Ruch Narodowy i jego sympatycy postanowili najostrzej zareagować na tzw. taśmy "Wprost". W niedzielny wieczór pod Kancelarią Premiera zorganizowali demonstrację, domagając się natychmiastowego ustąpienia premiera Donalda Tuska. Zgromadzenie dość szybko i stanowczo zostało jednak zepsute przez policję.
Z opisów części środowiska nacjonalistycznego, która relacjonowała na Facebooku i Twitterze demonstrację pod Kancelarią Premiera wynikało, że policja szybko i brutalnie postanowiła rozpędzić kilkaset osób, które pojawiły się tam, by zmusić premiera Donalda Tuska do natychmiastowej dymisji w związku z treścią materiałów opublikowanych przez "Wprost".
Z pierwszych doniesień wynikało, że funkcjonariusze mieli pałować uczestników i użyć gazu, kiedy demonstracja przeniosła się pod Sejm. Także wobec kobiet i dzieci, które Ruch Narodowy również zabrał na tę demonstrację. Demonstrujący uciekli do miasteczka namiotowego, które od kilku tygodni stoi na skwerze naprzeciwko Sejmu. Również tam doszło do przepychanek i użycia gazu przez policję.
Nieco inny obraz wydarzeń relacjonują jednak obecni na miejscu korespondenci. "Raz użyto gazu przed szlabanem, pałowania nie było, teraz kończy się spisywanie" - informuje na Twitterze Tomasz Majka z Informacyjnej Agencji Radiowej.
Z zapowiedzi lidera Ruchu Narodowego, Roberta Winnickiego wynika tymczasem, że większość uczestników demonstracji przeciwko rządowi Donalda Tuska zapowiedziało pojawienie się na podobnym proteście jutro. Tym razem ma ona odbyć się pod siedzibą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.