedniego protestu.
Ekolodzy weszli Sejmu na zaproszenie posłanki Anny Zalewskiej z PiS pracującej w komisji sejmowej, która zajmuje się ustawą o elektrowniach wiatrowych. Protestujący z jednorazowymi przepustkami mogli przebywać tam jedynie do północy, ale postanowili, że rozszerzą swój protest i pozostaną dłużej – podobnie jak w marcu zrobili to rodzice niepełnosprawnych dzieci. Tu nastąpiło jednak brutalne zderzenie z rzeczywistością.
Nocna zmiana
Straż marszałkowska siłą usunęła protestujących. – Zostaliśmy napadnięci przez służby sejmowe. W czarnych mundurach wpadło 40 ludzi, powykręcali nam ręce i wynieśli z budynku – relacjonuje przewodniczący protestujących Leszek Matusik. Lider ekologów zaznacza, że ma żal do wszystkich parlamentarzystów i rządzących, że „nie biorą udziału w tak ważnej kwestii dla Polski”.
W czwartek na posiedzeniu podkomisji posłowie mieli zająć się nowelizacją prawa budowlanego w sprawie lokalizacji elektrowni wiatrowych. Wśród zmian postulowano wprowadzenie limit odległości budowy wiatraków od zabudowań. Zapis ten został jednak odrzucony głosami koalicji rządzącej.
Ekolodzy zapowiadają walkę do skutku. – Będziemy manifestować na ulicach Warszawy, aż rząd nie wprowadzi specustawy – przekonuje Matusik. Podkreśla jednocześnie, że nie są oni przeciwko zielonej energii, ale nie może być ona zagrożeniem dla życia.
Jakie konkretnie mają postulaty? Walczą o wprowadzanie gwarancji, że wiatraki będą stawiane w odległości co najmniej 3 km od zabudowań. Obecnie nie ma żadnych regulacji w tym zakresie. – Wiatraki teraz nawet niewiele ponad 200 metrów od domów, mimo że według opinii ministra zdrowia z 2012 odległość powinna być 10 razy większa – tłumaczy Matusik. Wtedy hałas staje się mniej uciążliwy, a stroboskopowy cień rzucany przez obracające się łopaty nie działa na nerwy. O szczątkach szatkowanych ptaków nie wspominając.
Bojkot dla wybranych
Rodzicie niepełnosprawnych dzieci, którzy walczyli o wyższe świadczenia pielęgnacyjne, przebywali w Sejmie przez dwa tygodnie. Z protestującymi spotykali się posłowie, rozmawiał premier, a temat z zainteresowaniem śledziły media. Rodzice pokojowo opuścili gmach parlamentu.
Dlaczego zatem teraz protestujących pozbyto się siłą? Na to pytanie nie odpowiedziała nam rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska, ani Kancelaria Sejmu. Otrzymaliśmy jednie ogólnikowy urzędowy komunikat.
Arkadiusz Mularczyk z Solidarnej Polski, który angażował się ws. poprzedniego sejmowego bojkotu, tym razem nie zdążył zainteresować się protestującymi, ale zaznaczył, że będzie śledził sytuację. Poseł tłumaczy również dlaczego, coraz częściej będzie dochodziło do podobnych protestów na sejmowych korytarzach. – Ta cała sytuacja, wcześniej z rodzicami, a teraz ekologami, pokazuje, że dzieje się coś złego z dialogiem społecznym – mówi i dodaje, że „władza ma głęboko w nosie zwykłe protesty, bo są one nieskuteczne w naszym systemie demokratycznym”.
Polityk wyjaśnia także, że szybkie spacyfikowanie protestu ekologów nie wzbudziło kontrowersji, a podobne działanie w przypadku poprzedniego protestu w sejmie, byłoby skandalem. – Widok siłą wynoszonych matek z dziećmi byłby straszny – wyjaśnia poseł. Dlaczego ekologami nikt się nie przejął?
Mularczyk mówi wprost - ekolodzy nie przebili się jeszcze do świadomości społecznej, a ich obraz w naszym kraju nie jest jednoznacznie pozytywny.
Komunikat Kancelarii Sejmu
Działając na podstawie Regulaminu Sejmu i ustawy o Biurze Ochrony Rządu, wczoraj godzinę po zakończeniu obrad Sejmu Straż Marszałkowska wyprowadziła z budynku sejmowego osoby, które rozpoczęły strajk okupacyjny. Osoby te otrzymały przepustki sejmowe w związku z udziałem w posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. energii wiatrowej bezpiecznej dla ludzi i środowiska. Zespół zakończył obrady o godz. 14.53.
Przed interwencją przedstawiciele Kancelarii Sejmu prosili strajkujących o opuszczenie gmachu i poinformowali o konsekwencjach prawnych dalszego okupowania publicznego budynku. Następnie osoby okupujące zostały zgodnie z procedurą trzykrotnie wezwane do opuszczenia gmachu i poinformowane, że zostaną wyprowadzone, jeśli nie wyjdą samodzielnie. Protestujący nie poddali się wezwaniom.
Straż Marszałkowska wyprowadziła osoby protestujące z budynku. Komendant wydał strażnikom polecenie, by nie używali środków przymusu bezpośredniego. W czasie interwencji obecny był lekarz wraz z zespołem medycznym. Żadna z osób, które okupowały budynek Sejmu nie została poszkodowana.
Po wyprowadzeniu, osoby okupujące Sejm zostały przekazane Policji. Pozostawione przez nie w Sejmie rzeczy zostały opisane, sfotografowane i zaprotokołowane, a następnie niezwłocznie im zwrócone. Nie zniszczono ani nie wykasowano żadnych materiałów.
Szef Kancelarii Sejmu, na podstawie art. 304 § 2 Kodeksu postępowania karnego, złożył do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa opisanego w art. 193 Kodeksu karnego, polegającego na bezprawnym przebywaniu grupy osób w budynku będącym w zarządzie Kancelarii Sejmu po bezskutecznym wezwaniu ich do jego opuszczenia.
Skuteczny protest
Podobnie całą sprawę i różne podejście rządzących do obu protestów, ocenia dr Piotr Broda-Wysocki, socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. – Są tematy bardziej i mniej nośne, a wrażliwość społeczna jest zróżnicowana. Przekonuje, że „dzieci bardziej poruszają sumienia, bo są z definicji niewinne”. – Im bardziej chore dzieci, tym większe emocje – dodaje socjolog. – Za recydywistami nikt by się nie ujął.
Broda-Wysocki przestrzega jednak przed uciekaniem się do podobnych emocji przez inne grupy interesu, bo byłoby to „cyniczne i zabójcze dla demokracji”.
Podkreśla również, że ekolodzy są w niełatwej sytuacji, gdyż wiadomość ekologiczna nie jest w Polsce rozwinięta. – Bardziej boimy się choroby dziecka niż zanieczyszczonego powietrza, bo to bardziej namacalne – dodaje.
Protest w Sejmie, to zarówno dla rodziców oraz ekologów, ostateczność i akt desperacji. Dwie skraje reakcje polityków uświadamiają, że nie tylko jest ważne, o co się walczy, ale też jak to będzie odebrane przez społeczeństwo.
– Im bardziej wrażliwe społecznie zjawiska, tym więcej zbiega się polityków, żeby się wylansować – socjolog nie pozostawia złudzeń. - Nawet jak nie mają nic do powiedzenia, to przyjdą i poklepią po plecach.