Były ginekolog Bolesław Piecha jest jednym z lekarzy, którzy wykonali najwięcej aborcji w Polsce. Dzisiaj jest jej przeciwnikiem. – Myślenie w kategoriach życia i śmierci o zabiegu aborcji to było moje dojrzewanie osobowościowe – mówi w "Bez autoryzacji" senator Prawa i Sprawiedliwości, wybrany właśnie do PE. I przyznaje, że wahałby się, czy podpisać Deklarację Wiary.
Lekarze są od leczenia, czy od debat filozoficznych? Mam wrażenie, że w ostatnich dwóch tygodniach skupili się na tym drugim.
Rozumiem, że pana mocno bulwersuje ta sytuacja, ale ja jestem już dość wiekowym człowiekiem i pamiętam takie czasy, gdzie murarze byli od budowania, a nauczyciele od uczenia. Pamięta pan, kiedy takie hasła padały? Dzisiaj mamy wolność, a debata toczy się obok ich pracy – lekarze nadal leczą. A część z nich uznała, że warto powiedzieć o swoim światopoglądzie, ale nadal leczą.
Doprawdy? Lektura nowego „Newsweeka” pokazuje co innego. Dziennikarki podawały się za osoby potrzebujące pomocy ginekologów i jej nie dostawały, pomimo że prawo każe lekarzom się nimi zająć.
Lekarze mają prawo odmówić aborcji, to zgodne z prawem, w kodeksie etyki lekarskiej to się nazywa klauzulą sumienia. Jeżeli pan uzna, że aborcja jest zabiegiem leczniczym, to będziemy musieli wchodzić na inne szczeble dyskusji, bo tak nie jest. Jest procedurą medyczną i zgodnie z kodeksem etyki można z nich zrezygnować. Co więcej, część lekarzy nie wykonuje niektórych procedur medycznych, bo się na nich nie zna.
Ale w tej sytuacji mamy do czynienia z pewnym konfliktem sumienia. To dopuszczalne w polskim prawie, ale i w wielu krajach europejskich, skąd bierzemy tą całą poprawność polityczną.
Lekarze powinni pomóc takim osobom, pokierować je do innego specjalisty, a sygnatariusze Deklaracji tego nie zrobili.
Sprawy dotyczące wyjątków aborcyjnych nie są najlepiej w polskim prawie uregulowane, jest dużo wątpliwości. Na przykład nie ma mowy o ciąży z gwałtu, tylko z „czynu niedozwolonego”, a to już daje pole do interpretacji. Ale rzeczywiście jest mowa o tym, że lekarz powinien wskazać kogoś, kto zabieg przeprowadzi.
Jeśli to byłoby dobrze uregulowane, państwo powinno stworzyć takie ośrodki, jak kliniki aborcyjne w Stanach Zjednoczonych, które nie mają nic wspólnego z normalnym szpitalem – wykonuje się tam tylko aborcje. To byłby krok we właściwym kierunku, choć odezwą się od razu przeciwnicy i powiedzą, że w Stanach aborcja jest w znacznie szerszym zakresie niż nasz kompromis.
Kiedy dyskutowano o kompromisie aborcyjnym, uznaliśmy, że jakoś to będzie, myśleliśmy, że pójdzie się do szpitala i wykona zabieg, a jest inaczej. Ale musimy szanować to, że część lekarzy nie chce wykonać takiego zabiegu. Odium spadło właściwie na dwie grupy: ginekologów i anestezjologów, oni są w ten proceder medyczny zaangażowani.
Być może to, co dzieje się wokół deklaracji wiary, będzie dobrym przyczynkiem do tego, aby te kwestie uregulować, aby nie było takiego konfliktu, jaki opisano w „Newsweeku”. Wtedy rozstrzygnie się, czy to niewywiązanie się z obowiązków, czy wolno mu stosować klauzulę sumienia w wypadkach innych niż wymienione enumeratywnie, ale wtedy, kiedy on uzna to za stosowne. To dopiero początek dyskusji. Potrzebnej dyskusji.
Podpisałby pan deklarację sumienia, gdyby istniała w czasach, kiedy był pan praktykującym lekarzem?
Nie wiem, bo generalnie całość jest przerysowana. Ci lekarze, którzy posługują się klauzulą sumienia wiedzą kiedy mogą się zgodzić na określone procedury medyczne. Poza tym część sygnatariuszy traktuje to jako manifest, ale nie mnie decydować, czy tak jest dobrze czy źle. Nie wiem, czy jakakolwiek Deklaracja Wiary, nawet tak dobrze brzmiąca, powinna być tak publicznie podejmowana.
Otwarcie mówię o swojej przeszłości, więc pewnie jakiś manifest w swoim życiorysie, w podsumowaniu mojej niechlubnej przeszłości, wymieniałem.
Czuł pan, że łamano panu sumienie, kiedy musiał pan wykonywać zabiegi aborcji?
Wtedy byłem troszeczkę odhumanizowany, myślenie w kategoriach życia i śmierci o zabiegu aborcji to było moje dojrzewanie osobowościowe. Wtedy niczego takiego nie czułem, ale naciski były silne, może część lekarzy coś takiego odczuwała. To były lata 80., nie było łatwo. Ale wtedy odmawiałem i dość radykalnie się o tym wypowiadałem.
Byli lekarze, którzy odmawiali aborcji i nie słyszałem, żeby jakieś szykany ich spotykały w PRL-u. Dzisiaj natomiast są obiektem ostracyzmu mediów tzw. mainstreamowych i to mi się nie podoba.
Dzisiaj lekarzowi trudniej jest odmówić aborcji niż w latach 80.?
Nie, ale jest jakiś temat zastępczy i ogromny atak na moje sumienie. Jeżeli jestem katolikiem, chrześcijaninem, mam takie poglądy, to proszę je szanować, a nie dyskutować i odsądzać mnie od czci i wiary. Ja nie osądzam współobywateli za to, że wyznają islam czy protestantyzm, bo to do niczego nie prowadzi. Potrzeba odrobiny tolerancji, spodziewałbym się jej także ze strony laickich mediów, a nie tylko ze strony katolików. Uważa się, że katolicy powinni być tolerancyjni, a reszta niekoniecznie.
Ale wolność to nie dowolność. Jeśli ktoś się decyduje na pracę lekarza powinien to przyjąć z dobrodziejstwem, ale i całymi obowiązkami.
A co jest dobrodziejstwem inwentarza? Aborcja?
Z jednej strony pomaganie ofiarom wypadków czy leczenie raka…
No to się pomaga, to zdarzenia, które wymagają pomocy medycznej. Ale przyzna pan, że pomoc ofiarom gwałtu to nie kwestia medyczna, tylko prawna. Konsekwencje też nie są kwestią medyczną, tylko biologią. Przerwanie ciąży to nie jest pomoc ludziom, tylko wykonanie procedury medycznej z tych czy innych powodów.
Nikt na świecie nie nazwał aborcji pomaganiem ludziom. Nie pomaga się matce, która ze względów społecznych przerywa ciążę. Pomaga się być może – w dziwnym znaczeniu – w sposób prawny, socjalny, ale nie medyczny