Szymon Hołownia prowadzi Fundację Kasisi, która wspiera podopiecznych sierocińca w Zambii
Szymon Hołownia prowadzi Fundację Kasisi, która wspiera podopiecznych sierocińca w Zambii Fot. Marcin Onufryjuk / AG

Dziennikarz Szymon Hołownia w ubiegłym roku założył Fundację Kasisi, która pomaga w prowadzeniu domu dla osieroconych i chorych dzieci w Zambii. Jak mówi w rozmowie z "Newsweekiem", zaskoczyło go to, jak wielu Polaków chce finansowo wspierać fundację. „Crowdfunding naprawdę robi cuda. Przez ten rok zrealizowaliśmy osiem dużych projektów, w ciągu dwóch miesięcy zebraliśmy 115 tysięcy na ambulans. Zwykli ludzie zostawiają u nas czasem ostatnie kilkadziesiąt złotych” – opowiada.

REKLAMA
Skąd pomysł stworzenia organizacji, która będzie opiekowała się dziećmi z Afryki? Hołownia w wywiadzie dla "Newsweeka" wyjaśnia, że na początku pomagał mieszkańcom sierocińca w Kasisi z własnych pieniędzy, ale oszczędności szybko się skończyły.
„Pomyślałem, że powołam fundację. Skoro mnie Kasisi tak poruszyło, może poruszy innych. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, jak wspaniale ludzie zareagowali. Najbardziej jestem dumny z tych kilku tysięcy opiekunów, którzy przystąpili do Adopcji Serca. To trudny projekt, bo masz praktycznie same obowiązki, zero praw. Pieniądze od wszystkich opiekunów idą do wspólnej kasy i służą wszystkim dzieciom. Bo jak czułyby się te, które nie zostały przez nikogo adoptowane?” – mówi.
Fundacja nie umożliwia adopcji. Dorośli mogą tylko dyskretnie towarzyszyć dzieciom i pomagać im, niezależnie od tego, czy one zechcą się zaprzyjaźnić „w realu”. Polacy składają się np. na jedzenie dla dzieci. Bogatych jednak Hołownia o wsparcie nie prosi.
Szymon Hołownia

To nie ma sensu. Oni miesiącami trzęsą się nad każdą pięciozłotówką, żądają spotkań, biznesplanów, by w końcu oznajmić: ‚Jak wam damy, to kupicie za to jedzenie, jedzenie dzieci zjedzą, a przecież trzeba ludziom dawać wędkę, a nie rybę’. Zawsze wtedy odpowiadam: ‚Świetnie, więc niech pan/pani daje ludziom te wędki, a ja będę ich karmił rybą, żeby byli w stanie owe wędki wziąć do ręki’.


Z pracy w fundacji, która wymaga dużego zaangażowania i spędzania wielu godzin w samolotach, ma olbrzymią satysfakcję. "Bywa, że czuję ekscytację. Z tego, że czegoś nie było, a jest. Że udało się poprawić pięć centymetrów świata, a nie lamentować nad tym, że ludzie generalnie są źli i nic nie ma sensu" – zaznacza.
Szymon Hołownia

Na świecie można wyprodukować żywność dla 17 miliardów ludzi. Jest na nim dość leków, wody, tylko są cholernie niesprawiedliwie podzielone. Więc zamiast psioczyć na polityków i szatana, zmień te proporcje. Zalajkuj nas, uśmiechnij się, zmów zdrowaśkę, zrób przelew na dychę. A gdy masz ochotę po raz 120. zadać mi pytanie: „Dlaczego pan pomaga afrykańskim, a nie polskim dzieciom? Bo co, kręci pana bieda pod palmami?”, zauważ, że prosząc o dychę, zawsze zostawiam ci w portfelu drugą, którą możesz przeznaczyć na pomoc polskim dzieciom.


Sam nie adoptował żadnego dziecka. Przekonuje jednak, że właściwie to wszystkie są jego. "Mógłbym wymieniać i wymieniać: Chile, Agnes, Moses, Joseph, Elisha, który ma 16 lat, wygląda na dwa razy więcej, ale umysł i serce ma wciąż nastolatka. (...) Mnie to kompletnie rozwala, gdy na mój widok lecą z każdego zakątka domu, krzycząc: „Shimoni, Shimoni, we love you!”. Krzyczą nawet, jak widzą samolot" – mówi.
Nie wyobraża sobie, by mógł w przyszłości zrezygnować z pomocy dzieciom z Kasisi. Nawet, gdy założy rodzinę. "Nie mógłbym być z kimś, kto by tego nie zaakceptował. Kocham Afrykę, coraz lepiej ją rozumiem, ale z Polski nie zrezygnuję nigdy. Choć odkąd spędzam pół życia w samolotach, czuję też, że w globalnym świecie mój dom jest dosłownie wszędzie. Że każda moja decyzja powoduje efekt motyla, który coś zmienia w życiu człowieka na drugim" – stwierdza.
Informacje o działalności fundacji Hołowni można znaleźć na www.fundacjakasisi.pl.
Źródło: "Newsweek"